[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wziął do ręki rurę energetyczną i poszedł ku wyjściu z garażu.-Trzeba przynieść Modeście drewno na opał.Czując wyrzuty sumienia z powodu wcześniejszego wybuchu złości, Eusebio zagadał do Solo: -Nie, ja przyniosę.Nie musisz wszystkiego robić.- To jest chyba fair - odrzekł Solo.- Wy dajecie mi zasilanie, a ja dla was pracuję.- Dajesz więcej, niż dostajesz.To mój obowiązek.Solo spojrzał badawczo na Eusebia.Chłopiec mówił szczerze.Raz nazywał go maszyną, a za chwilęlitował się nad nim.- Dziękuję ci, Eusebio.118Chłopak przebiegł obok niego, krzycząc: - Spotkamy się w domu.Solo wziął rurę energetyczną w jedną rękę i poszedł w kierunku wioski.Zatrzymał się po drodze, byzerwać kilka dorodnych jagód.Niósł je w złożonej dłoni.Dochodząc do wioski, zobaczył Hectora i Annę biegnących w jego stronę.- Podrzuć mnie, Solo -wołał Hector.- Nie, mnie! - piszczała Anna.Solo przełożył jagody z ręki do otworu rury, położył jąna ziemi i uklęknął.- Chcecie, żeby was podrzucić?Dzieci klasnęły w ręce z uciechy.- Taaak!- A co będzie, jeżeli podrzucę was wysoko i nie złapię? - drażnił się z dziećmi.- Złapiesz, na pewno - śmiał się Hector.- Mogę się pomylić.- Nie, nie możesz - odpowiedział Hector z uśmiechem na buzi.Solo wyciągnął ręce, złapał Hectora pod pachy i wstał.Podniósł chłopca ponad głowę nawyciągniętych rękach.- Wyżej, Solo! Wyżej! - piszczał Hector.- Wyżej nie sięgnę!- Podrzuć mnie, wiesz jak!Solo opuścił chłopca na wysokość twarzy.Za nim świeciło słońce i odbijało się w oczach Solo.Spojrzał uważnie na twarz dziecka wypełnioną radością.Podrzucił go.Hector wyleciał w góręponad ręce Solo i przez chwilę wydawało się, że szybuje w powietrzu.Gdy zaczai opadać, Solochwycił go pod ręce.- Wyżej! - wrzeszczał Hector.- Nie! Teraz mnie! - pisnęła Anna i trzepnęła Solo patykiem w nogę.Solo znów podrzucił Hectora,tym razem jeszcze wyżej.Zauważył, że mina dziecka zmieniła się.Za wysoko, pomyślał.Trochę zawysoko i przestaje być przyjemne.Delikatnie złapał chłopca i postawił go na ziemi.Hector przełknąłślinę z przestrachu.- Jeszcze raz!- Jeszcze chcesz? - spytał Solo.- Tym razem się przestraszyłeś.- Wcale nie - odparł Hector.- Teraz kolej na Annę.- Uklęknął i wyciągnął do niej ręce.119- Nie! - Teresa, matka Anny, przybiegła zza ich pleców.- Nie rób tego.- Mamo! - wrzeszczała Anna, ale matka wzięła ją za rękę i odciągnęła na bok.Hector uśmiechnął się i spojrzał na Solo.- Dobra, podrzuć mnie jeszcze raz.Solo ukląkł.- Nie, ale mogę cię wziąć na barana.- Ooo.- Chodz - Solo odwrócił chłopca tyłem i przełożył ponad swoją głową.Podniósł z ziemi rurę, drugąręką obejmując chłopca za nogi.Wstał i zaczął iść w kierunku wioski.Hector próbował obrócić mugłowę.- Idz tam! - Solo nie zwracał na to uwagi i szedł w kierunku domu Alonzo Rivasa.- Idztam!-krzyczał Hector skręcając głowę Solo w stronę swojego domu.Solo pozwolił odwrócić sobiegłowę i dalej szedł w kierunku domu Alonza.- Wio, wio! - krzyczał na niego Hector, jak gdybykierował koniem.Gdy doszli do domu Alonza, Solo pochylił się tak nisko, aż stopy Hectora dotknęły ziemi, ipowiedział: - Koń cię zrzucił.Koniec jazdy.- Nie - odpowiedział Hector.- Tak - odparł Solo.- Mam sprawę do załatwienia z panem Kwasem.Matka pewnie się o ciebieniepokoi.Jutro znowu cię przewiozę.- I podrzucisz mnie?- Zgoda.- Obiecujesz? - Hector klasnął w dłonie z radości.- Tak.- Solo patrzył za maluchem, gdy ten biegł przez plac.Ludzie są bardzo agresywni, nawet gdysą mali.Taką mają naturę.To dobrze, stwierdził.Agresja skłania ich do produkowania maszyn ibroni - czyli mnie.- Dzieci uwielbiają cię, Solo.- Robot odwrócił się i na ganku zobaczył Alonza.Poszedł w jegostronę.Usiadł na ziemi ze skrzyżowanymi nogami, zwrócony twarzą do starca.- Dzieci myślą, żejestem człowiekiem - powiedział.- No to jesteś - zaśmiał się Alonzo.Solo nie widział jego mimiki ukrytej pod gęstym, siwymzarostem, ale umiał interpretować ruchy brody.120Solo potaknął ruchem głowy.Wziął rurę i wysypał z niej jagody na dłoń.- Michita! - zawołał.-Michita.- Puszysta kulka rozwinęła się obok Alonza.Mała małpka, mico z białym pyszczkiem, ztrudem podniosła się na tylne łapki.Jedną nogę ciągnęła za sobą jak bezużyteczną rzecz, która jejtylko przeszkadza.Michita spadła kiedyś na dach domu Alonza i złamała sobie nogę.Alonzouratował ją i zrobił z niej swą towarzyszkę.Noga zrosła się krzywo.Razem przesiadywali na gankucałymi dniami.Alonzo pracował jako nocny stróż w magazynie.W ten sposób nadal mógł zarobić na utrzymanie.%7łona nie żyła już od dawna.Obaj synowie też.Starszego zamordowali policjanci Somosy, a młodszyzginął podczas napadu Contras koło San Carlos.- Michita, chodz tu - Solo wyciągnął dłoń z jagodami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]