[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dwukrotnie napotkali inne stanice, małe,naprędce sklecone z kamienia budynki, w dużej mierze przypominające StanicęImre, umieszczone dla łatwiejszej obrony przy nagiej ścianie iglicy lub samotnegowzgórza.W jednej z nich znajdowało się co najmniej dwieście owiec, a pilnującyich ludzie byli równie zaskoczeni, dowiadując się o Randzie, jak obecnością trol-loków w Ziemi Trzech Sfer.Druga stanica była pusta, nie z powodu zniszczeniaprzez jakichś napastników, lecz zwyczajnie była nie używana.Kilka razy Randwypatrzył w oddali kozły, owce albo długorogie bydło o jasnej skórze.Avien-dha poinformowała go, że stada należą do najbliższych siedzib szczepów, ale niewidział żadnych ludzi, a z pewnością najmniejszego śladu budowli, które zasługi-wałyby na miano siedziby.Nastał dwunasty dzień.Szerokie kolumny Jindo i Shaido szły po bokach grup-ki Mądrych, na wlokących się powoli wozach handlarzy Keille i Nataet kłócili sięo coś, a Isendre obserwowała Randa z kozła wozu Kadere..i tak to właśnie jest powiedziała Aviendha, kiwając głową, jakbyw ten sposób chciała wzmocnić wymowę swych słów. Teraz już na pewnorozumiesz, jak to jest z panią dachu. Nie do końca przyznał Rand.Uświadomił sobie, że od pewnego czasuwsłuchiwał się w melodię jej słów, nie zaś w ich znaczenie. Chociaż, pewienjestem, że to wszystko świetnie funkcjonuje.Warknęła na niego. Kiedy się ożenisz powiedziała głosem, w którym nie było śladu roz-bawienia, tylko napięcie mając te smoki na przedramionach, które dowodzątwojej krwi, czy pójdziesz za jej zewem, czy też będzie rościł sobie pretensje,niczym jakiś dzikus z mokradeł, do posiadania wszystkiego, prócz może tylkosukni, którą nosi twoja żona? To się wcale nie dzieje w taki sposób zaprotestował. I każda kobietaw miejscu, z którego przybywam, rozbiłaby natychmiast głowę swemu mężczyz-nie, gdyby tak myślał.A w każdym razie, czy nie sądzisz, że ta kwestia winna byćrozstrzygnięta tylko pomiędzy mną a tą osobą, z którą zdecyduję się ożenić?Jedyną odpowiedzią było tylko spojrzenie jeszcze bardziej nachmurzone niżzazwyczaj.Ku jego uldze w tym momencie przybiegł Rhuarc, który opuścił swe zwykłemiejsce na czele kolumny Jindo. Dotarliśmy oznajmił Aiel z uśmiechem. Oto Siedziba Zimnych Skał.SIEDZIBA ZIMNYCH SKAARand rozejrzał się dookoła, marszcząc czoło.Jakąś milę przed sobą dostrzegłskupisko pagórków o wysokich, prostopadłych ścianach, lub być może było tojedno wielkie wzgórze poprzecinane licznymi szczelinami.Po jego lewej ręce pła-ska równina z łatami ostrej trawy, pozbawionymi liści powykręcanymi roślinami,rozproszonymi kolczastymi krzewami i przygiętymi ku ziemi drzewami ciągnęłasię aż do jałowych wzgórz i jarów o poszarpanych brzegach, nierównych gła-zów przypominających krzywe kolumny, a potem jeszcze dalej ku postrzępionymszczytom górskich łańcuchów w oddali.Po prawej stronie krajobraz był nieomalidentyczny, wyjąwszy to, że popękana równina żółtej gliny była nieco bardziejpłaska, góry zaś bliżej.Wszystko w niczym się nie różniło od jakiejkolwiek czę-ści Pustkowia, jaką oglądał, odkąd opuścili Chaendaer. Gdzie? zapytał.Rhuarc spojrzał na Aviendhę, która tymczasem patrzyła na Randa, jakby tenpostradał zmysły. Chodz.Niech twe własne oczy ukażą ci Zimne Skały.Spuściwszy shoufę na ramiona, wódz klanu odwrócił się i z obnażoną głowąpobiegł szybko ku popękanej skalnej ścianie, widocznej z przodu.Shaido zatrzymali się już i teraz krzątali, rozbijając namioty.Heirn oraz Jin-do puścili się truchtem za Rhuarkiem, wiodąc swoje juczne muły; wszyscy od-kryli głowy i wydawali nieartykułowane wrzaski, Panny eskortujące handlarzypokrzykiwały na wozniców, by poganiali zaprzęgi i ruszali w ślad za Jindo.Jed-na z Mądrych uniosła spódnice do kolan i pognała za Rhuarkiem po jasnychwłosach Rand osądził, że musiała to być Amys, z pewnością Bair nie potrafiłabybiec tak lekko ale reszta grupki Mądrych poruszała się dalej stałym tempem.Przez chwilę Moiraine spojrzała na Randa tak, jakby chciała wyrwać się ze swe-go towarzystwa i dołączyć do niego, potem jednak zawahała się, wymieniła kilkagwałtownych zdań z jedną z Mądrych.Jej włosy wciąż skrywał szal.Na koniecAes Sedai podprowadziła swą siwą klacz do szarego ogiera Egwene i karego La-na, tuż przed nosem odzianego w biel gai shain, który prowadził za uzdy jucznezwierzęta.Mimo to, oczywiście, ostatecznie skierowali się w tę samą stronę coRhuarc.285Rand pochylił się, proponując dłoń Aviendzie.Kiedy odmownie potrząsnęłagłową, rzekł: Jeżeli dalej będą robić tyle hałasu, za nic nie usłyszę cię z tej odległości.A co się stanie, jeśli zrobię jakiś idiotyczny błąd tylko dlatego, że nie usłyszę tego,co mówisz?Mrucząc coś pod nosem, spojrzała na Panny.skupione wokół wozów handla-rzy, potem westchnęła i podała mu rękę.Pociągnął ją w górę, ignorując jęk pro-testu i wciągnął na grzbiet Jeade ena za swoim siodłem.Kiedy próbowała samadosiąść konia, kończyło się to zazwyczaj na tym, że omal nie ściągała go z sio-dła.Dał jej chwilę na poprawienie grubych sukni choć w najlepszym raziei tak sięgały wysoko ponad miękkie do kolan buty a potem puścił się cwałem.Po raz pierwszy Aviendha jechała szybciej niż stępa, objęła go dłońmi w pasiei przytuliła się, by nie spaść. Jeżeli sprawisz, że wyjdę na głupią przed moimi siostrami, mieszkańcumokradeł. warknęła ostrzegawczo za jego plecami. Dlaczego miałyby tak o tobie myśleć? Widziałem, jak czasami Bair, Amyslub inne jechały za Moiraine i Egwene, by łatwiej im było rozmawiać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]