[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Teraz musiszokazać cierpliwość.Jak już mówiłem, nie będziemy wiedzieć nicpewnego, dopóki próbki nie zostaną zbadane.- Było widać, że uderzył ją w twarz - stwierdził Flash.- Nie trzebami innych dowodów.Warren zerknął na Jacka we wstecznym lusterku.- Widzisz, co ja mam za los z tym facetem? Jakbym gadał do ściany,kapujesz, o co mi chodzi?- Słuchaj, Flash - ożywił się Jack.- Nadstawiłem za ciebie karku.Czyty to rozumiesz?- Chyba tak - przyznał niechętnie Flash.- Jeśli ta historia się rozniesie, mogę mieć grube nieprzyjemności,zwłaszcza jak próbki dadzą wynik negatywny.Oczekuję, Flash, żeprzynajmniej zrewanżujesz mi się obietnicą, że nie pójdziesz do domuswojego szwagra.- A co z podbitym okiem Connie? - zapytał Flash.- Po raz ostatni ci powtarzam, że nie wiemy, jak to się stało.Wziąłempróbkę do badań, zobaczymy, co wykażą.Oko mogło jej spuchnąć wwyniku uderzenia pięścią, ale przyczyną mogło być coś całkiem innego.Widziałem już o wiele gorsze upadki w łazience.- Obiecaj mu - rzekł Warren.- Bo inaczej krew mnie zaleje.Znaczysię, jest kupa innych rzeczy, które wolałbym dzisiaj robić, niż stać wdomu pogrzebowym z uczuciem, że zaraz się porzygam.Kapujesz, o comi chodzi?- W porządku, obiecuję - mruknął Flash.- Zadowoleni?- Spokojniejsi - poprawił go Jack.Spojrzał na zatłoczoną w godzinieszczytu ulicę, zastanawiając się, jaką też cenę przyjdzie mu zapłacić zato, co właśnie zrobił.Rozdział 1219 pazdziernika, wtorek, 16.35Idealnie biały śniegowy kożuch ścielił się aż po WzgórzeOjczyzniane.Jurij i jego brat, Igor, nadali stokowi tę zaszczytną nazwę,gdyż zjeżdżało się zeń na saneczkach najlepiej w całym ZwiązkuRadzieckim.Umościli się na sankach, które sami sklecili z kawałkówporzuconego metalu i drewna, i puścili się w dół stromego zbocza.Igorsiedział z przodu, Jurij z tyłu.Zdawało mu się, że przeniósł się do bajkowego królestwa.Kiedy takmknęli na łeb, na szyję, ku wiejskim chatom położonym nad jezioremNiżnij, spowiły ich wirujące krystaliczne płatki śniegu.Jurij miałwrażenie, że wzbili się do lotu, i aż wrzasnął z radości.Pędząc w stronę szosy, spostrzegli wracające z miasta wielkie sanie,ciągnione przez parę śnieżnobiałych koni.Jurija doleciał dzwiękdzwoneczków pobrzękujących w rytm końskiego kłusa.Stawał sięcoraz głośniejszy i głośniejszy, aż wreszcie wyrwał Jurija z jegoulubionego snu.Dzwoniły nie dzwonki u sań, ale telefon.Jurij usiadł tak nagle, że zrobiło mu się słabo.Pochylił się i wsadziłgłowę między kolana.Gdy poczuł się normalnie, pomału sięwyprostował.Zawroty głowy ustąpiły, lecz telefon nadal brzęczałuporczywie.Jurij stanął na lekko rozchwianych nogach i powlókł się do kuchni.Zdrzemnął się na sofie, rzut oka na zegarek powiedział mu, że spał jakkamień przez ponad cztery godziny.Złapał za słuchawkę i odezwał sięochrypłym głosem.Musiał odchrząknąć.- Mówi Gordon Strickland.Przepraszam, że przeszkadzam, panieDawidów, ale pojawił się pewien problem, o którym powinien panwiedzieć.Jurij potarł ręką czoło, podczas gdy jego zaspany umysł zmagał się znazwiskiem Strickland.Jurij wiedział, że gdzieś je już słyszał, ale zażadne skarby nie pamiętał gdzie.I raptem przypomniał sobie.Tak sięprzecież nazywa dom pogrzebowy, który organizował pochówekConnie.- Jaki problem? - spytał Jurij.Jego umysł przedarł się przez oparysenności.Nie podobał mu się dzwięk słowa problem.- Zaszła bardzo nietypowa okoliczność - ciągnął Strickland.