[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mężczyzna podniósł rurkę nad głowę, schwycił ją obiema rękami i opuścił z całej siły dokładniepomiędzy skrzydła latającej głowy.Wargulec eksplodował i kamień opadł na ziemię.Wytarł gęstą krew potwora z oczu i zerknął w stronę Dak kona, który wciąż leżał skulonyna podłodze.Morte i druga istota wciąż wirowali w powietrzu.Czaszka trzymała zębami zewszystkich sił lewe skrzydło, starając się przegryzć przez kości.Warcząc, szarpnęła do tyłu ioderwała je od głowy.Czarna ciecz trysnęła z rany, a Wargulec opadł na ziemię, desperackomachając pozostałym skrzydłem.Thane podbiegł i tak długo uderzał istotę, aż w końcu przestała się ruszać.Ciężko dyszączerknął na wiszącego w rogu Morte, z którego spływały krople ciemnej substancji.Podniósłświetlisty kamień i pokuśtykał do Dak kona, mocno nim potrząsając. Są martwe. Chciał, żeby githzerai był w pogotowiu na wypadek, gdyby pojawiło sięich więcej.Dak kon niepewnie wstał na nogi i przez chwilę rozglądał się nieprzytomnie popomieszczeniu, oddychając powoli i głęboko.Podniósł miecz i schował go za pas, po czymschwycił wolną rękę Thane a w obie dłonie. Gdyby nie ty, z mojej głowy w tej chwili mogłyby wyrastać skrzydła.Dziękuję ci.Thane niepewnie uwolnił swoją rękę. Zemdlałeś czy co? Raczej moja dusza zmieniła się w śnieg rzekł Dak kon. Nawet najsilniejsi z mężówdrżą, słysząc krzyk wargulca, w ten sposób osłabia on swoje ofiary.Ale ty.Githzerai zajął się ponownym wiązaniem wąskiego, oliwkowego rzemienia wokół swegokuca.Thane zerknął na długi pas zielonego materiału, a potem na zielony sznurek zawiązany najego prawym palcu wskazującym.O czym miał pamiętać?Morte podleciał do nich, wciąż spływając ciemną cieczą. Niezłą masz intuicję, Thane.Może twoje przeszłe życia cię zakapowały.Z pewnościąnie wyświadczają nam przysług.Thane i tak nigdy nie pokładał wiary w intuicji, nieważne co o tym sądził Dak kon.Trzymał świetlisty kamień tak wysoko, jak tylko potrafił, przeszukując podpory. One nie mogły otworzyć tych drzwi.Musi tu być jeszcze jedno przejście. Zdjąłkamień i podrzucił go w górę.Gdy przedmiot dotarł na szczyt swojej trajektorii, jego blaskujawnił ciemny otwór w suficie, szeroki na niecały metr.Morte podleciał do otworu. Dość wąski krzyknął w dół. Ale po jakichś pięciu metrach dochodzi doskrzyżowania.Sprawdzę to. Po czym zniknął w otworze.Dak kon wyciągnął z sakwy linę i położył ją na ziemi dokładnie pod otworem.Wskazałpalcem do góry i powiedział Zanagra. Jeden z końców liny uniósł się w powietrze jak kobra iwędrował pomiędzy podporami, zmierzając w stronę wyjścia.Githzerai gestem nakazałThane owi, by zaczął się wspinać. Czysto zawołał Morte. I nie tak jak rozumie to Dak kon.Thane złapał linę i stwierdził, że jest sztywna jak metalowy słup.Przypomniał sobie, żegithzerai wspominał coś o posiadaniu jednego czy dwóch magicznych przedmiotów.Ból w nodzezaczął mu przechodzić, ale czy będzie się w stanie wspiąć? Gdy zaczął iść w górę, lina zdawałasię go przesuwać, sprawiając, że wspinaczka prawie nie wymagała wysiłku.Przeszedł przezpodpory, wcisnął się w wąski szyb i po kilku chwilach znalazł się w szerokim korytarzu naszczycie pionowego tunelu.Lina spoczywała prosto w powietrzu i kończyła się węzłem, jakbybyła zawieszona na niewidzialnym haku.Przetoczył się na bok i wstał.Korytarz biegł prosto w obie strony, przynajmniej tylepokazywał kamień.Dak kon wyszedł z otworu i otrzepał swoją skórznię.Potem pociągnął za linę, a jej drugikoniec uniósł się z dołu, aż w końcu całość lewitowała w powietrzu. Noireoune rzekł i linaopadła na podłogę, znowu stając się normalna.Zwinął ją z powrotem i wsunął do sakwy.Thane nagle zdał sobie sprawę, że nigdzie nie ma czaszki. Morte?Dak kon zerknął w jednym i w drugim kierunku. Może szukać najbezpieczniejszej trasy.Wygląda na to, że mniej wierzy twojej intuicjiniż ja. Githzerai zmarszczył się. Wolałbym, abyśmy trzymali się razem.Czekali w ciszy przez chwilę, potem następną i następną.Woda kapała z sufitu, rozbijającsię w kałużach na ziemi.Moskity unosiły się w okolicy, szukając ciała.Morte nie powracał. Chodzmy. Thane zaczął iść w dół korytarza, po czym usłyszał zza pleców coś, cobrzmiało jak straszny krzyk.Szybko się odwrócił i pospieszył w przeciwną stronę, przechodzącobok otworu i omijając Dak kona. Chwileczkę rzekł githzerai, znajdujący się trochę za nim. Wydaje mi się, że widzękontur.Jasne wyładowanie energii otoczyło Thane a i nagle znalazł się pod wodą, jego nogi jużnie dotykały ziemi.Z zaskoczenia zamachał rękami i stęknął, nabierając do ust wody.Zmusiłoczy, by mimo bólu pozostały otwarte.Tkwił głęboko w środku czystego oceanu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]