[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Znalazłszy jeszcze kilka wioseł, ruszyli ku okrętom, żebyprzewieźć kolejne oddziały.Na niebo wpłynął księżyc, któregoświatło ukazało mi podobne scenki dziejące się wzdłuż całejplaży.Niektóre łodzie przemknęły gładko, podczas gdy inne,wywrócone do góry dnem, pływały jak kawały drewna.Wszędzie panował chaos, mężczyźni wiązali się linami, żebyponownie ruszyć w kipiel na ratunek towarzyszom.Na plażyleżało kilkudziesięciu topielców, niektórzy do połowy jużzagrzebani w piasku.Pomniejsze działa utknęły po osie.Wszędzie pływały elementy żołnierskiego oporządzenia.Wbityw piasek na szczycie najbliższej wydmy wyzywająco łopotałtrójkolorowy francuski sztandar.- Henri, pamiętasz, co nam obiecywał generał? - zapytał wyglądający jak zmokła kura żołnierz równie żałośniewyglądającego kompana, wskazując dłonią na jałowe diuny.- Oto masz swoje sześć akrów!Ponieważ nie miałem żadnego określonego przydziału,zacząłem się rozpytywać o generała Bonaparte.Oficerowiewzruszali ramionami i klęli w żywy kamień.- Siedzi pewnie w tej swojej wielkiej kajucie i patrzy,jak się topimy - warknął jeden z nich.Wyczuwało się w tym zazdrość o przywilej, któregopewnie pożądał dla siebie.A jednak na tej plaży zaczął się już wyłaniać jakiś porzą-124dek.Ludzie grupowali się wokół znanej im, niewysokiej iwściekle wymachującej rękoma sylwetki, a inni szybko donich dołączali, jakby pod wpływem nieznanej jeszczeprzyrodzie siły przyciągania.Usłyszałem, że Bonaparte wydajeszybkie komendy, i żołnierze zaczęli się ustawiać w szeregi.Podszedłszy bliżej, zobaczyłem, że wódz ma gołą głowę, jestmokry od pasa w dół, a jego kapelusz pałęta się po plażygnany podmuchami wiatru.Pochwa jego rapiera nakreśliładługą linię w piachu.Zachowywał się tak, jakby nic się niestało, niczego nie brakowało - i ta jego pewność siebiedodawała ludziom ducha.- Niech ktoś ustawi linię czat na wydmach! Kleber, niechpan tam zabierze kilku ludzi, jeżeli nie chce pan, żeby Beduiniwystrzelali nas jak kaczki.Kapitanie, niechże pan z ludźmiswojej kompanii wygrzebie z piasku to działo, rano będzie nampewnie potrzebne.Generale Me-nou, gdzie pan jest? Niech panwzniesie swój sztandar i zacznie ustawiać swoich ludzi wszyku.Hej, wy tam, piechota! Nie stójcie jak potopioneszczury, tylko pomóżcie kolegom przy łodzi! Co, odrobinawody wybiła wam ze łbów resztki rozumu? Jesteścieżołnierzami Francji!Władczy ton i postawa nakazująca posłuszeństwo działałycuda i zacząłem nabierać przekonania, że Napoleon jesturodzonym dowódcą.Bezładny tłum stopniowo stawał sięarmią, żołnierze ustawiali się w kolumny, zbierali wyposażeniei odciągali topielców, których szybko i bez ceremoniigrzebano.Od czasu do czasu wybuchała strzelanina, obliczonana trzymanie z dala czyhających na łup Beduinów.Wyładowywano szalupę za szalupą i tysiące ludzi zebrało siępod usianym gwiazdami niebem.Plaża pocięta była srebrnymiłańcuszkami naszych śladów, szybko wypełniających się wodą.Zgubione w wodzie oprzyrządowanie i części mundurówwyławiano i wręczano nowym właścicielom.Niektórzyodkrywali, że mają za małe czapki, z trudem mieszczące się imna czub-125kach głów, podczas gdy innym spadały na uszy.Rycząc ześmiechu, piechurzy zabierali się do wymiany.Noc była ciepła inasze ubrania błyskawicznie wysychały.Do naszej grupki podszedł wyprostowany jak tyka generałJean-Baptiste Kleber, podobno też wolnomularz.