-Wkrótce po tym, jak pańska biedna żona trafiła do naszego zakładu,zjawiło się trzech mężczyzn, żądając obejrzenia ciała i pobrania próbek.- Jakich próbek?- Płynów ustrojowych do analizy - wyjaśnił Gordon.- Chcę panaprzeprosić, że nie zadzwoniłem natychmiast z prośbą o pozwolenie.Niestety, wszystko stało się w mgnieniu oka.Mężczyzni powołali się nagłównego inspektora Zakładu Medycyny Sądowej, lecz w tej chwili - pofakcie - powątpiewam w ich prawdomówność.Powinien pan rozważyć,czy nie wynająć adwokata.Istnieją podstawy do przyznania panu przezmiasto dużej kwoty.- Nie rozumiem - wyznał Jurij.- Moja żona nie została poddanaautopsji.- Otóż to.Na tym polega nietypowość tej sprawy.Pracuję w tymzawodzie od blisko trzydziestu lat, mój ojciec poświęcił mu całe życie, inigdy nie doświadczyliśmy podobnego skandalu.- Kim byli ci mężczyzni? - zapytał Jurij.Przytrzymał słuchawkęramieniem, aby móc sięgnąć po szklankę.Wyjął wódkę z zamrażarki inalał sobie porcję.Musiał się napić.- Jeden z nich to lekarz sądowy - odrzekł Gordon.- Doktor JackStapleton.Był z nim asystent, który.- Jak się nazywał ten lekarz? - Jurij wpadł mu w słowo.Mówiłpodniesionym głosem.Mimo senności nazwisko poruszyło odległąstrunę w jego pamięci.Gdy Gordon je powtórzył, Jurij pociągnął kolejny łyk wódki.JackStapleton był człowiekiem, którego spotkał w KorynckimPrzedsiębiorstwie Dywanowym!- Lekarzowi towarzyszył ponadto brat pańskiej zmarłej żony -kontynuował Gordon.- Tak przynajmniej nas poinformowano.Zostałprzedstawiony jako Frank Thomas, choć słyszałem, jak doktor Stapletonzwraca się do niego imieniem Flash.Jurij poczuł, jak ciarki biegną mu po plecach.Chwycił jedno zestojących w kuchni krzeseł i przysunął sobie.Jego nogi zmieniły sięnagle w watę.Flash był jedyną osobą na świecie, której Jurij naprawdęsię lękał.Ogromny i umięśniony, groził Jurijowi już parokrotnie -ostatnio przez telefon; oznajmił, że jeśli Jurij jeszcze raz podniesie rękęna Connie, on przyjedzie do Brighton Beach i zabije go.- Słyszy mnie pan? - spytał Gordon.Jurij nie odpowiedział.- Tak, słyszę - wykrztusił w końcu.Serce biło mu gwałtownie.Cołączyło Flasha Thomasa z owym tajemniczym doktorem Stapletonem?Czyżby był to tylko dziwaczny zbieg okoliczności?- Chcemy prosić pana o kilka informacji - powtórzył Gordon.- Czyzamierza pan wystawić otwartą trumnę?- Nie! - wrzasnął Jurij.Zaraz jednak się opanował.- Nie.Chcę, abyConnie miała możliwie najprostszy pogrzeb.Sama tak by sobie życzyła.- Jednak będzie pan musiał przyjechać, aby wybrać odpowiedniątrumnę.- Która jest najtańsza?- Byłoby lepiej, gdyby pan się do nas pofatygował - oświadczyłGordon z zawodowym namaszczeniem.- Moglibyśmy zaprezentowaćpanu naszą ofertę i opisać plusy i minusy każdego modelu.- A co z kremacją? - spytał Jurij.- Da się załatwić - zapewnił Gordon.- Ale ciągle pozostaje kwestiawyboru odpowiedniej trumny.- Chcę, żeby ciało spalono - polecił Jurij.- I to niebawem.Najlepiejdzisiaj!- Bez wystawienia ciała na widok publiczny i bez nabożeństwa?- Bez - potwierdził Jurij.- Moja religia nakazuje mi uczynić to takszybko, jak to tylko możliwe.- Naturalnie - przystał Gordon.- Jakiego rodzaju próbki pobrał doktor Stapleton? - zapytał nagleJurij.- Niewielki odcinek tkanki i kilka płynów - odparł nerwowoGordon.- Zabroniłem, by ruszano jej ciało - poskarżył się Jurij.Zachodził wgłowę, co też skłoniło doktora Stapletona do wzięcia próbek, skorowładze doszły do wniosku, że nie trzeba wykonywać autopsji.- Nie pozostaje mi nic innego niż raz jeszcze pana przeprosić -powiedział Gordon
[ Pobierz całość w formacie PDF ]