[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W końcu utrzymywaniedyscypliny wśród katolickich dziewczynek to betka.Te dziewczęta były takie bierne! Podczas lekcji rysunków miałam kłopoty, żeby je w jakikolwiek sposób rozruszać i skłonić do wyrażenia swoich uczuć za pomocą farb i kolorów.Przynosiłamdo klasy magnetofon i puszczałam sugestywną muzykę, aleone tylko patrzyły na mnie bezradnie i to, co potrafiły z siebie wykrzesać, było zaledwie bladym cieniem koncepcji, którą im proponowałam.Jako praktyczne córki farmerów podchodziły do kreatywności z nastawieniem: Mam nadzieję, żeto wystarczy".Im starsze, tym mniejszą wykazywały zdolnośćdo eksperymentowania.Tak więc zdecydowałam się na krzykliwe kolory i na koniec roku udało nam się stworzyć barwną wystawę.Moim drugim przedmiotem było szycie i haftowanie,a miałam bogate doświadczenie w tej dziedzinie.Kochałamtworzenie piękna za pomocą ściegów i materiałów.Niestety,córki farmerów bez entuzjazmu podchodziły do bardziej wymyślnych haftów - angielskiego, lewostronnego i temu podobnych - które robiło się tylko dla ozdoby.Lepiej wyszłybyna tym, gdybym uczyła je, jak przygotować kombinezonyi fartuchy.Poziom, jaki z moją pomocą osiągnęły, został zakwestionowany przez wizytatora.Nie wiem, które dziełaskrytykował, ponieważ nie było mnie tam, kiedy oglądał ichprace.Wyjechał, nie udzielając mi żadnych rad, jak sytuacjępoprawić.Może on również należał do wielbicieli kombinezonów i fartuchów.Z czasem poczułam się tak, jakbym niemal należała dorodziny.Między członkiniami naszej małej społeczności pomimo reguły milczenia panowało koleżeństwo.Sprzątałyśmy kaplicę jak zgrany zespół, pod kierunkiem jednej z zakonnic.W słoneczny dzień wszystkie razem dzwigałyśmyławy i wynosiłyśmy je na trawnik przed klasztorem.Czyściłyśmy i polerowałyśmy stare drewno, zmywałyśmy z podłogipastę i pastowałyśmy ją na nowo, myłyśmy witrażowe oknai polerowałyśmy wszystkie wyroby ze srebra i miedzi na ołtarzu.%7łeby mieć wolne ręce, podwiązywałyśmy szale i fartuchy.W takich chwilach byłam nieznośnie świadoma, że mimo woli i ja, i moje siostry odsłaniamy swoje kształty.Jakiśkomiwojażer przypadkiem odwiedził klasztor w czasie, kiedy ogarnął nas szał sprzątania, i przyłapał kilka z nas na zewnątrz w stroju roboczym".Spowodował pospieszną rejteradę i został sam wśród nieodkurzonych ławek.Przywykłam, że należę do grupy osób, które swoje życiepoświęciły Bogu i które przeważnie były życzliwe i wesołe.Moje wyobrażenia na temat życia zakonnego wreszcie ziściłysię w tej małej wiejskiej miejscowości.Przez wiele lat poodejściu z klasztoru właśnie tego intensywnego i wyidealizowanego poczucia wspólnoty szukałam we snach.Miałam taki powtarzający się sen: śniło mi się, że zakonnice, którychszukałam, stoją na grządce z jarzynami.Zbliżałam się donich, a wtedy podnosiły wzrok i mówiły do siebie:- Znowu przyszła.Ciekawe, jak długo zostanie tym razem?I wtedy zastanawiałam się, ile razy tak naprawdę wracałam i dlaczego za każdym razem odchodziłam.Padałam nakolana i mówiłam im, jak bardzo kocham Boga i jak pragnęmu służyć, a one zawsze pozwalały mi spróbować jeszczeraz.W tych snach nosiłam dziwaczne połączenie habitui świeckiego ubrania, a znalazłszy się tam, zastanawiałamsię, dlaczego wróciłam.Kiedy byłam już bardzo blisko za-konnic, uderzała we mnie niczym gniewny wiatr jakaśmroczna przenikliwie zimna moc i wiedziałam, że nie wytrwam.Nasza świecka siostra w Benalli była drobniutką kobietąz zajęczą wargą, której oczy wesoło połyskiwały zza okularóww metalowej oprawce
[ Pobierz całość w formacie PDF ]