[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeśli nieusłyszysz gwizdnięcia, to nie wchodz, wtedy ja wyjdę tylnymidrzwiami, przyjdę tutaj i wrócimy nad strumień.Jasne?- Dobrze - odpowiada szeptem.- Boli mnie, kiedy stoję albochodzę.- Jak wejdziesz do domu, to od razu się połóż.- Kręci mi się w głowie.- Wiem - mówię, bo naprawdę wiem, jak to jest.Mnie też się tak kręci w głowie, kiedy on mnie uderzy, ale gdy sięprześpię, to mija.- Nie mogę już iść dalej - mówi Emma.- Przestań jęczeć i chodz szybciej.Już prawie jesteśmy namiejscu.Ja po tym laniu nie jęczę nawet w połowie tyle co ona.Najczęściej jest dzielna i nic nie mówi, ale widocznie dzisiaj makiepski dzień.Z tyłu domu widać światło w kuchni, ale nie da się zgadnąć, ktotam jest.Jeśli mama, to dobrze, jeśli Richard, to zle.- Pamiętaj, nasłuchuj, czy gwiżdżę - mówię cicho i mam tylkonadzieję, że słyszy, bo została dosyć daleko za mną.Zwalniam, gdy jestem o jakieś sto lalek Barbie od tylnych drzwi, inasłuchuję jakiegoś dzwięku, który mógłby mi powiedzieć, kto jest wkuchni, ale nic nie słyszę.Jeszcze kilka kroków i będę mogła dać susapod okno, a wtedy zajrzę i sprawdzę.Raz.Dwa.Trzy.i już jestempod oknem, które znajduje się tuż nad zlewem.Nie pomyślałam wcześniej o tym, że krawędz okna jest wyżej niżmoja głowa, więc teraz muszę przepchnąć.wielki.kamień.aaach.w miejsce, z którego coś zobaczę, gdy na nim stanę.Już.Zwietnie.Brzeg parapetu jest tak brudny i zakurzony, że wpierwszej chwili moje palce ześlizgują się z niego, ale chwytammocniej i powoli.powoli.podnoszę głowę do samego rogu szyby.Widzę stojący pośrodku stół o gładkich metalowych krawędziach,na nim popielniczkę mamy, a tuż przed sobą muchy, które obsiadłyresztki jedzenia na talerzach odstawionych do zmywania.Pewniemama czeka, aż w puszce znajdą się kolejne skrawki mydła, bo talerzezbierają się już od kilku dni.Muchy przelatują z jednego na drugi,obżerając się, ile wlezie.Te duże gryzą naprawdę mocno i zostawiająna mojej skórze czerwone ślady.Dziwne, że chociaż światło się pali, w kuchni nie ma nikogo.Mama zawsze krzyczy, gdy nie gasimy światła - zaraz! Jest.Idzieprosto w moją stronę, więc szybko pochylam głowę, żeby mnie niezauważyła.Słyszę szczękanie - pewnie przestawia naczynia w zlewie,a potem zapada cisza i znów podnoszę głowę wyżej, żeby zobaczyć,co się dzieje.Szuranie.Ktoś odsuwa krzesło od stołu i znowu widzę mamę, jakzapala następnego papierosa."Zaciąga się głęboko i wydmuchuje dymw stronę sufitu.Już chcę się odwrócić i gwizdnąć do Emmy,sygnalizując, że droga wolna, ale powstrzymuję się, bo słyszęskrzypienie desek podłogi pod ciężarem Richarda i po chwili on sampojawia się w moim polu widzenia.Stoi w drzwiach i pije piwo, taksamo jak przedtem.- Idz stąd - mówi mama.Słyszę ją bardzo wyraznie.Richard spogląda ponad jej głową i przez moment myślę, żeprzyłapał mnie na szpiegowaniu, ale zaraz zdaję sobie sprawę, że onpatrzy na zlew.- Kiedy wreszcie zaczniesz się zachowywać jak prawdziwakobieta i wezmiesz się do sprzątania? - Gdy mówi, górna wargazawija mu się w stronę nosa.Mama odpowiada, ale nie słyszę dobrze, bo mówiąc, zaciąga siępapierosem.- Co? - Richard spogląda na nią przez ramię.Mama siedzi z głową opartą na dłoniach, papierosa trzymamiędzy dwoma pierwszymi palcami prawej ręki. - Czas najwyższy, żebyś załatał tę dziurę w dachu nad naszymigłowami - mówi.- Masz szczęście, że wychodzę, bo inaczej bym ci zrobił dziurę wgłowie, taką dużą jak ta pięść! - Przechyla butelkę, wysącza to, co wniej pozostało, i rzuca ją w stronę zlewu.w moją stronę.Butelka rozbija się na stercie naczyń i kawałki szkła uderzają wszybę okna.Chowam się szybko, bo boję się, że szyba pęknie, izaciskam mocno oczy, ale na wewnętrznej stronie powiek utrwalonymam obraz mamy siedzącej przy stole i palącej papierosa.Nawet niedrgnęła, gdy ramię Richarda podniosło się i butelka poleciała przezcałą kuchnię.Ani wtedy, gdy rozbiła się w zlewie.Słyszę trzaśnięcie frontowych drzwi, tak mocne, że ściana, którejdotykam, drży.Teraz wreszcie droga jest wolna.Ciężarówka, grzechocząc i pokasłując, oddala się od domu.Odwracam się od ściany i gwiżdżę, ale w miejscu, gdzie powinnabyć Emma, krzewy w ogóle się nie poruszają, więc gwiżdżę jeszczeraz.Dalej nic.Pewnie usnęła, czekając na mój sygnał.- Hej, Em! - wołam głośnym szeptem.Wokół panuje cisza, więcidę wzdłuż smugi światła padającej z okna na ziemię aż do brzeguścieżki.- Możesz teraz wejść!- Hm? - odzywa się cichy, zmęczony głos tuż obok moich nóg.- Gdzie ty jesteś?- Tutaj - odpowiada.Moje oczy przyzwyczajają się do ciemności i widzę ją.Zwiniętaw kłębek, leży na ziemi o jakieś trzy lalki Barbie od moich stóp.- Chodz.- Przyklękam obok, żeby jej pomóc.Wiem, że w głowiejej dudni i przez to czuje się o wiele bardziej zmęczona niż na samympoczątku.Ostatnio, gdy to ja dostałam w głowę, za każdym razem gdypodnosiłam się zbyt szybko, mózg omal nie wyskakiwał mi z czaszki,więc wiem, jak ona się teraz czuje.- Chodz.Obejmij mnie za ramiona,to pomogę ci wstać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]