[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeannette skinęła głową z zadowoleniem.- Dziękuję, Betsy, jesteś niezawodna, jak zwykle.Nie wiem, jak bym sobie dała radębez ciebie.Oczy Betsy się rozjaśniły.- Przypuszczam, że milady dałaby sobie radę całkiem dobrze, ale miło mi słyszeć, żejest pani zadowolona z mojej pracy.- Jestem i cieszę się, że będziesz mi towarzyszyć w drodze do Irlandii.Cóż, zostawięcię z resztą rzeczy do spakowania.Wyruszamy jutro wcześnie rano, jak tylko przybędzie lordChristopher.Kit Winter zaskoczył ją propozycją odwiezienia aż do walijskiego portu Swansea,choć z pewnością czynił to na żądanie Violet.Jednak to bardzo ładnie z jego strony, że sięzgodził.Z Walii Jeannette, Betsy i zaufany służący mieli odbyć długą podróż morską doCorku, gdzie zamierzali wynająć powóz, żeby udać się na północ, do Caslean Muir.W ciągu ostatnich, niezwykle gorączkowych dni, napisała pośpiesznie liściki doprzyjaciół i rodziny, w których wyjaśniała, dlaczego nie wezmie udziału we wszystkichbalach i przyjęciach, na które ją zaproszono.Wraz ze służbą przygotowywała dom dozamknięcia.Tego ranka zostawiła majordomusowi polecenie, by nie wprowadzać gości,ponieważ ostatnio przyjaciele i znajomi nachodzili ją tłumnie, chcąc dowiedzieć się, dlaczegotak nagle postanowiła wyjechać.Nie miała czasu ani ochoty zaspokajać ich ciekawości.Betsy włożyła suknię Jeannette do kufra i sięgnęła do wielkiej, mahoniowej szafy po następną.Jeannette postukała się palcem w policzek.- Och, przypomniałam sobie właśnie, że mój koszyk z szyciem jest we frontowymsalonie.Lepiej zaraz go stamtąd zabrać, inaczej jutro, w pośpiechu, zapomnimy o nim.Betsy znieruchomiała, z pelisą zarzuconą na ramię.- Czy jaśnie pani życzy sobie, żebym poszła, czy poprosić jedną ze służących?- Nie, nie zawracaj sobie głowy.Ty i pozostali macie dość pracy.A to nie zajmiedłużej niż minutę.Pójdę sama.Z szumem liliowych spódnic wyszła z pokoju, udając się do salonu.Ciepłe słońcewpadało przez wysokie okna.Zielony, pełen świeżych płatków róż, jaspisowy wazon zWedgwood stał na stoliku pod ścianą, rozsiewając słodki zapach.Obok kanapy, dokładnietam, gdzie go zostawiła poprzedniego wieczoru, stał koszyk z szyciem.Tyle że w koszyku było teraz coś jeszcze.Smoke leżał zwinięty w doskonałykłębuszek na robótce.Jego czarne futro lśniło jak księżycowa noc.Pochyliła się.- Niegrzeczny kotek.Położyłeś się na moim tamborku.- Nie przegoniła go jednak, alewyciągnęła rękę i pogłaskała aksamitne futerko.Otworzył jedno złote oko i zaczął mruczeć.Rozległo się pukanie do drzwi.- Milady, proszę wybaczyć - powiedział lokaj.Jeannette się wyprostowała.- Wiem, żenie przyjmuje pani gości, ale jest tu dżentelmen, który domaga się, aby panią zobaczyć.Mówi, że jest pani.- Mężem - oznajmił głęboki, melodyjny głos zza pleców służącego.Serce jej zadrżało.- Darragh!Na pierwszy rzut oka wydawał się szczuplejszy, wyższy i szerszy w ramionach, niżpamiętała.Przystojny i silny, zdawał się wypełniać cały pokój, gdy przekroczył próg.Naglezaczęło jej się robić gorąco.Jej serce biło tak szybko, jak skrzydełka kolibra.Co on tutaj robi? Dlaczego przyjechał?Ledwie widziała, jak służący się ukłonił i wyszedł.Utkwiła wzrok w Darraghu.Chciała rzucić się w jego ramiona i zasypać jego twarz pocałunkami.Zamiast tegoprzycisnęła dłonie do boków, marzyła, żeby mu tyle powiedzieć, ale z jakiegoś powodu,teraz, kiedy stał w odległości paru centymetrów, nie mogła się na to zdobyć.