[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jesteśmypragmatykami.- Oczywiście - odrzekł tępo Morrison.- Nie stosujemy lekarstw ani narkotyków.Nie zatrudniamy nikogo od Dale Carnagie, ktoprawiłby panu kazania.Nie zalecamy żadnych diet.A rachunek wystawimy dopiero po roku,kiedy pan rzeczywiście rzuci palenie.- Mój Boże - mruknął Morrison.- Pan McCann nie powiedział panu tego?- Nie.- A tak swoją drogą, co słychać u pana McCanna? Ma się dobrze?- Wspaniale.- To świetnie.To znakomicie.A teraz.cóż, kilka pytań, panie Morrison.Są może naturycokolwiek osobistej, ale zapewniam pana, że wszystko, co pan powie, nie wyjdzie poza murytego pokoju.- Tak? - zapytał wymijająco Morrison.- Jak nazywa się pańska żona?- Lucinda Morrison.Nazwisko panieńskie: Ramsey.- Czy pan ją kocha?Morrison popatrzył ostro, ale Donatti posłał mu dobrotliwe spojrzenie.236 - Tak, naturalnie.- Czy mieliście kiedykolwiek kłopoty małżeńskie? Może separacja?- Co te pytania mają wspólnego z rzucaniem nałogu? - Morrison powiedział to trochęostrzejszym tonem, niż zamierzał, ale chciał - do licha, musiał - zapalić papierosa.- Bardzo dużo.Proszę po prostu mi odpowiadać.- Nie, żadnych takich problemów nie mieliśmy.Choć ostatnio panowało między nimi lekkienapięcie.- I macie tylko jedno dziecko?- Tak, Alvina.Jest w prywatnej szkole.- W jakiej?- Na to pytanie nie zamierzam odpowiadać - poinformował posępnie Morrison.- W porządku.- Donatti uśmiechnął się rozbrajająco.- Jutro, na naszej pierwszej sesji,wszystko sobie wyjaśnimy dokładnie.- Było mi miło - powiedział Morrison i wstał.- Jeszcze jedno, ostatnie pytanie.Nie palił pan przeszło godzinę.Jak pan się czuje?Dobrze - skłamał Morrison.- Po prostu dobrze.- To doskonale - oznajmił Donatti.Obszedł biurko i otworzył drzwi.- Niech pan się dzisiajwieczorem nacieszy papierosami.Od pojutrza nie zapali pan już ani jednego.- Naprawdę?- Gwarantujemy to panu, panie Morrison - przyrzekł solennie Donatti.Następnego dnia, dokładnie o piętnastej, Morrison zajął miejsce w poczekalni Quitters, Inc.Większość czasu spędził na rozważaniach, czy ma stawić się na spotkanie, które wyznaczyłamu recepcjonistka, i jak muł dać się wodzić za nos, czy też nie zawracać sobie tym wszystkimgłowy.Graj do mnie tylko ostrą piłką, koleś.W końcu przypomniał sobie coś, co powiedział mu Jimmy McCann, i to dopiero sprawiło, żepostanowił jednak pójść:  to kompletnie odmieniło moje życie.Bóg świadkiem, że onrównież musiał coś zmienić w swoim.Poza tym kierowała nim ciekawość.Przed wejściem dowindy wypalił papierosa; do samego filtra.Fatalnie, jeśli okaże się, że faktycznie jest to mójostatni papieros, błysnęło mu w głowie.Smakował cudownie.Tym razem czekał o wiele krócej.Kiedy recepcjonistka wskazała mu drzwi, po drugiej stroniestał już Donatti.Z uśmiechem wyciągnął rękę; w odczuciu Morrisona był to bardzo drapieżnyuśmiech.Poczuł, że ogarnia go lekkie napięcie, i to sprawiło, że znów miał ochotę zapalić.Proszę ze mną - powiedział Donatti i ruszyli w stronę małego pokoju.237 Ponownie zajął miejsce za biurkiem i wskazał Mor-risonowi krzesło naprzeciwko.- Cieszę się, że pan przyszedł - oświadczył.- Bardzo wielu spodziewanych klientów niepojawia się po wstępnej rozmowie.Dochodzą do wniosku, że nie zależy im aż tak bardzo narzuceniu palenia, jak początkowo sądzili.Widzę już, że praca z panem sprawi mi wielkąprzyjemność.- Kiedy zaczniemy kurację?Hipnoza.Nic, tylko hipnoza, pomyślał Morrison.- Och, już zaczęliśmy.Zaczęliśmy w chwili, kiedy uścisnęliśmy sobie dłonie w korytarzu.Czy ma pan ze sobą papierosy, panie Morrison?- Naturalnie.- Proszę mi je w takim razie oddać.Morrison wzruszył ramionami i wręczył Donattie-mu paczkę.I tak zostały w niej już tylkodwie czy trzy sztuki.Donatti położył pudełko na biurku i uśmiechając się do Morrisona zwinął dłoń w pięść izaczął w nie grzmocić.Natychmiast spłaszczyło się i wykrzywiło.Wypadła z niegokońcówka złamanego papierosa.Posypał się tytoń.W maleńkim pomieszczeniu mocarneuderzenia pięści rozlegały się jak huk gromu.Z ust Donattiego, mimo że tak mocno waliłpięścią, nie schodził uśmiech i Morrisonowi przeszedł po plecach zimny dreszcz.Zapewnechodzi mu o taki właśnie efekt, pomyślał.W końcu Donatti przestał pastwić się nad kompletnie zniszczonym pudełkiem i ujął je w dwapalce.- Nawet pan sobie nie wyobraża, jaką mi to sprawia frajdę - oświadczył i wyrzucił paczkę dokosza na papiery.- Nawet po trzech latach pracy w tym interesie raduje mi się dusza, kiedy torobię.Jako metoda odwyku pozostawia ona co nieco do życzenia - nadmienił delikatnie Morrison.-W tym budynku, na dole w hallu, znajduje się kiosk.Można tam kupić każdy gatunekpapierosów.- Ma pan niewątpliwie rację - zgodził się Donatti, zakładając ręce na piersi.- Pański syn,Alvin Dawes Morrison, przebywa w Szkole Patersona dla Dzieci Upośledzonych Umysłowo.Urodził się z wadą mózgu.Jego IQ wynosi czterdzieści sześć.Nie kwalifikuje się donormalnej nauki.Pańska żona.- Skąd pan o tym wie? - warknął Morrison.Był zaskoczony i wściekły.- Nie macie prawawęszyć wokół mojej.238 - Wiemy o panu bardzo dużo - odparł gładko Donatti.- Ale jak powiedziałem, żadna z tychinformacji nie opuści tego pokoju.- Wychodzę - powiedział wysokim głosem Morrison i wstał.- Proszę jeszcze chwileczkę poczekać.Morrison obrzucił go bacznym spojrzeniem.Donatti nie sprawiał wrażenia zaniepokojonego;przeciwnie, był wyraznie rozbawiony.Człowiek, który wielokrotnie już widział podobnesytuacje - zapewne setki razy.- W porządku.Ale proszę się streszczać.- Och, naturalnie.- Donatti rozparł się na krześle.- Powiedziałem już, że jesteśmypragmatykami [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl
  • Copyright © 2016 (...) chciaÅ‚bym posiadać wszystkie oczy na ziemi, żeby patrzeć na Ciebie.
    Design: Solitaire