[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie ma żadnej tajemnicy w leczeniu ran, sire Gwidonie, o czym zapewne mu-sisz wiedzieć.Jeśli opatrzyć je czysto, Bóg ze swej woli zadba o resztę.Roland z zachwytem podziwiał jej spokój.Wiedział, że Perrin był jej równie dro-gi jak i jemu, a przecież krzątała się koło niego z pełną rzeczowości energią i mówiłatak spokojnie, jakby prowadziła medyczny wykład na uniwersytecie.- Jak rzekłaś, pani - zgodził się templariusz.Przynajmniej na tyle miała przezorności, by wspomnieć Boga, pomyślał Rolandz niewielką ulgą.Przykryła Perrina derką, podłożyła dłoń pod głowę i uniosła ją tak, by mógł upićnieco wina z kubka, który podsunęła mu do ust. 154Kiedy wypił wszystko, jeszcze raz podała mu na nowo napełniony kubek.- Co za ból, na Boga - wydyszał Perrin.- Co się stało, brzuch mi rozpłatali?- On nic nie wie - Diana samymi wargami powiedziała do Rolanda.Poczuł tępy ból w sercu, łzy spływały mu po policzkach.Ujął Perrina za ramię ispojrzał w jego szkliste od bólu oczy.- Kto cię napadł, Perrinie?- Musieli iść za mną od Wilhelma.Zpiewałem tę piosnkę o papieżu.Była zemną dziewczyna.Jeden był wysoki, przygarbiony, Wstrętna twarz, dziobata.Po-wiedział, że lżę papieża.Zaczęli kopać.Nie pamiętam nic więcej, panie.Czy bardzoze mą zle? Umrę?- Nie, nie umrzesz - powiedziała Diana.- Wypij tyle wina, ile możesz, ulży ci wbólu.Gwidon pociągnął Rolanda w kąt izby i wyszeptał:- Byłem też u księgarza.Rozpoznałem twojego muzykanta.Rozpoznałem ludzi,którzy za nim wyszli.Paskudna kompania.Ruszyłem za nimi, ale nim zdążyłem,twój człowiek leżał już na ziemi, dziewczyna krzyczała, tamci uciekali.Kilku zeWściekłych Psów pogoniło za nimi, ale tamci mieli konie w zaułku.Jego opowiadanie było krótkie niczym dobry raport z pola bitwy.Mówił jak ry-cerz przekazujący drugiemu ważne wiadomości.Ale jak to się dzieje, że był u królo-wej, potem u Wilhelma, a teraz znów znalazł się tutaj.U księgarza spotykał się lu-dek z podejrzaną opinią, dziwne to miejsce dla templariusza.- Kto oni?- Dziobaty nazywa się Didier Długa Ręka.Włóczęga.Dobrze go znają w Dziel-nicy Aacińskiej.Często okrada studentów.Powiadają, że ma swoją norę w ruinachopactwa Saint-Germain.Perrin poruszył się, szukał ręką po ciele miejsca, skąd promieniował ból.- Nie, Perrin - Diana usiłowała ująć jego dłoń, ale było za pózno.Perrin trzy-mał rękę w pachwinie, dotykając rany zrazu z ożywionym zainteresowaniem, potemspazmatycznie zaciskając palce.Wrzeszczał, walił głową w stół, skowyczał.Diana opasała go ramionami, mocno przyciskając do piersi.Jej spokój prysł,płacz mieszał się z krzykami grajka. 155Stojący obok Diany Lucjan zamknął oczy, zasłonił uszy.I on płakał.Każdy krzyk Perrina była dla Rolanda niczym smagnięcie bata.Cierpi z mojegopowodu, myślał trubadur.Krzyki stopniowo przeszły w urywany szloch.Diana po wielu namowach zmusiła go, by wypił jeszcze trochę wina.- Nic nie można zrobić? - zajęczał.- Nie będę już mężczyzną?- Jesteś nadal mężczyzną, Perrinie - wyszeptała.- Zawsze będziesz, ale twojeciało pozostanie już okaleczone.- Przecież wy wiecie, jak położyć kres ludzkiemu cierpieniu - odpowiedział za-palczywie.- Jak sprawić, by zakończyli życie ci, których nie można uzdrowić.Uczyńcie to ze mną, jeśli mnie nie wyleczycie.Na świętego Michała! Roland poczuł lód w sercu.Tu, wobec tego templariusza!Równie dobrze Perrin od razu mógłby nazwać Dianę katarką.- Wino zaczęło działać - powiedziała Diana.- Nie wie już nawet, kim jestem.Roland się zastanawiał, czy templariuszowi wystarczy to tłumaczenie.Gwidon postąpił w stronę Perrina.- Jestem mnichem, mój synu.Roland gorączkowo myślał, że musi coś zrobić.Jeśli Gwidon domyślił się praw-dy, powinienem go zabić.Nie sprawiał wrażenia kogoś, z kim łatwo by poszło.Jaksię dostać do miecza?- Zostałeś okrutnie raniony - ciągnął Gwidon - ale nie powinieneś myśleć ośmierci.Rozpacz jest wielkim grzechem.Przyszła na ciebie chwila cierpienia.Bógmusi cię bardzo kochać, skoro wystawia cię na taką próbę.Roland pochwycił napominające spojrzenie, które Diana posłała mnichowi, i wktórym była prośba, by nie spierał się z rannym.Perrin spoglądał z przerażeniem na Gwidona.Roland domyślił się, że tamtenzrozumiał, iż powiedział zbyt wiele.Pokonany bólem i lękiem zamknął oczy i po-nownie stracił przytomność w ramionach Diany. 156- Lucjanie, nóż - zadysponowała.Znowu wydawała się opanowana.Roland nie umiał powiedzieć, czy jej spokójbardziej godny jest podziwu, czy bardziej nieludzki i przerażający.Co robić? Zabić templariusza, opatrzyć Perrina najlepiej jak można i umykać zParyża jeszcze dzisiejszej nocy? Wiem, że Adriana i Lucjan nie zdradzą.Nie, morderstwo zbyt wielkim ciężarem legnie im na sumieniu, nie będą potrafi-li milczeć.Lucjan szybko dobył z węgli długi, rozżarzony do czerwoności nóż o szerokimostrzu i podał go Dianie.Bez wahania przyłożyła go do krocza Perrina.Roland usły-szał syk wypalanego ciała.Nieprzytomny muzykant wydał przeciągły, niesamowity jęk.Ręka Rolanda niecierpliwie dopominała się miecza.Pierwsza rzecz, którą powi-nien uczynić, to znalezć tych ludzi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl
  • Copyright © 2016 (...) chciaÅ‚bym posiadać wszystkie oczy na ziemi, żeby patrzeć na Ciebie.
    Design: Solitaire