- Te dranie zatruły studnię w Marabut, a ludziom zaczyna dokuczać pragnienie.Szaleństwem było wypłynięcie z Tulonu bez zapasów wody.Napoleon wzruszył ramionami.-To była wina niekompetentnego komisarza, której teraz nieda się naprawić.Znajdziemy wodę za murami Aleksandrii.Kleber odpowiedział gniewnym grymasem.Miał znaczniebardziej generalską powierzchowność niż Napoleon.Liczyłdobre metr osiemdziesiąt i był tęgi, muskularny, z grzywąkędzierzawych włosów, która nadawała mu lwi wygląd.- Żarcia też nie mamy.-1 ono też czeka na nas w Aleksandrii.Jeżeli zechceszspojrzeć na morze, Kleber, przekonasz się, że nie widać na nimbrytyjskiej floty.Dlatego właśnie tak szybko zeszliśmy na ląd.- Tak nam było spieszno, że nie zwracaliśmy uwagi naszkwał, w którym potopiły się dziesiątki ludzi?- Na wojnie o wszystkim decyduje szybkość.Zawsze będęgotów poświęcić kilku, żeby uratować resztę.- Bonaparte miałminę, jakby chciał dodać coś jeszcze; nie lubił, kiedykomentowano jego rozkazy.Zamiast jednak skarcić Klebera,zwrócił się do niego z pytaniem: - Znalazłeś człowieka, októrym ci mówiłem?- Tego Araba? Może i mówi po francusku, ale jest pod-stępnym wężem.- Pracuje dla Talleyranda i dostaje liwry za każde ucho idłoń, które nam przynosi.Utrzyma Beduinów z dala od twoichflanków.126Ruszyliśmy wzdłuż plaży.Po lewej grzmiał przybój,zagłuszany przez chrzęst tysięcy stóp depczących piasek.Pianajakby świeciła własnym blaskiem.Od czasu do czasusłyszałem huk wystrzału pistoletu czy karabinu na pustyni zprawej.Kilka światełek przed nami sygnalizowałoAleksandrię.Żaden z generałów nie dosiadł jeszcze konia - szlirazem z piechurami.Generał Louis Caffarelli z korpusu wojskinżynieryjnych utykał nieco -jedną nogę zastępowaładrewniana proteza.Nasz olbrzymiego wzrostu Mulat, dowódcakawaleriiAleksanderDumas,mimokrzywychnógprzewyższał o głowę każdego z podwładnych.Chełpił sięniezwykłą siłą - dla zabawy potrafił oburącz chwycić belkę wstropie stajni i podciągnąć się w górę wraz z koniem,podtrzymując przerażone zwierzę nogami.Zawistnicyutrzymywali, że i między uszami ma same mięśnie.Ponieważ nie miałem żadnego przydziału, szedłem obokNapoleona.- Lubisz moje towarzystwo, Amerykaninie?- Nie, po prostu zakładam, że dowodzącego najlepiej sięchroni.Czemu nie zostać obok niego?Parsknął śmiechem.-Podczas jednej bitwy w Italii straciłem siedmiu generałów isam musiałem poprowadzić decydujący atak.Jedynieprzeznaczenie wie, czemu zostałem oszczędzony.Życie to graprzypadków, czyż nie? Los odesłał precz Anglików i zamiastnich zesłał ten szkwał.Niektórzy utonęli.Żałujesz ich?- Oczywiście.-Nie trzeba.Śmierć przychodzi po każdego.no chyba żeEgipcjanie rzeczywiście odkryli nieśmiertelność.A któż możepowiedzieć, że jedna śmierć jest lepsza od drugiej? Mojawłasna może nadejść ze świtem i będzie dobra.A wieszdlaczego? Bo sława jest ulotna, a pamięć wieczna.Wspomnienie tych, co potonęli, będzie przez wiele poko-127leń trwać jako pamięć w ich rodzinach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]