[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wuj wbił mudokładnie do głowy, na co powinien zwracać uwagę - na wskazówkizwiązane ze znakiem miecza, jak również na wszelkie powiązania zpogańską sektą.Gdyby opat Andrew rzeczywiście wiedział więcej niż to, cowyjawił, mogłoby to znaczyć, że zakonni mnisi zetknęli się jużzarówno z runicznym znakiem, jak i sektą.Ponadto mogłoby toznaczyć, że gdzieś w starych dokumentach znajdują się świadczące otym wzmianki.Wprawdzie Quentin obstawał przy tym, że mnisi niebyli na tyle naiwni, by pozostawić odpisy stosownych stron, jeśli nieżyczyli sobie, aby ktoś dowiedział się o tym.Lecz sir Walter odparł nato, że należy doceniać siłę przypadku oraz że takie zrządzenie losuczęsto przychodzi z pomocą tym, którzy są złaknieni wiedzy.Tak czy owak próba nakłonienia sir Waltera do zmiany zdania niemiała żadnego sensu.Wobec tego Quentin dostosował się do jego wolii teraz siedział tu, przeglądając stronę po stronie, jednak żadna zposzukiwanych wskazówek nie rzuciła mu się w oczy.Praca była żmudna i nużąca.Wkrótce Quentin nie bardzo wiedział,jak długo pogrążony był w lekturze kroniki.Tylko zmieniający się odcień słonecznego światła, które wpadało z zewnątrz,podpowiadał mu, że musiało już upłynąć dobrych kilka godzin.Od czasu do czasu zamykały mu się oczy, czemu nie był w staniesię przeciwstawić.Zapadał wtedy w krótkie, trwające zaledwie kilkaminut drzemki.Znoje i trudy ostatnich nocy, w których na zmianę zesłużącymi oraz zarządcą domu stał na straży posiadłości, dały o sobieznać właśnie teraz.I za każdym razem, kiedy sen zwyciężał nad Quen-tinem i kiedy młodzieniec pogrążał się w krainie między sennymiwizjami a jawą, jego myśli opuszczały bibliotekę i kierowały się kupółnocy, ku młodej damie nazwiskiem Mary Egton.Jak jej się tam wiodło? Z pewnością zdążyła już poznać swojegoprzyszłego małżonka, bogatego lorda, który mógł jej zaoferowaćwszystko, co przystało damie jej stanu.Najprawdopodobniej Quentinnigdy więcej jej nie zobaczy - a przecież tak bardzo chciałby poznać jąbliżej, rozmawiać z nią oraz opowiadać jej o rzeczach, które znał nietylko jego wuj.Był w stanie wyobrazić sobie, że zawierzyłby jejwszystko i jednocześnie dostrzegłby zrozumienie w jej łagodnych,przyjaznie błyszczących oczach.Już samo wspomnienie jej urokliwegospojrzenia sprawiało, że przechodziły go miłe dreszcze.Z każdym przebudzeniem następowało otrzezwienie.Mary Egtonbyła daleko i zapewne nigdy nie wróci.Quentin wbijał to sobie dogłowy usilnie - tylko po to, by w trakcie następnej krótkotrwałejdrzemki ponownie pogrążyć się w marzeniach.I znów widział ją przed sobą, powabne rysy jej twarzy, otoczonejblond lokami.Obserwował ją, jak leżała na łożu i spała; anioł, któryzstąpił z niebios, by złożyć mu wizytę na ziemi.Tak bardzo żałował, żenigdy więcej nie zamieni z nią słowa, że nigdy nie wyzna, co do niejczuje.Ciche głosy wyrwały Quentina ze snu.Otworzył oczy i potrzebował chwili, by uprzytomnić sobie, że nieznajduje się w pokoju gościnnym w Abbotsford, lecz w podręcznejbibliotece opata Andrew.Przed nim natomiast nie znajdowała sięnajbardziej urokliwa istota, jaką kiedykolwiek widział, lecz