[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dlaczego?- Z powodu Zmartwychwstania.Powstania z martwych naszego Pana.Odpuszczenia wszystkichnaszych grzechów.Przebaczenie jest darem, który ma wielką moc zmieniania rzeczywistości.Widzęto w schronisku ka\dego dnia.Te biedne, złamane kobiety.Chcą odkupienia.Nie rozumieją, \e tonie jest coś, co mo\na po prostu dostać.Na przebaczenie trzeba zasłu\yć.- A one zasługują?- Zwa\ywszy na pracę, jaką pan wykonuje, myślę, \e zna pan odpowiedz na to pytanie lepiej ni\ ja.- Niektóre kobiety nie są godne?Przestała się uśmiechać.- Ludziom się wydaje, \e wiele się zmieniło od czasów biblijnych, ale nadal \yjemy wspołeczeństwie, które wyrzuca kobiety na margines, prawda?- Jak śmieci?- To trochę okrutne, ale wszyscy mamy wolną rękę.Will poczuł, jak kolejne krople potu spłynęły mu po plecach.- Zawsze pani tak lubiła Wielkanoc?Poprawiła muszkę jednemu z króliczków.- Myślę, \e po części dlatego, \e tylko wtedy i w Bo\e Narodzenie mieliśmy Henry'ego dla siebie.To zawsze był dla nas wyjątkowy czas.A pan nie lubi spędzać czasu ze swoją rodziną?- Mą\ jest w domu?- Jeszcze nie.- Obróciła zegarek na nadgarstku.- Zawsze się spóznia.Tak łatwo traci rachubę czasu.Mieliśmy pojechać do domu parafialnego, kiedy Tom odbierze dzieci.- Henry te\ pracuje w schronisku?- O nie.- Roześmiała się krótko, wchodząc do kuchni.- Jest zbyt zajęty korzystaniem z urokówemerytury.Ale Tom często mi pomaga.Trochę sarka, ale to dobry chłopiec.Will przypomniał sobie, \e syn Coldfieldów naprawiał kosiarkę, kiedy spotkali go w sklepiku.- Pracuje głównie w sklepie?- Uchowaj Bo\e.Nie cierpi stać za ladą.- To czym w takim razie się zajmuje?Wzięła gąbkę i zaczęła wycierać blat.- Wszystkim po trochu.- Na przykład?Przestała ścierać.- Jeśli któraś z kobiet potrzebuje pomocy prawnej, wynajduje jej prawnika, a jeśli któryś zmaluchów coś rozleje, chwyta za mopa.- Uśmiechnęła się z dumą.- Mówiłam panu, \e dobre zniego dziecko.- Na to wygląda - zgodził się Will.- Co jeszcze robi?- O, to i owo.- Urwała, zastanawiając się.- Zajmuje się darami i datkami.Jest rewelacyjny wzałatwianiu spraw przez telefon.Jeśli wydaje się, \e ktoś mógłby dać więcej, jedzie do niegofurgonetką odebrać dary i w dziewięciu przypadkach na dziesięć wraca z czekiem na pokaznąsumkę.Myślę, \e lubi wychodzić do ludzi, rozmawiać z nimi.W tej swojej wie\y kontrolnej przezcały czas tylko gapi się na punkciki na monitorach.Mo\e napije się pan wody z lodem? Albolemoniady?- Nie dziękuję.A Jacquelyn Zabel? Mówi pani coś to nazwisko?- Wydaje się znajome, ale nie wiem dlaczego.Jest raczej nietypowe.- Mo\e w takim razie Pauline McGhee? Albo Pauline Steward?Uśmiechnęła się, zakrywając usta dłonią.- Nie.Will powściągnął rozgorączkowanie.Pierwszą zasadą przy przesłuchaniu było zachowanie spokoju,poniewa\ trudno ocenić, czy świadek się denerwuje, jeśli samemu jest się spiętym.Poniewa\ Judithnie odpowiedziała na ostatnie pytanie, powtórzył:- Pauline McGhee albo Pauline Steward?Pokręciła głową.- Nie.- Jak często Tom odbiera dary?W głosie Judith pojawiła się fałszywie pogodna nutka.