[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I tak też ci młodzi postąpili.Wskazali przybyszom drogę, choć to nie było łatwe.Biali ciągnęli z sobą siedemwozów.Chwilami ich szef odzywał się: Tu rozbijemyobóz".Galopował wtedy po okolicy, ścinał drzewa i sporządzał nowe mapy.A potem wracał i mówił: Macie rację, ruszamy dalej".To w czasie tych postojów młodzi ludzie dowiedzielisię o Jezusie.Usłyszeli o kimś takim po raz pierwszy w życiu.Poznali historię o przybiciu Jezusa gwozdziami dokrzyża, opowiedział im o tym pastor Hopkins.Ilekroć wypadało im przeprawić się przez rzekę, ten człowiek najpierw kładł się na plecach.Wsuwano mu do ust lejeki wlewano grog.Musiał się upijać, ale młodym ludziomnigdy nie proponowano owego napoju, nie wiedzieliwięc, co to takiego.Pastor Hopkins opowiedział ludziom z plemienia Narcoo historię świętego Barnaby, pożartego przez lwa,i świętej Katarzyny, łamanej kołem.Oraz historię świętego Sebastiana, zabitego strzałami z łuku.Oczywiście ludzie z plemienia Narcoo różne sprawypojmowali mylnie, ale wiele rozumieli doskonale.Jednąz tych rzeczy, których nie rozumieli, były skrzynie wiezione na wozach: nabrali przekonania, że wiążą się one z treścią usłyszanych opowieści.Ze to przedmioty święte, które są przedmiotem marzeń białych ludzi.Zjazd z Mount Leadenhall był tak stromy, że przybysze musieli opuszczać wozy na rolkach i linach.Wielki592 Oskar i Lucyndakłopot sprawiło przyprzęganie wołów do lin i prowadzenie ich w taki sposób, by ściągnąć furgony bezpiecznie nadół.Zdarzył się przy tym wypadek, jedna ze skrzyń wypadła na ziemię i biali ludzie natychmiast ją otworzyli.Naturalnie ludzie z plemienia Narcoo też byli ciekawi, cosię znajduje w środku.I wiecie, co zobaczyli? Szkło.Nigdy przedtem czegośtakiego nie widzieli.Okna w Kempsey i w Port Macquariemiały oszklone szyby, ale ci ludzie nie byli w żadnej z tychmiejscowości.Przekonali się, że jest ono ostre.To było ichpierwsze doświadczenie ze szkłem - że przecina.Przecinadrewno.Przecina ludzką skórę.Biali chcieli przejść przez Mount Dawson, ale mężczyzni z plemienia Narcoo odradzali im to.Mount Dawson była świętą górą i młodym ludziom zabraniano na niąwchodzić.Byłoby to sprzeczne z plemiennym prawem.Wtedy przywódca wyprawy zastrzelił z pistoletu jednegoz ludzi z plemienia Narcoo.Drugi nazywał się Odalberee.I ten Odalberee przeprowadził białych przez szczytMount Dawson i w dół, do Bellinger Valley.Ułożył pieśń:Szklane ostrza.Nigdy przedtem ich nie widzieliśmy.Teraz są tu, wśród nas.Są święte dla obcych.Szkło przecina.Przecina kangura.Przecina bandicoota.Zcina drzewa i trawy.Zpieszcie się, obcy.Zpieszcie się do Kumbaingiri.Zostawcie nas, dobre duchy, idzcie sobie w dolinę.Odalberee sprowadził ich w dolinę, do wybrzeżaw Urundze.Uważał, że powinien przyprowadzić ich nadmorze, żeby sobie odeszli.Ale ostatniej nocy, kiedy jużprawie dotarli na miejsce, ludzie z plemienia Kumbaingiri dowiedzieli się, że obcy przybyli do ich krainy i podeszli z pochodniami do ich obozowiska.Przedarli się przezbusz, żeby z nimi porozmawiać, ale biali się ich przestra-Peter Carey 593szyli.Także i Odalberee się ich przestraszył.Ludzie z plemienia Kumbaingiri nie rozumieli jego mowy.Wybuchłastrzelanina.Pastor Hopkins wywołał wiele zamieszania.Krzyczałi biegał tam i z powrotem.Przywódca białych polecił swoim ludziom: Zwiążcietego faceta".Stał przywiązany do drzewa w parowie, pilnowało godwóch mężczyzn.Ale potem dołączyli do swoich i wrazz nimi strzelali do ludzi z plemienia Kumbaingiri.Tenczerwonowłosy mężczyzna zanosił się szlochem.Przypominał nocnego ducha.Następnego dnia Odalberee udał się do ludzi z plemienia