[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bender zastanawiał się gorączkowo, jak wy brnąć z tej sy tuacji.Jego towarzy sze zerkali zaścoraz bardziej nerwowo w górę szy bu, jakby spodziewali się, że lada moment blask zniknie,przesłonięty cielskiem kolejnej zmutowanej bestii. Przeszukajmy ich i puśćmy zaproponował w końcu jeden z nich, niski blondy no sterczący m nosie, na którego wszy scy wołali Pokurcz, mimo że wy brał sobie na bierzmowaniuzupełnie inny przy domek.Jego partner, Wiekiera jeden z dwunastu sprawiedliwy ch, którzy sądzili Nauczy ciela poparłgo cichy m pomrukiem.Pamiętający uśmiechnął się w duchu, widząc, jak bliski jest jużwy granej.Zaraz też rozłoży ł szeroko ręce, by wy musić na gwardziście szy bsze rozpoczęcierewizji.Niemota, poinstruowany jeszcze w szkole, zrobił naty chmiast to samo.Bender, wspomagany przez Pokurcza, obszukał starannie Nauczy ciela, a potem jego sy na.Kontrola zakończy ła się pomy ślnie, inaczej by ć nie mogło.Gwardziści nie znalezli u Niemotyniczego poza standardowy m wy posażeniem zbieracza, a gdy Nauczy ciel otworzy ł przerzuconyprzez ramię chlebak, rewidujący go chłopak zobaczy ł ty lko trzy wędzone szczury i plastikowąbutelkę do połowy napełnioną filtrowaną wodą.Zabieranego na powierzchnię żarciawy starczy łoby na jeden skromny posiłek.Stannis pomy ślał o wszy stkim.Pamiętający miał wy jść bez zapasów i broni, aby gwardziścinie powzięli żadny ch podejrzeń do czasu powrotu zbieraczy.Przy odrobinie szczęścia Białyzarządzi pościg dopiero przed zmierzchem, co da uciekinierom przewagę ponad dziesięciu godzin.Ty le powinno wy starczy ć na dotarcie do burzowca, a za wrotami Pamiętający nie będzie musiałsię więcej obawiać albinosa i jego knowań. Dopiszę was do listy warknął w końcu Bender, niechętnie ustępując im z drogi.10Wy jście z enklawy prowadziło na szeroką niegdy ś ulicę, prostą jak z łuku strzelił i otoczonąszpalerem zrujnowany ch szaroczarny ch poniemieckich kamienic.Miejsce to, oddalone od punktuzero o nieco ponad dwa kilometry, znajdowało się na skraju strefy najpoważniejszy ch zniszczeń,dzięki czemu spora część wy palony ch budy nków stała nadal, choć ich stan daleki by ł oddoskonałości.Ty lko tu i ówdzie, tam gdzie fala uderzeniowa naruszy ła konstrukcję niemalstuletnich domów, na jezdnię i torowisko posy pały się z czasem jęzory szerokich osy pisk gruzu.W oczach Pamiętającego świat wy glądał jak zdjęcie wy stawione na zby t długie działaniesłońca.Po dwudziestu latach, które minęły od nuklearnej pożogi, stał się wy blakłą kopią samegosiebie.Spod stert gruzu pokry ty ch skamieniałą warstwą popiołu sterczały oskarży cielsko zwęglonekikuty pni.Wraki przeżarty ch korozją samochodów przy pominały bestie wy doby te z najgorszy chkoszmarów.W ich zrudziały ch karoseriach rdza wy trawiła setki zębaty ch, czarny ch jak smoła,ząbkowany ch otworów.Z porzuconego tuż po ogłoszeniu alarmu, na wpół przy sy panego gruzemautobusu nie pozostało już niemal nic prócz ramy i obręczy kół, z który ch zwisały smętnie resztkisparciały ch opon.W dalszej perspekty wie ulicy, w miejscu, gdzie zaczy nał się kiedy ś park, wszechobecnaszarość ustępowała nieco jaskrawszy m, choć nie mniej ponury m barwom.Dawna zieleń odeszław niepamięć, zastąpiła ją paleta sinizny, koloru dominującego w nowy ch odmianach roślinpodbijający ch skażone promieniowaniem zgliszcza.Długie, stalowoszare i grube jakprzedwojenne latarnie pnącza buldożerców pokry wały spory odcinek spękanej nawierzchni, ichcieńsze końce sięgały aż do wielkiego ceglanego gmachu znajdującego się po przeciwnej stronieulicy.Gmatwanina oplatający ch mury pnączy miażdży ła sy stematy cznie wszy stko, co znalazłosię w ich uścisku.Nawet żelbet nie by ł w stanie oprzeć się ich niszczy cielskiej sile
[ Pobierz całość w formacie PDF ]