- Dzień dobry, Jeannette.Aadnie wyglądasz.Dobrze ci w tym kolorze.Dotknęła spódnicy. - Och, tak? Jest nowa.Dziękuję.Ty też ładnie wyglądasz.- Wydawał się zmęczony,poważny, ale jakże kochany.- Dlaczego przyjechałeś?- Musiałem cię zobaczyć.Ja.- Przerwał, patrząc na swoje nogi, o które ocierał sięSmoke, mrucząc i uderzając w nie łebkiem.Kot miauknął żałośnie i podskoczył.- Czy toSmoke? Jak on urósł.- Tak.Już nie jest małym kociątkiem.Smoke, chodz tutaj! - zawołała pieszczotliwie,klepiąc się w udo.- Nie szkodzi.- Darragh schylił się i podniósł kota, gładząc jego miękkie futerko.%7łałowała, że to nie ona otrzymała tę pieszczotę.Po długiej chwili pozwolił kotu zeskoczyć na kanapę i się odwrócił.- Wybacz, że się zjawiam bez uprzedzenia, ale prawdę mówiąc, nie wiedziałem,jakiego przyjęcia mogę się spodziewać.Wynająłem pokoje w hotelu, więc nie musisz sięobawiać, że będę ci się narzucać.Zagryzła wargi.Czy stosunki między nimi były tak okropne, że nie mógł znieśćprzebywania z nią pod jednym dachem? Jeśli tak, to dlaczego odbył taką długą podróż?Chyba że przyjechał, ponieważ jego obecność była konieczna.Ponieważ zdecydował, że chcerozwiązać ich małżeństwo.Panika ścisnęła ją za gardło.- Darragh, proszę, ja.- Nie - poprosił, podnosząc rękę.- Pozwól, że będę mówił pierwszy.Myślałem o nasw ciągu tych paru miesięcy.I o tym, co ci powiem, gdy cię zobaczę.Ale teraz, kiedy tujestem, cóż, słowa wyleciały mi z głowy.Przeczesał włosy palcami, burząc je.Podniósł głowę, patrząc jej w oczy.- Byłem głupcem, dziewczyno.Zarozumiałym, głupim, przekonanym o swojej racjiszaleńcem.Nawet jeśli moje intencje były dobre, nie należało cię okłamywać, oszukiwać codo chaty i co do tytułu.Ale bałem się, że jeśli tego nie zrobię, to zobaczysz tylko mójmajątek.Może cię nie doceniłem, dziewczyno.Przyjmij moje spóznione, ale najszczerszeprzeprosiny.Otworzyła usta, zdumiona.Podszedł do niej blisko, chwycił ją za ręce i ukląkł na jednym kolanie.- Moim jedynym usprawiedliwieniem jest to, że budzisz we mnie coś niezwykłego.Tracę rozum, kiedy tylko znajdziesz się w pobliżu.Powinienem ci powiedzieć, jak tylko tozrozumiałem, ale wtedy naprawdę uznałabyś, że oszalałem.- Powiedzieć co? - zapytała, patrząc w jego błyszczące, niebieskie oczy.- Ze cię kocham.Ze pokochałem cię od chwili, kiedy cię zobaczyłem.Kiedy patrzyłem, jak zgniatasz tę przeklętą muchę, siedząc w powozie, który ugrzązł w błocie.Byłaśnajdumniejszą, najpiękniejszą, najwspanialszą kobietą, jaką w życiu spotkałem.Pozbawiłaśmnie tchu.- Darragh.- Wiedziałem jednak, że mnie nie zechcesz, nie na początku.A potem bałem się, żenadal nie będziesz chciała, nawet gdybyś znała prawdę, więc ukrywałem ją przed tobą, żebysobie udowodnić, że pokochasz mnie dla mnie samego.Ale wszystko poszło nie tak.Wszystko zepsułem, zniechęciłem cię do siebie, podczas gdy powinienem był cię zatrzymać,powiedzieć, ile dla mnie znaczysz.Byłem nieszczęśliwy, doprowadzałem wszystkich dorozpaczy melancholią i złością, odkąd wyjechałaś.Dlatego przyjechałem, żeby cię odzyskać.Czy dasz mi szansę?Przełknął ślinę, patrząc na nią błagalnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl
  • Copyright © 2016 (...) chciaÅ‚bym posiadać wszystkie oczy na ziemi, żeby patrzeć na Ciebie.
    Design: Solitaire