[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Zostaw go.Jest niegrozny. Ach, jednorożcu wyszeptała Meg.Wyprężone tylne nogi jednorożca spoczywały równolegle na ziemi, a ciałoprzestało się trząść.Głowa stworzenia opadła na kolana Meg.Jednorożec rzucił się poraz ostatni, zesztywniał i oczy jego zasnuły się do połowy błękitnymi powiekami.Zamarł w bezruchu. Coś ty zrobił? złościł się na brata Gareth. Zamordowałeś go.Był taki piękny. Ta dziewczyna jest moją matką zaperzył się Agravaine. On złożył łeb na jejkolanach.Musiał zginąć. Umawialiśmy się, że go wezmiemy żywego pieklił się Gawaine. Mieliśmyzaprowadzić go do domu i w nagrodę usługiwać przy kolacji. Biedny jednorożec powiedziała Meg. Patrzcie odezwał się Gaheris. Mnie się zdaje, że on nie żyje.Gareth stanął odważnie przed trzy lata od niego starszym Agravainem, który mógłgo rozłożyć jednym palcem. Po coś to zrobił? spytał z grozną miną. Ty morderco.Taki ślicznyjednorożec.Dlaczego go zabiłeś? Trzymał łeb na kolanach naszej matki. Nic złego jej nie robił.Miał srebrne kopytka. Musiałem go zabić, bo był jednorożcem.Meg też powinienem był zabić. Zdrajco powiedział Gawaine. Mogliśmy go zaprowadzić do domu i wnagrodę podawać do kolacji. Trudno, stało się rzekł Gaheris. Jednorożec nie żyje.Meg zwiesiła głowę nadbiały lok na czole jednorożca i rozbeczała się na nowo.Gareth głaskał białą głowęstworzenia, odwracając twarz, żeby ukryć łzy.Głaszcząc przekonał się, jak niezmierniegładka i miękka jest sierść jednorożca.Lecz tragizm zdarzenia dotarł do niego w pełnidopiero wówczas, gdy zajrzał z bliska w oko jednorożca, szybko zachodzące mgłąśmierci. Widać, że nie żyje zauważył po raz trzeci Gaheris. Lepiej pomyślmy, jak gozabrać do domu. Patrzcie: jednak go złapaliśmy! do Gawaine a powoli docierała niezwykłośćtego faktu. To była dzika bestia rzekł Agravaine. Złapaliśmy go! Sami! Bez pomocy! Sir Grummore nie upolował jednorożca. A my tak!Gawaine zapomniał o współczuciu dla jednorożca.Puścił się w taniec wokół ciała,wymachując oszczepem i wznosząc przerazliwe okrzyki. Trzeba go teraz porządnie oprawić zawyrokował Gaheris. Wypatroszyć,przerzucić przez grzbiet kuca i zawiezć do zamku, tak jak to robią prawdziwi myśliwi. Ale się mama ucieszy! Na pewno powie: Na piętę Pana Boga! Moi synowie to prawdziwe chwaty!. Będziemy jak Sir Grummore i Król Pellinore.Całe życie odmieni nam się nadobre. No to jak z tym patroszeniem? Wypruwa się flaki i koniec wzruszył ramionami Agravaine.Gareth wstał i zaczął oddalać się w gąszcz. Nie będę przy tym pomagał rzekł na odchodnym. A ty, Meg?Meg nic nie powiedziała, bo było jej niedobrze.Gareth rozwiązał jej warkocze.Ledwie to uczynił, dziewczę puściło się pędem do zamku, byle dalej od miejscazbrodni.Gareth gnał za nią, krzycząc: Meg! Meg! Poczekaj na mnie! Nie uciekaj!Ale Meg pędziła dalej jak rącza gazela, tylko migały za nią białe pięty.Garethzaprzestał pogoni.Rzucił się we wrzosowisko i wybuchnął płaczem, sam nie wiedziałdlaczego.Trzej oprawcy stali nad zdobyczą wielce zakłopotani.Rozcięli skórę na brzuchuzwierzęcia, ale nie znając się na tej robocie poprzebijali jelita.Widok był obrzydliwyi w niczym nie przypominał tak pięknego niedawno zwierzęcia.Każdy z trzechchłopców kochał jednorożca na swój sposób, przy czym najbardziej pokrętny byłsposób Agravaine a, toteż teraz znienawidzili swą ofiarę, czując się winnymizniszczenia jej piękna.Najsilniejszą nienawiścią do trupa zapałał Gawaine.Nienawidził go za to, że jest martwy, że kiedyś był piękny, i że on sam z jego powoduczuł się jak zwierzę.Ponieważ kiedyś go kochał i przyczynił się do jego pojmania, więcteraz nie miał innego wyjścia, jak skierować cały wstyd i wstręt do siebie na ofiarę.Bliski płaczu, dzgał i ranił martwe ciało. Nigdy tego nie skończymy sapali chłopcy. A nawet jeśli go wypatroszymy, tojak zaniesiemy ciało do zamku? Musimy go jakoś zanieść zawziął się Gaheris. Musimy.Inaczej całepolowanie na nic.Musimy donieść go do domu. Donieść? Na pewno nie. Konia nie mamy. Myśliwi zawsze zarzucają zwierzynę na konia. Trzeba mu odciąć łeb zawyrokował Agravaine. Odciąć mu łeb i zabrać samłeb.Aeb wystarczy.Możemy go nieść na zmianę.Wzięli się zatem do odrażającego dzieła odrąbywania łba swojej zdobyczy.Gareth wypłakał się wreszcie na wrzosowisku.Przewrócił się na plecy i ujrzał nadsobą niebo.Zakręciło mu się w głowie od chmur żeglujących majestatycznie poniezmierzonej toni błękitu.Myślał: ciekawe, jak daleko może być stąd do tamtejchmury? Z milę? A do tej wyższej? Dwie mile? I jeszcze milę, i następną milę, i milionmilionów mil niebieskiej pustki.A może ziemia obrócona jest do góry nogami, i zarazz niej spadnę, i też będę żeglował daleko, daleko.Po drodze będę się chciał złapaćchmury, ale żadnej nie zdołam się przytrzymać.Ciekawe, dokąd w końcu dotrę.Od tego myślenia Garethowi zrobiło się niedobrze.I bez tego czuł się fatalnie, bowstyd mu było, że tak uciekł od trupa.W tej sytuacji miał tylko jedno wyjście: opuścićmiejsce, w którym czuł się fatalnie, w nadziei, że pozostawi tam złe samopoczucie.Podniósł się i poszedł do braci. Cześć powitał go Gawaine. Dogoniłeś ją? Nie.Zwiała do zamku. Miejmy nadzieję, że nie wygada powiedział Gaheris. Musimy zrobić mamieniespodziankę.Inaczej nic z tego.Trzej rzeznicy, umazani potem i krwią, przedstawiali sobą opłakany widok.Agravaine dwa razy zwymiotował
[ Pobierz całość w formacie PDF ]