liczącysetki lat, oprawiony w świńską skórę manuskrypt.Tylko głosy, które słyszał we śnie, były rzeczywiste.Dochodziły zniedaleka, z pracowni opata. W pierwszej chwili te myśli nie zaabsorbowały Quentina.Częstozdarzało się, że ktoś odwiedzał opata Andrew w jego pracowni.Zazwyczaj byli to jego współbracia, którzy zakończyli pracę albo teżzachodziła potrzeba podjęcia decyzji, która wymagała jego zgody.Ponieważ mnisi prowadzący ascetyczny żywot uważali za zbędnedługie konwersacje, zazwyczaj wymieniali tylko najbardziej potrzebneinformacje, więc ich rozmowy były bardzo lakoniczne i krótkie.Jednak nie tym razem.Z jednej strony rozmowa ta trwała znacznie dłużej niż zwykle, zdrugiej natomiast początkowo rozmawiano na głos aż do momentu,kiedy nagle rozmówcy ściszyli głosy.Zupełnie tak, jakby chodziło otajemnicę, która nie powinna dotrzeć do niepożądanych uszu.Quentin poczuł wzbierającą w nim ciekawość.Rzucił ukradkowe spojrzenie w kierunku drzwi, które oddzielałypodręczny księgozbiór od pracowni opata Andrew, a potem wstał.Deski podłogi były już stare i zbutwiałe, zatem musiał stąpać ostrożnie,żeby się nie zdradzić, kiedy szedł przed siebie.Ostrożnie podkradł siędo drzwi i chociaż wiedział, że podsłuchiwanie cudzej rozmowy jestczymś, czego nie wypada czynić, pochylił się i przyłożył ucho dodrewnianych drzwi, chcąc usłyszeć, o czym rozmawiano wewnątrz.Rozróżnił głosy dwóch osób, oba były ściszone.Jeden z głosównależał bez cienia wątpliwości do opata Andrew, drugiego natomiastQuentin nie potrafił przypisać do konkretnej osoby.Niewykluczone, żenależał do jednego z mnichów zakonnego zgromadzenia.Quentin nieznal zakonnych braci dostatecznie dobrze, żeby rozstrzygnąć tę kwestięz całą pewnością.Na początku nie był w stanie zrozumieć niemal nic.Potem, kiedyskoncentrował się, wychwycił pojedyncze strzępy słów.W końcuusłyszał całe zdania.-.nie otrzymaliśmy jeszcze żadnych wieści.Istnieje możliwość,że oni już się zebrali.- To budzi troskę - odparł opat Andrew.- Wiedzieliśmy, że tachwila kiedyś nadejdzie.Ale teraz, kiedy rzeczywiście się zbliża, czujęlęk i obawę.Od wielu stuleci nasz zakon dzwiga to brzemię i muszęwyznać, często w duchu toczyłem spór, dlaczego to nam powierzono tętajemnicę. - Nie musisz toczyć ze sobą sporów, ojcze.Nie wolno nam ustąpić.Nie teraz.Znak już się pojawił.Oznacza to, że wróg powrócił.- A jeśli się mylimy? Jeśli ten młody człowiek dostrzegł znakjedynie przez przypadek? Jeśli w rzeczywistości jeszcze nie nadeszłapora, by go odkryć?Quentin znieruchomiał.Czy to o nim mowa?- Sprawy wyjaśnią się, kiedy nadejdzie odpowiedni moment kutemu, ojcze.Czyż sam nie powtarzałeś tego wielokrotnie? Nie możebyć żadnych wątpliwości.Po tylu stuleciach znak pojawił sięponownie.Oznacza to, że wróg na nowo formuje szyki.Czeka nasostateczne starcie.Przez chwilę nie słyszał żadnych głosów.Nastąpiła dłuższa pauza,w czasie której Quentina zdjęła obawa, że zostanie odkryty.- Masz rację - usłyszał w końcu cichy głos opata Andrew [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl
  • Copyright 2016 (...) chciałbym posiadać wszystkie oczy na ziemi, żeby patrzeć na Ciebie.
    Design: Solitaire