Kumbaingiri.Opowiedział im o wszystkim,i o tym, co się działo z nim samym.Naciął sobie skórę.Przyniósł szklane ostrze, owinięte w kawałek skóry.Byłprzytłoczony myślą o śmierci tylu ludzi, do której sięprzyczynił.Przeciął sobie skórę nie tylko na piersi, alei na ramionach tym szklanym ostrzem.Wkrótce zachorował i nikt nie był w stanie go uleczyć.Niedługo potem umarł.Przez długi czas starsi z plemienia Kumbaingiri przechowywali szklane ostrze, jednak nie tam, gdzie znajdowały się święte przedmioty.Trzymano je gdzieś indziej,gdzie nie można go było odnalezć.101Oskar w Bellingen Headsad rzekę Bellinger Oskar Hopkins dotarł kompletnieodmieniony.Jego przejrzyste oczy, które tak kiedyśNirytowały Wardleya-Fisha swym świątobliwym" wyrazem, wyrażały teraz głęboką, przytłumioną wściekłość.Słońce spaliło mu skórę na twarzy niemal do kości, a nos- na tle zapadniętych policzków purpurowej barwy - wydawał się olbrzymi i haczykowaty.Oskar sprawiał wrażenie człowieka ponurego, spustoszonego wewnętrznie, wypalonego przez leśne pożary i nie umiał się zdobyć nawetna taki luksus jak łzy.Przypominał wyglądem łososia, powracającego do macierzystej rzeki, by tam umrzeć; łososia, który ma pusty żołądek i utracił już cały swój tłuszczoraz srebrną łuskę, szczęki wydłużyły mu się i zakrzywiły, cały zaś korpus sczerwieniał i zbrzydł.Ekspedycja kapitana" Jeffrisa dotarła do korytarzeki w miejscu, w którym - według rozeznania człowieka z plemienia Narcoo - mogli najłatwiej zjechać w dółbez szkody dla ładunku.Było to obskurne miejsce, dziśzwane Urunga.Wówczas nosiło nazwę Bellingen Heads.Kiedy schodzili wysuszonym, kamienistym żlebem kuwysokim, białym drzewom, człowiek z plemienia Narcoozbiegł.Pan Jeffris strzelił w stronę, w którą oddalił sięuciekinier, ale nie po to, by go trafić; pocisk rozerwał białą kakadu, a jej strzępki wzleciały w powietrze jak pierze z rozszarpanej poduszki.Peter Carey 595Oskar siedział obok pana Smitha na wozie okrytympłachtą i zwanym damskim przedziałem".Pan Smithostrzył siekierę o kamień.Butelka laudanum leżała pomiędzy nimi, ale upokarzającego lejka nigdzie nie byłowidać.Od czasu rzezi przy Sandy Creek, podopiecznyPercy'ego sam dawkował sobie laudanum.Zażywał jez małej, szklanej buteleczki, którą nosił przy sobie.Popijał z niej od czasu do czasu, ale wywoływało to taki skutek, jak polewanie wodą rozprażonego w ognisku kamienia: wydziela się wtedy para, jednak temperatura głazusię nie obniża.Siedział na twardej drewnianej ławieobok milczącego pana Smitha, który zdawał się skrywaćcały w cieniu swego kapelusza.Nadal ostrzył siekierę.Robił to teraz stale.Oskar był oszołomiony laudanum,opierał się plecami o starannie oznakowane skrzynie zeszkłem i żelaznymi prętami i od czasu do czasu pocierałbrunatne bandaże na przegubie.Zdawał sobie sprawęz tego, że krępujący go powróz mógł być zainfekowany,ale nie mógł się zdobyć na poruszenie tej kwestii, podobnie jak żadnej innej, w rozmowie z panem Jeffrisem.Teraz, kiedy znajdowali się już niemal u celu podróży, kapitan" zmienił swój stosunek do kłopotliwego uczestnikawyprawy i posunął się aż do tego, by - gdy powracał galopem z rekonesansu po rozciągających się przed nimiwzgórzach - zapytać swą ofiarę z uśmiechem, bez najmniejszej próby przeprosin, ale też i bez ironii, czy nie sądzi, że życie jest piękne.Pan Jeffris odczuwał zadowolenie.Nie dokonałwprawdzie żadnego wielkiego odkrycia - trudno o nie,kiedy się wiedzie kolumnę złożoną z siedmiu wozówprzez górzystą krainę - ale miał za sobą poważną pracę,która posłuży mu w przyszłości za dowód, iż może poprowadzić inne ekspedycje.Nadał nazwy kilku większympotokom
[ Pobierz całość w formacie PDF ]