- Wie pan, nie jestem pewna.Gdzieś tu powinien być mój kalendarz.Zwykle zaznaczam dniodbioru.- Otworzyła jedną z szuflad i zaczęła w niej grzebać.Była wyraznie zdenerwowana iwiedział, \e zajęła się szukaniem po to, by nie musieć patrzeć mu w oczy.Trajkotała dalej: - Tomtak hojnie poświęca swój czas.Jest bardzo zaanga\owany w działalność kółka młodych w swojejparafii.Całą rodziną raz w miesiącu pracują społecznie w jadłodajni dla ubogich.Will nie pozwolił jej zmienić tematu.- Czy sam odbiera dary?- Chyba \e trzeba zabrać kanapę albo coś du\ego.- Zamknęła szufladę i otworzyła kolejną.- Niemam pojęcia, gdzie się podział ten kalendarz.Przez te wszystkie lata marzyłam, by mą\ był czymświęcej ni\ tylko gościem w domu, a teraz, gdy mam go przy sobie, doprowadza mnie do szału, bonigdy nie odkłada rzeczy na miejsce.Will wyjrzał przez frontowe okno, zastanawiając się, co zatrzymało Faith.- Wnuki są w domu?Otworzyła kolejną szufladę.- Drzemią w sypialni.- Miałem się tu spotkać z Tomem.Dlaczego nie powiedział nam, \e był na miejscu wypadku?- Co? - Przez chwilę wyglądała tak, jakby nie wiedziała, o czym on mówi, ale zaraz wyjaśniła: -Zadzwoniłam po niego, \eby przyjechał do ojca.Myślałam, \e Henry ma atak serca i Tom chciałbytam być, \eby.- Ale nie powiedział nam, \e tam był - powtórzył Will.- Państwo te\ nie.- To nie miało.- Machnęła ręką, zbywając pytanie.- Chciał być przy ojcu.- Te porwane kobiety były bardzo ostro\ne.Nie wpuściłyby do domu byle kogo.To musiał być ktoś,komu ufały.I wiedziały, \e przyjedzie.Przestała szukać kalendarza.Uczucia malowały się na jej twarzy wyraznie jak na obrazie -wiedziała, \e dzieje się coś strasznego.- Gdzie jest pani syn, pani Coldfield?Oczy wypełniły jej się łzami.- Dlaczego zadaje pan te wszystkie pytania na temat Toma?- Miał się tu ze mną spotkać.Jej głos był niewiele głośniejszy od szeptu.- Powiedział, \e musi jechać do domu.Nie rozumiem.Wtedy do Willa dotarło, dlaczego Faith jeszcze nie ma.Powiedziała mu przez telefon, \erozmawiała ju\ z Coldfieldem, \e wie o spotkaniu.Tom musiał wysłać ją do innego domu.Jego głos był śmiertelnie powa\ny, kiedy zwrócił się do staruszki:- Pani Coldfield, muszę natychmiast wiedzieć, gdzie jest teraz Tom.Przyło\yła rękę do ust, z jej oczu płynęły łzy.Na ścianie wisiał telefon.Will zdjął słuchawkę z widełek i zaczął wykręcać numer komórki Faith,ale nie dotarł do ostatniej cyfry.Poczuł piekący ból w plecach, potworny skurcz mięśni.Przyło\yłrękę do ramienia, by rozmasować mięśnie, ale natknął się na zimny, ostry metal.Popatrzył w dół izobaczył zakrwawiony koniuszek bardzo du\ego no\a wystającego mu z piersi.ROZDZIAA DWUDZIESTY TRZECIFaith siedziała przed domem Thomasa Coldfielda z telefonem przy uchu, czekając, a\ Will odbierze.Powiedział, \e będzie za dwie minuty, ale upłynęło ju\ z dziesięć.Włączyła się poczta głosowa.Will prawdopodobnie zabłądził, krą\ąc po osiedlu i szukając jej samochodu, bo był uparty jak osioł iw \yciu nie poprosiłby kogoś o pomoc.Gdyby miała lepszy nastrój, pojechałaby go poszukać, alebała się, \e nie wytrzyma i powie mu parę słów, gdy znajdą się sam na sam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]