[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Proszę pomyśleć, kiedy stała się ta "Sprawa", pisałem powieść podtytułem Le malheur de familie: tym "nieszczęściem rodziny" był pózniej synpatrycjusza rzymskiego z II wieku, który miał nieszczęsny pomysł nawróceniasię na chrześcijaństwo.Nie trzeba mówić, że stałem po stronie rodziców,którzy starali się wszelkimi sposobami zniechęcić młodzieńca do tego."Sprawa" wydarzyła się w Południowej Ameryce, na kongresie: upadek nacementowe obrzeże basenu, złamanie, bardzo długie oczekiwanie na pomoc.- Byłem sam, wszyscy powrócili do hotelu na obiad.Gdy waliłem się naziemię, czułem, że nie upadam przypadkowo: poczułem wyraznie, że "Ktoś"mnie popchnął.I zrobił to, aby mi "coś" powiedzieć.Leżałem opuszczony nacemencie, połamany, ból był rozdzierający; a jednak byłem owładniętyogromną, niewytłumaczalną radością.Kiedy wreszcie ktoś przybiegł iwyniesiono mnie na noszach, ciało było zranione, ale dusza nie posiadałasię z radości.Było tak, jak gdyby narodzenie Chrystusa wydarzyło się dlamnie, w tym samym momencie: było to moje Boże Narodzenie, Boże Narodzeniewe wrześniu.Po raz pierwszy w moim życiu doznawałem radości.Tylko jego twarz wyrafinowanego i sławnego intelektualisty była oświetlonaabażurem na stylowym stoliku.Za drzwiami słychać było zamieszaniesekretarek, redaktorów, gońców, których posyłano po korekty i depesze zagencji.Nacisnął guzik, powiedział, że nie chce, aby mu przeszkadzano.- Poszedłem odwiedzić arcybiskupa Paryża, Lustigera.On także jestkonwertytą: on z judaizmu, ja z pogaństwa.Zrozumiał mnie, podczas gdywielu tak zwanych chrześcijan drwiło sobie ze mnie.Na koniec rozmowy,kardynał Lustiger powiedział, że chce mi podarować książkę, która jest mubardzo droga.Myślałem, że chodzi o jeden z wielu jego esejów.Tymczasembył to egzemplarz katechizmu Soboru Trydenckiego.Wybór, który mi siębardzo spodobał: przez całe życie przeciwstawiałem się ideom konformistów;a na pewno nie jest konformistą kardynał dający ci w prezencie katechizmtrydencki, który kształtował katolików przez ponad cztery wieki, teraz zaśjest wyrzucany na śmieci przez wielu wierzących posoborowych.Jeżeli przedtem zaskakiwał, teraz stawał się niepokojący:- Istnieje światowy spisek sił antychrześcijańskich, które dążą doosłabienia (a jeżeli to możliwe, do rozpuszczenia w humanizmie pięknych,ale bezsilnych słów), wiary katolików, do podzielenia Kościoła, dodoprowadzenia do schizmy.Nie mogłem przynajmniej nie wyrazić mojego zakłopotania tego rodzaju"zakulisologią".- Ecoutez - odpowiedział prędko.- Proszę posłuchać: ja także byłem, i toprzez całe życie, wrogiem chrześcijaństwa, Kościoła.Może mi pan wierzyć,gdy mówię o sprzysiężeniu potężnych sił, które knują w cieniu.Mówię to zeznajomością rzeczy.Nie dodaję niczego.Pan, który coś wie o mojejprzeszłości, potrafi zrozumieć.Teraz, gdy prawda została mi dana, chcępoświęcić cały czas, jaki mi pozostaje, na bronienie przed wrogamizewnętrznymi i wewnętrznymi starego, cudownego Kościoła katolickiego.Dlatego, kto jest na zewnątrz, wydaje się on największą przeszkodą doprzyjęcia Ewangelii.Przez długi czas tak było także dla mnie.Ale wchwili, w której "popchnięto mnie" abym upadł, zrozumiałem, jak wprzebłysku, że tam teraz jest mój nowy, prawdziwy dom.Tak, właśnie Kościółjest trwałym cudem, który mnie teraz przyciąga.Pod warunkiem, że sięuwolni od złudzenia, za którym gonili w tych latach niektórzy jego ludzie,iż zdobędą na nowo masy, wybierając łatwość, powierzchowność.W życiuduchowym nigdy nie zdobywa się w szerokości tego, co się traci w głębokościi w wysokości.Staliśmy już, zielone światło wreszcie zwalniało tłumek za drzwiami.Alecoś jeszcze leżało mu bardzo na sercu, chciał mi to powiedzieć:- Kiedy byłem młody, słyszałem jak mówiono, że chrześcijaństwo powinno byćtakie społeczne.Pózniej mówili mi, że powinno być przede wszystkimspołeczne.Teraz, ktoś mówi, że powinno być wyłącznie społeczne.Co domnie, nie zgadzam się z tym.Nie wybrałem, że zostanę chrześcijaninem,zostałem popchnięty (dosłownie) przez Kogoś, abym odkrył Ewangelię, którejtak bardzo nie ufałem, abym wszedł do Kościoła.I abym w ten sposób zbawiłsię na wieczność, a nie bym zaczął być syndykalistą lub partyzantem.Dlahistorii wystarcza polityka: istotnie, po nawróceniu niczego niezmieniłem w swoich dziennikarskich artykułach wstępnych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]