[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ciunasl - Stanowczy głos Moiry przeciął wrzawę jak nóż.- Wszyscymilczeć! Larkinie, Cian zrobił, co musiał, żeby przerwać to szaleństwo.Cian, puść ją.Glenna, przynieś jej szklankę wody.Opowiedz nam, co sięstało, Blair.Kiedy Cian ją puścił, opadła bezwładnie na podłogę.- Ona go zabiła.Nie mogłam jej powstrzymać.- Podciągnęła kolanapod brodę i ukryła twarz w dłoniach.- O Boże, o mój Boże.- Teraz musisz na mnie popatrzeć.- Moira ukucnęła i stanowczo oderwała dłonie od twarzy Blair.- Popatrz na mnie, Blair, i powiedz mi, co się stało.- On nigdy nie uwierzył, nawet jak mu pokazałam.Aatwiej mu byłomnie odepchnąć, zostawić, niż uwierzyć.A teraz nie żyje.-Kto?- Jeremy.Jeremy nie żyje.Ona go tu sprowadziła, żebym patrzyła, jakgo morduje.- Tu nikogo nie ma, Blair.Nikogo obcego nie ma w tym pokoju, a w całym domu jest tylko nas sześcioro.- Ale byli.- Glenna podała Blair szklankę wody.- Czuję to.- Popatrzyła na Hoyta, szukając potwierdzenia.- Smuga w powietrzu.- Skinął głową.- Ciężka atmosfera, jaka zostajepo czarnej magii.- Ona przeszła przez ścianę i pomyślałam, że wreszcie będziemy walczyć.Ty i ja, francuska suko.- Blair bardzo się starała, lecz głos jej drżałnadal.- Rzuciłam kołkiem, ale tylko przez nią przeleciał.Tak naprawdę jejtam wcale nie było.Ona.- Tak samo jak w metrze.Mnie też się to przydarzyło - wyjaśniła Glenna.- W Nowym Jorku.Spotkałam w metrze wampira, a nikt inny go nie widział.Mówił do mnie, poruszał się, ale tak naprawdę wcale go tam nie było.- Pojechała do Bostonu.- Blair wstała z trudem.- Kiedyś tam mieszkałam i tam poznałam Jeremy'ego.Byli w jego mieszkaniu.Sama mi powiedziała.Cian, masz tam jakieś kontakty?- Mam.Blair podała mu adres.- Jeremy Hilton.Ktoś musi to sprawdzić.Może ona tylko się ze mnądrażniła.Ale jeśli.Muszę się upewnić, że go nie przemieniła.- Zajmę się tym.Popatrzyła na parkiet w miejscu, gdzie waliła kołkiem.- Przepraszam za podłogę.- To już problem Hoyta i Glenny.- Cian dotknął lekko jej ramieniai wyszedł.- Powinnaś się położyć - powiedziała Glenna.- Albo przynajmniejusiąść.Mam coś, co ci pomoże.- Nie, nie chcę niczego.- Otarła łzy wierzchem dłoni.- Wiedziałam, żeona wróci, ale nigdy nie przyszłoby mi do głowy, nigdy bym nie pomyślała.Glenna, twoja rodzina.- Są chronieni, Hoyt i ja o to zadbaliśmy.Blair, tak bardzo mi przykro,że nie zrobiliśmy nic dla twojego.przyjaciela.- W ogóle o nim nie myślałam.Nigdy bym nie przypuszczała, że spróbują.Ja, mhm, potrzebuję kilku minut, zanim wrócę do ćwiczeń.- Ile tylko potrzebujesz - powiedziała Glenna.Blair popatrzyła na Larkina.- Przepraszam, że cię uderzyłam.- Nic nie szkodzi.- Pozwolić jej pójść zupełnie samej - to bolało o wiele bardziej niż jakikolwiek cios.Blair już więcej nie płakała.Azy nie pomogłyby Jeremy'emu i jej teżnie przynosiły ulgi.Skontaktowała się z ciotką i opowiedziała jej o wszystkim.Nie sądziłajednak, żeby Lilith czy Lora zdecydowały się zaatakować ludzi, którzy byliprzygotowani i o nich wiedzieli.I umieli się obronić.Miały doskonałe powody, żeby wybierać bezbronnych.Atak na nich nie wymagał czasu ani wysiłku, niósł ze sobą niewielkieryzyko i dawał doskonałe efekty.Blair, szykując broń, była absolutnie spokojna.Wsunęła miecze do pochwy na plecach i kołek za pasek.Gdy wyszła, myśli miała przejrzyste jakszkło.Będzie ich niewiele, pomyślała.W tym momencie Lilith nie mogła sobie pozwolić na stratę większej liczby żołnierzy.Jaka szkoda.Oczekują, że się załamie, że będzie się trzęsła i szlochała pod kołdrą.Bardzo się mylą.Zobaczyła dwa nadchodzące w jej kierunku, z prawej i lewej strony.