[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-Tak.107- Proszę pozwolić ze mną.Alex przyjrzał się obcemu.Jamajczyk był schludnie ubrany, miał wyprasowanespodnie, a spod kurtki widać było białą koszulę i krawat.- Nic z tego.Niby po co?- Bardzo pana proszę.Nie mamy czasu.Na dworze czeka na pana znajomy.Nazywa się Tucker.- Jak to? Skąd się.- Proszę, panie McAuliff.Nie mogę tu się pokazywać.Alex wyszedł w ślad za Jamajczykiem za szklane drzwi hotelu.Na podjezdzie ujrzałidącego od strony parkingu mę\czyznę w \ółtej koszuli.Człowieka Crafta.śółty zatrzymałsię, jak gdyby nie wiedział, co ma teraz zrobić.- Pospieszmy się - ponaglił prosząco Jamajczyk, który wyprzedził Alexa o kilka kro-ków.- To niedaleko, tu\ za bramą.Samochód czeka!Pobiegli po asfalcie podjazdu, mijając kamienną bramę.Po drugiej stronie ulicy czekałna nich zielony chevrolet z zapuszczonym silnikiem.Jamajczyk otworzył przed AIexem tylnedrzwiczki.- Niech pan wsiada!McAuliff wsiadł.Sam Tucker, który masywnym cielskiem zajmował większość tylnego siedzenia, po-trząsnął rudawą grzywą i wyciągnął rękę na przywitanie.- Miło cię widzieć, chłopcze!- Sam!Samochód ruszył ostro, a impet wcisnął Alexa w siedzenie.Przed parą Amerykanów, naprzednim siedzeniu, umościła się trójka czarnych: kierowca w czapce baseballowej, ten, któryzaczepił McAuliffa, a pomiędzy nimi jeszcze trzeci Murzyn, prawie tak zwalisty jak SamTucker.Alex odwrócił się do przyjaciela.- O co tu chodzi, Sam? Gdzieś ty mi zniknął, do diabła?Odpowiedz nie padła jednak z ust Sama Tuckera.Ten sam Murzyn, który wyprowadziłMcAuliffa z hotelu, odwrócił się teraz i rzekł niezbyt głośno:- Gościliśmy pańskiego przyjaciela u siebie, panie McAuliff.Je\eli wszystko dobrzepójdzie, właśnie my będziemy pańskim kontaktem z Halidonem.108XIVJechali ju\ prawie godzinę, cały czas wspinając się w górę.Tak wyczuwał to przynajm-niej McAuliff, spoglądając w mrok na wijącą się serpentynami drogę, której zakręty wyrasta-ły nagle przed maską, ukryte dotąd w burzliwych wodospadach tropikalnej zieleni.Chwilamiskręcali z asfaltu na górskie drogi, gdzie samochód skakał na wybojach, a wycie silnika na ni-skim biegu zaświadczało najlepiej o trudności jazdy.McAuliff i Sam Tucker rozmawiali prawie szeptem, choć i tak wiedzieli, \e ci z przed-niego siedzenia muszą słyszeć ka\de słowo.Tuckerowi najwyrazniej to nie przeszkadzało.Historia, jaką opowiedział, była w pełni logiczna, zwłaszcza jeśli się znało jego obycza-je oraz styl \ycia.Tucker w najrozmaitszych częściach świata posiadał przyjaciół i znajo-mych.Mało kto natomiast wiedział o jego tak rozległych znajomościach, nie dlatego \e Samrozmyślnie ukrywał swoje kontakty, lecz z tej przyczyny, i\ rzadko rozwodził się nad swoimosobistym \yciem, w odró\nieniu od zawodowego.Do tej\e grupy jego znajomych nale\ał Walter Piersall.- Mówiłem ci przecie\ o nim, będzie z rok temu, Alex - przypomniał Tucker pośródmroków panujących na tylnym siedzeniu.- To było w Ocho Rios.- Nie pamiętam.- Powiedziałem ci, \e znam w Carrick Foyle jednego naukowca.Miałem do niegowpaść na parę dni, nie pamiętasz?McAuliff uświadomił sobie nareszcie, gdzie słyszał przedtem nazwę Carrick Foyle.Ale\ tak.- No, teraz ju\ pamiętam.Chodziło o jakieś wykłady w Kingston Institute, tak?- Zgadza się.Walter był rzadkością.Antropolog, który nie zanudzi cię na śmierć.Dałemmu telegraficznie znać, \e wracam na Jamajkę.- Wiem, \e skontaktowałeś się z Hanleyem.To on narobił krzyku, \e zniknąłeś.- Zadzwoniłem do Boba zaraz, jak tylko wylądowałem w Montego.Chciałem, \ebyśmysię ociupinę zabawili, rozumiesz.Potem nie miałem go ju\ jak zawiadomić, bo najpierw cią-gle byliśmy w drodze, a potem, na miejscu, okazało się, \e nie ma telefonu.Coś mi mówiło,\e będziesz się pienił ze złości.- Nie złościłem się, tylko martwiłem.Jakbyś pod ziemię się zapadł.- Myślałem, \e mnie lepiej znasz.Mam na tej wyspie przyjaciół, a nie wrogów.Przy-najmniej nie wiem nic o \adnych wrogach, tak samo jak ty.- Dobrze, ale co się stało? Gdzieś ty tak zniknął?Tucker opowiedział Alexowi wszystko po kolei.Kiedy wylądował w Montego Bay, ju\ na lotnisku czekała na niego wiadomość od Pier-salla.Tucker miał zatelefonować do antropologa do Carrick Foyle, kiedy ju\ się rozgości whotelu.Uczynił tak, lecz od słu\ącego Piersalla dowiedział się tylko, \e gospodarz wróci bar-dzo pózno.W tej sytuacji Tucker zadzwonił do Hanleya, starego kumpla
[ Pobierz całość w formacie PDF ]