[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Tak, można czuć coś takiego, takie stany i mnie nie są obce.Ciemność, strach.- To nie była ciemność, to było światło, oślepiające światło i żadnego miejsca, gdzie można by się schronić, żadnej osłony, najmniejszego cienia.- Mimo to mówimy o tym samym.Panią, która zbyt długo żyła w ukryciu, w głębokim cieniu, poraziło światło.Natomiast ja nie widziałam przed sobą drogi z powodu ciemności, ja gubiłam się w mroku, w nocy.Jednak obie przeżywałyśmy te same katusze, obie miałyśmy świadomość własnej nicości i tego, że Bóg nas nie kocha.- A potem - powiedziała powoli Joan - to się stało, naprawdę się stało, jak jakiś cud.Zobaczyłam wszystko.Zobaczyłam siebie taką, jaka byłam.Obnażyłam się przed sobą samą, obnażyłam z tych moich głupich udawań, z mojej hańby.To było tak.to było tak, jakbym się na nowo narodziła.- Spojrzała niespokojnie na tę drugą kobietę.Sasha pochyliła głowę.- Wiedziałam, co powinnam zrobić.Powinnam wrócić do domu i zacząć jeszcze raz.Zbudować nowe życie.od fundamentów.Zapadła cisza.Sasha przyglądała się jej w zamyśleniu z jakimś dziwnym wyrazem twarzy.Joan zaczerwieniła się.- Chyba używam zbyt melodramatycznych i wyszukanych słów.- Nie, nie - przerwała jej Sasha.- Pani mnie nie rozumie.Pani doświadczenie było realne.ono zdarzało się wielu ludziom.Świętemu Pawłowi, innym świętym pańskim, a także zwykłym śmiertelnikom i grzesznikom.To nawrócenie.To wizja.To przyznanie się duszy do własnej zawziętości.Tak, ono było realne.Tak realne jak jedzenie obiadu czy mycie zębów.A jednak mimo wszystko zastanawiam się.- Wiem teraz, jaka byłam niedobra.wyrządziłam.wyrządziłam krzywdę komuś, kogo kocham.- Typowe wyrzuty sumienia.- Ledwo mogę się doczekać powrotu do domu.Tak wiele chciałabym powiedzieć.Powiedzieć jemu.- Jemu? To znaczy komu? Mężowi?- Tak.On jest taki dobry, tyle w nim cierpliwości, a przecież nigdy nie zaznał szczęścia.Nie uczyniłam go szczęśliwym.- Sądzi pani, że teraz da się to nadrobić?- Przynajmniej możemy sobie coś wyjaśnić.Przynajmniej dowie się, jak mi jest przykro.Może mi pomóc w.och, jak to się mówi? - Tu przyszły jej na myśl słowa, które nieraz słyszała w kościele: - Pomóc, bym od tej pory żyła nowym życiem.- To jest to, co robili święci pańscy - powiedziała Sasha poważnie.- Rozpoczynali nowe życie.- Ale ja nie jestem święta.- Nie, pani nie jest święta.Właśnie to mam na myśli.- Sasha zamilkła, po czym dodała trochę lżejszym tonem: - Proszę mi wybaczyć moje słowa.A poza tym może to nieprawda.Joan wyglądała na odrobinę zdezorientowaną.Sasha zapaliła kolejnego papierosa i wyglądając przez okno, zaczęła zaciągać się gwałtownie dymem.- Sama nie wiem - zaczęła Joan niepewnie - dlaczego o tym wszystkim pani mówię.- Ależ dlatego, że chce pani komuś powiedzieć.Pani chce o tym mówić.pani wciąż o tym myśli i pani chce o tym mówić.To dość naturalne.- Na ogół odnoszę się do ludzi z rezerwą.Sasha zrobiła rozbawioną minę.- I na ogół jest pani z tego dumna, prawda? Och, wy Anglicy! Jesteście dziwną rasą, bardzo dziwną.Tyle w was skromności i tak niechętnie przyznajecie się do cnót, a tak ochoczo chełpicie się swoimi słabościami.- Uważam, że trochę pani przesadza - powiedziała Joan ozięble.Nagle poczuła się bardzo brytyjska, bardzo odległa od tej egzotycznej, białolicej kobiety z przeciwnego rogu przedziału, kobiety, której zaledwie przed kilkoma minutami zawierzyła najintymniejsze osobiste przeżycie.