[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jack w samochodzie, w jej pokoju, poddrzwiami łazienki.Próbowała je zatrzaskiwać.Daremnywysiłek.Jack nie mógł się doczekać, kiedy pojawi się Ellie.Ner-wowo krążył po pokoju, dopóki klamka się nie poruszyła.Agdy już weszła, od razu było widać, że Rachel nie powiedziała,kto na nią czeka.Poczciwa Rachel, czasem jednak potrafidochować tajemnicy.Bal się jednak podejść.Szczerze? Nie miał pojęcia, jakbyEllie na to zareagowała.Zaskoczenie zniknęło z jej twarzy,teraz niczego nie dawało się z niej wyczytać.Nieodpowiedziała, kiedy zapytał, co u niej.Zresztą nie po-trzebował odpowiedzi.Wyglądała zjawiskowo.Jak mógł kiedyś w ogóle mówić, że przypomina studentkę?Wyglądała na kobietę.Dokładnie taką, jaką była.Trochęzakręcona i zwariowana, miękka.Znów miała na sobie tęwirującą spódniczkę i górę z głębokim dekoltem, pod którymrysował się biust.Na myśl o tym, że być może już nigdy jej tam nie pocałuje, ztrudem przełknął ślinę.Być może za długo zwlekał.Wycofał się i ciężej, niżzamierzał, opadł na fotel.Wiedział, że go obserwuje, ale niemiał pojęcia, czego się spodziewać.Zwykle wystarczyło, że nanią spojrzał, by czytać w jej myślach.Nigdy niczego nieukrywała.Teraz pytała, co u niego - dokładnie takim samym tonem,jakby zwracała się do byle gostka spotkanego na ulicy.386Mdłości podeszły mu pod gardło.Jakiż z niego palant.Musiodpowiedzieć cokolwiek, zanim okaże się, że nie możepowiedzieć nic.- U mnie wszystko w porządku, Ellie.Fantastycznie.- Stałe frazy same układały się na języku.- A Nowy Jork?Znowu ten sam cholerny, uprzejmy ton.Taki, taki.zdystansowany.- Też fantastycznie.Jest.- urwał.Pora skończyć te uprzejme rozmówki.Jack nie spał oddwudziestu czterech godzin.Zanim padnie, musi powiedziećto, co sobie zaplanował.- Szczerze, Ellie? Nie jest fantastycznie.Jest koszmarnie.Okropnie.- Popatrzył na nią, ale znów nie zobaczył żadnejreakcji, niczego.Głęboko nabrał powietrza.- Zupełnie jakbym siedział w zakichanym, deszczowymHalifaksie.Jej twarz była tak kompletnie pozbawiona wyrazu, żezastanawiał się, czy Ellie w ogóle go słyszy.Serce zaczęło mubić jak głupie.W ustach czuł paskudny, metaliczny smak.Musito z siebie wyrzucić.Karty na stół.- Ellie, spieprzyłem i to potężnie.Wtedy.To, co po-wiedziałaś wtedy w restauracji.Nie miałaś do końca racji, alebyłaś blisko.- Umilkł, a potem wyrzucił szybko: - Nie wiem,czy jeszcze cokolwiek do mnie czujesz.Zachowałem się jaksukinsyn, odrażający, wredny sukinsyn.Dlaczego nic nie mówiła? Dlaczego tylko stała, patrzyła naniego obojętnie jak na starego kolegę? Poczuł rodzącą się podczaszką panikę.Tę samą panikę, która go ogarnęła, kiedylekarz wziął go na stronę i wyjaśnił sytuację387Helen.Czemu tak długo zwlekał? Powinien był wcześniejsię poddać i do niej wrócić.Nie miał pojęcia, co teraz powie - będzie się tłumaczył? - alekiedy zaczął mówić, nie mógł już zatrzymać potoku słów.- Słuchaj, walczyłem z tym.Odzyskałem kontrolę nadswoim życiem i już nigdy, przenigdy nie zamierzałem jejutracić.Nie chciałem tego, Ellie.Umilkł, widząc ogień w jej oczach.Sam nie wierzyłwłasnym uszom.Przecież nie to miał powiedzieć.Nie tęprzemowę ćwiczył przez całą drogę nad Atlantykiem.Miałzacząć od tego, że ją kocha.Takie miały być pierwsze słowa.Niech to szlag! Może jeśli ją obejmie, zdoła to jakoś naprawić.Ruszył w jej stronę i zobaczył, że Ellie robi zdecydowanykrok w tył.Kiedy Jack zaczął mówić, że Nowy Jork to koszmar, Elliepoczuła w całym ciele ciepło nadziei.Na pewno miał na myśli,że Nowy Jork bez niej był koszmarem.Tak, właśnie o tomusiało chodzić.A więc może.? Może jednak nie wymyśliłasobie tego, co do niej czuł.Kiedy nazywał siebie sukinsynem,wyglądał tak smutno, że - chociaż ją skrzywdził - chciała muprzerwać i powiedzieć, żeby podszedł i ją objął.Ale wtedy wszystko się zmieniło.Znów był okrutny.Mówił, że tego nie chciał.Nie zamierzał nigdy więcej utracićkontroli nad swoim życiem.Szufladki ze szczęściem388zatrzaskiwały się z hukiem, a mózg z zakamarków wyciągałwszystkie podłości, które powiedział i zrobił, podsuwał przednos, żeby lepiej się przyjrzała.Rzucił ją i nawet nie miałodwagi jej tego powiedzieć; wyjechał do Nowego Jorku, a onadowiedziała się ostatnia; upokorzył przy wszystkich w tamtejrestauracji.Przemierzył Atlantyk, żeby oświadczyć, iż nie życzy sobie,by burzyła jego uporządkowane życie.To po co teraz rusza w jej stronę? Cóż, niech na to nieliczy.- Pieprz się, Jack!Znów podszedł bliżej.Próbował coś powiedzieć, ale Ellieczuła, że nic już nie zdoła jej zatrzymać.Będzie wrzeszczeć,dopóki wszystkiego nie wykrzyczy.- Traktowałeś mnie jak ostatni drań, Jack! - darła się,zaciskając dłonie w pięści
[ Pobierz całość w formacie PDF ]