- Cześć, chłopcy.Macie ochotę na zabawę?Wyciągnęła miecz z metalicznym szczękiem, obróciła się i błyskawicznie zamachnęła, trzymając broń w obu rękach.I pozbawiła głowy wampira, który skradał się za jej plecami.- To świetnie trafiliście.Była przygotowana na atak.Cięła, dzgała, blokowała ciosy mieczem,który śpiewał pieśń zemsty.Jeden z napastników drasnął ją w przedramię.Chciała czuć ten ból.Są niezdarni, pomyślała.Młodzi i słabo wyszkoleni.Tępi i niezdarniw życiu, które prowadzili, zanim zostali przemienieni.Nie tak bezbronnijak Jeremy, ale i tak niedoświadczeni.Rzuciła kołkiem i jeden z napastników obrócił się w pył.Drugi upuścił miecz i rzucił się do ucieczki.- Hej, hej, jeszcze nie skończyłam.- Dogoniła go, powaliła na ziemię,przytknęła mu kołek do serca i popatrzyła prosto w przerażone oczy.- Mam wiadomość dla Lory.Znasz ją? Francuska laska? Dobrze - rzuciła, gdy skinął głową.- Powiedz jej, że w jednej kwestii miała rację.Spotkamy się tylko we dwie i kiedy z nią skończę.Och, nieważne.Sama jej topowiem.Opuściła kołek.Wstała, przeczesując palcami włosy, pozbierała rozrzuconą dookoła broń i ruszyła w kierunku domu.Drzwi otworzyły się z impetem, zanim Blair zdążyła sięgnąć do klamki,i wypadł z nich Larkin.- Oszalałaś?- One się niczego nie spodziewały.- Rzuciła mu jeden miecz i weszłado domu.-I tak tylko trzy.Pewnie więcej nie ustawiła wokół domu.- Położyła pozostałą skonfiskowaną broń na blacie w kuchni.- I tak byliciency.- Wyszłaś sama? Ryzykowałaś życie.- Zawsze chodzę sama - przypomniała mu.- A ryzykowanie życia jestwpisane w mój zakres obowiązków.Taka praca.- To nie jest tylko praca.- Tylko i wyłącznie praca.- Nalała sobie duży kubek kawy.Ręce jej niedrżały, zauważyła.Cel osiągnięty.- Muszę się przebrać.- Nie masz prawa podejmować takiego ryzyka.- Ryzyko minimalne - odparła, wychodząc.- Maksymalne efekty.Przebrała się i poszła do biblioteki.Poznała po wyrazie twarzy zebranych, że Larkin już zdążył im opowiedzieć o jej małej wendecie.Ilu- Czatowały blisko domu - zaczęła.- Mogły coś zobaczyć lub usłyszeći donieść.Już nie będą sprawiać nam kłopotów.- Mielibyśmy poważny kłopot, gdyby było ich więcej - powiedział Hoytcicho lodowatym tonem.- Gdyby cię zabili lub schwytali.- Ale tak się nie stało.Musimy być przygotowani na taką ewentualność, i nie tylko my, ale wszyscy, którzy będą razem z nami walczyli w tejwojnie.Musimy nauczyć ludzi, kiedy i jak mają zabijać, nie tylko mieczemi kołkiem, ale też gołymi rękami i wszystkim, co będzie w pobliżu.Każdyprzedmiot jest bronią.A jeśli ich nie nauczymy, jeśli nie zostaną dobrzewyszkoleni, to będą stali i czekali na śmierć.- Jak Jeremy Hilton.- Tak.- Skinęła głową i Larkin zobaczył w jej oczach gniew i ból.- Takjak Jeremy.Cian, dowiedziałeś się czegoś?- On nie żyje.Blair nie pozwoliła sobie na jęk.- Został przemieniony?- Nie.Ciało było w fatalnym stanie.- I tak jest możliwe, że.- Nie - przerwał jej stanowczo.- Rozerwała go na strzępy.To jej znakfirmowy.On nie żyje.Blair usiadła.Lepiej usiąść, niż zemdleć, pomyślała.- Nic nie mogłaś zrobić, Blair - powiedziała Moira łagodnie.- W żadensposób nie mogłaś temu zapobiec.- Nie, nie mogłam.I o to jej chodziło: Popatrz, co mogę zrobić pod twoim nosem, a ty jesteś bezradna".Parę lat temu Jeremy i ja zaręczyliśmy sięi w końcu musiałam mu powiedzieć, pokazać, kim jestem i co robię
[ Pobierz całość w formacie PDF ]