- Czy zamierza pani kontynuować podróż Simplon Orient Ekspresem? - zapytała konwencjonalnie.- Nie, zostaję na noc w Stambule, a potem jadę do Wiednia - odparła Sasha i dodała beztrosko: - Możliwe, że tam umrę, ale może i nie.- Czy to znaczy.- Joan zawahała się, zakłopotana - czy pani ma jakieś przeczucie?- Ach, nie - Sasha wybuchnęła śmiechem - nic podobnego! Jadę na operację.Bardzo poważną.Taką, która niezbyt często kończy się pomyślnie.Ale w Wiedniu są dobrzy chirurdzy, a ten, który będzie mnie operował, jest wyjątkowo zdolny.To Żyd.Zawsze powtarzam, że byłoby głupotą unicestwić wszystkich Żydów w Europie.Żydzi to świetni lekarze, chirurdzy, a także artyści.- Wielki Boże, tak mi przykro.- Z tego powodu, że być może umrę? Ale jakie to ma znaczenie? Każdy kiedyś musi umrzeć.A ja może nie umrę.Wie pani, co wtedy zrobię? Jeśli przeżyję, wstąpię do pewnego klasztoru o bardzo ścisłej regule.Tam się nie mówi, nigdy, tam się tylko rozmyśla i modli.Joan zabrakło wyobraźni, aby przedstawić sobie Sashę jako wiecznie milczącą i medytującą mniszkę.Sasha mówiła dalej:- Kiedy wybuchnie wojna, świat będzie potrzebował ludzi modlących się żarliwie.- Wojna? - Joan wpatrzyła się w nią zdumiona.- Ależ tak, wojna.Za rok, najdalej za dwa lata.- Niemożliwe.Na pewno jest pani w błędzie.- Nie.Wiem to od moich bardzo dobrze poinformowanych przyjaciół.Wszystko zostało postanowione.- Wojna.Coś podobnego.Ale gdzie? I przeciwko komu?- Wszędzie i przeciwko wszystkim.Zostanie w nią wciągniętych wiele narodów.Moi przyjaciele uważają, że Niemcy zwyciężą łatwo i prędko, ale ja.ja w to nie wierzę.Chyba że istotnie zwyciężyliby bardzo, ale to bardzo prędko.Widzi pani, znam wielu Anglików i Amerykanów i wiem, jacy oni są.- Z całą pewnością nikt nie chce wojny.- A jak pani się zdaje, po co istnieje to całe Hitlerjugend?- Ale ja mam przyjaciół - powiedziała Joan, z przejęciem - którzy spędzili w Niemczech sporo czasu, i uważają, że dużo dobrego można powiedzieć o ruchu nazistowskim.- Ba! Proszę zaczekać, czy nie zmienią zdania za trzy lata.- Sasha, poddając się ruchowi hamującego pociągu, pochyliła się do przodu.- Proszę spojrzeć, dobiliśmy do Wrót Cylicyjskich.Prawda, jak tu pięknie? Wyjdźmy na zewnątrz.Wysiadły z pociągu, przystanęły i przez wielką przełęcz w łańcuchu górskim popatrzyły w dół na spowite błękitną mgłą doliny.Zbliżał się zachód słońca i powietrze było niezwykle rześkie.Jak tu pięknie, pomyślała Joan.Szkoda, że nie ma ze mną Rodneya.ROZDZIAŁ DWUNASTYVictoria.Joan czuła łomoczące w nagłym podnieceniu serce.Jakie to miłe, znów znaleźć się w ojczyźnie.Przez chwilę zdawało jej się, że nigdy stąd nie wyjeżdżała.Anglia, jej kraj.Mili angielscy bagażowi.i nie tak miły, ale za to bardzo angielski mglisty dzień!Ani romantyczny, ani piękny, po prostu kochany stary dworzec, taki sam jak zawsze, tak samo jak zawsze wygląda i tak samo pachnie!Och, pomyślała, jak to dobrze, że wróciłam.Tyle dni w podróży.Tyle krajów po drodze: Turcja i Bułgaria, i Jugosławia, i Italia, i Francja.Celnicy, odprawy paszportowe, najróżniejsze mundury, najróżniejsze języki.Była zmęczona, tak, była śmiertelnie zmęczona cudzoziemcami.Nawet ta niezwykła Rosjanka, która podróżowała z nią od Aleppo do Stambułu, ostatecznie też ją dość zmęczyła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]