[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Rzuciła ojcu tryumfujące spojrzenie.- Napraw-dę się cieszę, że tu jesteś.Mel przez łzy patrzyła na córkę przeskakującą podwa stopnie szerokich, mahoniowych schodów.Wnętrze pachniało świeżym drewnem, tynkiem ifarbą.- Zoe mówiła, że jesteś ranny.Objął ją ramieniem, a jego znajomy i tak jejdrogi zapach zdominował wszystkie inne.- Przesadziła - odparł, ale Mel zauważyła, żenawet ten drobny gest sprawił mu ból.- Przecież widzę, że cię boli! - Wyciągnęła rę-ce, żeby mu pomóc.- Powinieneś być w szpitalu.- Wszystko w porządku - odpowiedział, aleprzyjął jej ramię, kiedy ruszyli do salonu, drugą rę-ką przyciskając żebra.- Nie potrzebuję szpitala- dodał, krzywiąc się okropnie i opadając na naj-bliższy fotel.- Zoe spanikowała.- Ale powiedziała, że coś na ciebie spadło.- Dużo na mnie spadło w dotychczasowym ży-ciu, ale zawsze jakoś się zbierałem.- Jego uśmiechbardziej przypominał grymas.- Proszę, nie.- Chyba się mną nie przejmujesz? To do ciebieniepodobne.Rozumiem, że zabierasz Zoe do domu.- Dlaczego tak uważasz?- A nie po to przyjechałaś?147SRNie, chciałam się tobą zaopiekować, chciała po-wiedzieć, ale się powstrzymała.Nie powie mu tego,kiedy jest w takim nastroju.- Podobno wezwała karetkę.Odwołałeś to?- A żebyś wiedziała.Nie chciała, ale się upar-łem.Mel wyobraziła sobie tę rozgrywkę pomiędzyojcem i córką, dwojgiem uparciuchów.- Tak czy siak, miałem zamiar ją odwiezć jutrorano.- Zmienił pozycję, marszcząc brwi.- Niechcę tracić z nią kontaktu.Ale miałaś rację, niepowinienem był namawiać cię do małżeństwa,skoro tego nie chcesz.Powiedziałaś mi to wyraznie i to tylko moje zarozumialstwo kazało miuważać, że zdołam cię przekonać do zmiany zdania.Ale tak naprawdę nigdy mi nie wybaczyłaś,prawda, Mel?Ona też zagłębiła się w fotelu.- Czego? - spytała szeptem.- Twojej siostry i matki.Z tego, co wtedy napi-sałaś, wywnioskowałem, że chciałaś mnie dostaćniejako z zemsty i że to był jedyny powód, dla które-go poszłaś ze mną do łóżka.Powiedziałem sobie, żebyłaś młoda i zraniona, że to zrozumiałe.- Jak to? - Nie mogła zrozumieć, o czym onmówi.- Po naszych pięknych przeżyciach, po naszejbliskości, po tym, jak mówiłem, że chciałbym cięjeszcze zobaczyć.Te cztery słowa wyjaśniaływszystko: Dziękuję, ale nie dziękuję".148SR- O czym ty mówisz? - spytała skonsternowana.- O twoim liście, który napisałaś po naszejpierwszej nocy.- Ale ja tego nie napisałam.Zostawiłam mójnumer, tak jak prosiłeś, i napisałam kilka słów, alenie to.Jak mógł tak myśleć?- Daj spokój, kochanie.To mógł być impuls.- Naprawdę tego nie napisałam.- Musiała goprzekonać za wszelką cenę.Nie mogła pozwolić,żeby o niej myślał w ten sposób.- Nigdy wcześniej znikim nie byłam, nie w ten sposób, i chciałam ci topowiedzieć.Napisałam mój numer, a potem już niemogłam przestać.Napisałam, że to był mój pierw-szy raz, że byłam dziewicą i że to, co razem przeży-liśmy, bardzo dużo dla mnie znaczyło.Napisałam,jak mi przykro, że miałeś takie trudne dzieciństwo, ibardzo bym chciała znów się z tobą spotkać.Kiedynie odpowiedziałeś, pomyślałam, że cię przestraszy-łam.Mogłeś pomyśleć, że jestem jakąś sentymental-ną idiotką.Ale tak właśnie napisałam.W stalowych oczach błysnęło niedowierzanie.- W takim razie, skoro nie ty, to kto.?- Nie wiem.Zostawiłam mój list Bemowi Clay-tonowi.Clayton.Oczywiście.- Pokłóciliśmy się, chciałem odejść.Był gotówzrobić wszystko, żeby mnie zatrzymać.Pamiętam,że kartka była oddarta, te cztery słowa były pod149SRnumerem telefonu.Mógł spreparować list, żebyusunąć każdy powód, dla którego mógłbym chciećzostać w Anglii.- Jak mogłeś w to wierzyć przez te wszystkie la-ta? %7łe napisałam coś tak okropnego? To ty mi ra-dziłeś nie wierzyć we wszystko, co czytam, a samto zrobiłeś? Nic dziwnego, że nie próbowałeś się zemną kontaktować.A ja myślałam.- Próbowałem.- Jak to? Kiedy?Wzruszył ramionami.- Kilka miesięcy pózniej, kiedy wróciłemz Australii.Przyznaję, że bez entuzjazmu, po tym,co napisałaś.co myślałem, że napisałaś.Znalazłemadres Kelly, ale tam już mieszkał ktoś innyi nikt nie słyszał o Lissie Ratcliffe.Nie wiedziałem,że byłyście siostrami przyrodnimi i nosiłyścieróżne nazwiska.Zresztą Lissa to nawet nie byłotwoje prawdziwe imię.A więc jej szukał.Chciał ją odnalezć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]