[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale uważam, że teraz już może pan profesor byćspokojny.— Wierzę panu najzupełniej — mruknął profesor naj-widoczniej wcale nie uspokojony.— Przypuśćmy, prokuratorze— zaczął i nie dokończył.— Tak, wierzę panu najzupełniej —powtórzył.Vance, który przez cały czas tej jałowej rozprawy paliłflegmatycznie papierosa, chociaż przysłuchiwał się z nad-zwyczajną uwagą, w tym miejscu zabrał głos:— Panie profesorze, czy nie zaszło coś niejasnego, co możezapoczątkowało pańskie obawy?— Nic podobnego — odparł lekko podenerwowany Dillard.— Zastanawiałem się po prostu nad możliwościami.Niechciałem nic w siebie wmawiać bezpodstawnie.Czysta logikadobra jest, jeżeli chodzi o teoretyczne zasady.Ale tam, gdziewchodzi w grę osobiste bezpieczeństwo, niedoskonały umysłludzki domaga się dowodów naocznych.— Tak.— Vance podniósł oczy, a mnie się wydało, żepochwyciłem między tymi dwoma tak niepodobnymi dosiebie ludźmi błysk porozumienia.Markham wstał, chcąc się pożegnać, lecz profesor nalegał,żeby jeszcze chwilę został.— Sigurda tylko patrzeć.Będzie rad, gdy panów tu zastanie.Jak mówiłem, jest w teatrze na „Pretendentach do tronu”, alejestem pewny, że wróci prosto do domu.A propos, panieVance — ciągnął, odwracając się od Markhama.— Sigurdmówił mi, że byliście razem na „Upiorach”.Czy pan podzielajego entuzjazm dla Ibsena?Pytanie to najwidoczniej zdziwiło Vance’a.Podnósł lekkobrwi.Ale odpowiedział spokojnie:— Czytałem dużo Ibsena i nie mam wątpliwości, że togeniusz wysokiej klasy, chociaż nie znalazłem w nim anipięknej formy, ani filozoficznej głębi na poziomie na przykład„Fausta” Goethego.— Widzę, że pan z Sigurdem nigdy się nie zgodzicie napunkcie Ibsena.Markham nie chciał zostać dłużej i w kilka minut późniejszliśmy ulicą muskani powiewem chłodnego kwietniowegowiaterku.— Zakonotuj sobie, mój drogi — powiedział żartobliwieVance do Markhama, gdyśmy skręcili w kierunku parku — żenie tylko twój skromny współpracownik ma wątpliwości co dosamobójstwa Pardee’ego.I muszę zaznaczyć, że twojezapewnienia bynajmniej nie uspokoiły profesora.— Jego podejrzliwość jest najzupełniej zrozumiała — ustąpiłMarkham.— Orgia mordów rozegrała się w jego domu i wsąsiedztwie.— To nie jest wytłumaczenie.Stary jest w strachu.On wiecoś, czego nam nie chce powiedzieć.— Nie powiem, żebym miał takie wrażenie.— Och, Markham, Markham! Czemuś to nie słuchałuważniej jego niechętnych, urywanych wyznań? Wyglądało totak, jakby chciał nam dać coś do zrozumienia, nie wyrażająctego słowami.Chciał, żebyśmy sami odgadli.Tak! Dlategowłaśnie nalegał, żebyś go odwiedził w czasie nieobecnościArnessona.Był pewny, że Arnesson nie zjawi się przedkońcem przedstawienia.Vance nagle umilkł i stanął jak wryty.W oczach jego odbił sięprzestrach.— Och, dobry Boże! To on dlatego zapytał mnie o Ibsena!.Słowo daję! Jakiż ja tępy, jaki głupi! — Popatrzył naprzyjaciela i mięśnie jego szczęk nabrały kanciastychkonturów.— Nareszcie prawda! — szepnął z przejęciem.—Izagadki nie rozwiązałeś ani ty, ani policja, ani ja, tylkodramaturg norweski, który umarł przed dwudziestu laty.Klucz do tajemnicy leży w Ibsenie.Markham spojrzał na niego takim wzrokiem, jakby goposądzał o nagły obłęd, ale nim zdążył coś powiedzieć, Vancezawołał taksówkę.— W domu ci to wyjaśnię — rzekł w drodze.— Niewia-rogodne, ale prawdziwe.Powinienem był się dawno tegodomyśłić, ale ten podpis Biskup na listach do prasy mógł byćwieloznaczny.— Gdyby to nie była wiosna, a lato — fuknął gniewnieMarkham — powiedziałbym, że dostałeś porażenia słone-cznego.— Wiedziałem od samego początku, że byli trzej możliwisprawcy — ciągnął Vance.— Każdy z nich był psychologiczniezdolny do tych morderstw w chwili zachwiania równowagiumysłowej pod wpływem afektu.Nie pozostało zatem nicinnego, jak czekać na skrystalizowanie się podejrzeń wewłaściwym kierunku.Jednym z tych trzech podejrzanych byłDrukker, ale go zamordowano i pozostało dwóch.Następniezginął Pardee, pozornie samobójczą śmiercią.Muszę przyznać,że śmierć jego mogła być uzasadnieniem moich względemniego podejrzeń.Ale jeszcze wątpiłem.Śmierć ta niedowodziła niczego i w dodatku domek z kart dawał mi domyślenia.Dostaliśmy jednym słowem mata, więc znówczekałem.Pozostawała mi jeszcze trzecia możliwość.Teraz jużwiem, że Pardee był niewinny i że sam się nie zastrzelił.Zamordowano go tak, jak Gila, Sprigga i Drukkera.Jegośmierć była jeszcze jednym ponurym żartem.Rzucono go naofiarę policji w przystępie szatańskiego humoru.I mordercaśmieje się w kułak z naszej łatwowierności.— Jakim sposobem przyszedłeś do tak fantastyczegowniosku?— To już nie kwestia argumentacji
[ Pobierz całość w formacie PDF ]