[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie, uznała, że działo się tak przez to, kim był ijak skupiał na sobie uwagę ludzi, choć wydawało się, że nieczyni najmniejszego wysiłku, by robić coś takiego.Charyzma,jak określił to kiedyś Melbourne.O tak, Valentine'owiCorbettowi jej nie brakowało.Mogąc wybrać między przymilającymi się kawalerami,którzy nie mogli o niej powiedzieć nic więcej próczwyrecytowania jej rodowego nazwiska i wielkości majątku, aspotkaniem sam na sam z mężczyzną, któremu oddaławianek, Eleanor wybrała Valentine'a.Nie spuszczała wzroku zzegara.Gdy tylko wskazówki przesunęły się o pięć minut,wymówiła się, odrzuciła wszystkie propozycje towarzyszeniasobie i stanowczym krokiem poszła w stronę balkonu, żebyzaczerpnąć świeżego powietrza.Wieczór był chłodny, więc nikt inny nie opuścił salibalowej, by skorzystać z tego stosunkowo ustronnego miejsca.Właściwie okazało się, że jest tam całkiem sama.Och,wyśmienicie.Valentine znalazł sobie jakieś bardziejinteresujące zajęcie.Odwróciła się z powrotem ku drzwiom.- Już wychodzisz?Valentine wyłonił się z cienia na drugim końcuoplecionego winoroślą balkonu.Eleanor zdołała unormowaćoddech, chociaż nie udało jej się zapanować nad szybkimłomotaniem serca.Cóż, on i tak nie podejdzie na tyle blisko,by to usłyszeć.- Jestem tutaj - oznajmiła.- Czego chcesz?- Chcę przeprosić.- Przepro.Ty nawet nie wiesz, dlaczego się na ciebiegniewam.Jego zmysłowe wargi drgnęły.307- Nie, nie wiem, ale to nie o to chodzi.Rozzłościłem cię,a nie miałem takiego zamiaru.I na pewno nie chciałemdoprowadzić cię do łez.Przepraszam.Eleanor skrzywiła się z niezadowoleniem.- Skąd wiesz, że płakałam?Valentine dotknął sińca na policzku.- Charlemagne mi powiedział.Eleanor szybko zakryła sobie usta rękoma.- O rety.- A więc to do niego Shay pojechał zeszłej nocy, -Ja go o to nie prosiłam.- Nie sądzę, byś musiała go prosić.Czy przyjmujesz?- Przyjmuję?- Moje przeprosiny.- Nie powinieneś o to pytać.Przybliżył się o pół kroku.- Nie jestem w tym dobry, Eleanor.Chciałem tylkozapytać, czy nadal jesteśmy przyjaciółmi.Przechyliła głowę usiłując domyślić się, czy Valentinemówi szczerze, czy też rozgrywa kolejną grę.Albo czy w ogólewie, co robi.- Dlaczego obchodzi cię, czy jesteśmy przyjaciółmi? Ty.-Eleanor rozejrzała się dokoła, zniżając głos na wypadek,gdyby ktoś czaił się w pobliżu wyjścia na balkon.- Przespałeśsię ze mną, więc ruszasz dalej.Tak zwykle postępujesz, czyżnie?- Jesteś zazdrosna? - odparł, podchodząc o krok bliżej.- Myślałem, że tamtej nocy chodziło o twoją chwilę wolności,twoją przygo.- Ja już nie chcę tylko chwili wolności - warknęła, nimzdołała się powstrzymać.Przerażona odwróciła się w stronębalustrady i ogrodu poniżej.Do licha.Przecież zawszepragnęła mu powiedzieć, że byłby szczęśliwszy, gdyby zdołałprzekonać się do troszczenia się o kogoś albo o coś więcej niż308tylko o własną wygodę.Na miłość boską, nie chciaławyznawać mu, że nieustannie za nim tęskni!- Och.- To nie znaczy, że oczekuję, byś.Valentine chwycił ją za ramię i odwrócił ku sobie.Zanimzdołała wydać choćby okrzyk, przytknął usta do jej ust.Ogarnęła ją fala niezwykłych odczuć i pożądania.Eleanorobjęła go za ramiona, przyciągając mocno ku sobie, upajającsię jego żarem, delektując się dotykiem jego ust na swoichwargach.Całował ją, póki nie zabrakło jej tchu, a potem powolipodniósł głowę.- Przepraszam, co mówiłaś? - mruknął, spoglądając na jejusta.- %7łe, uch.ja.nie pamiętam - odpowiedziała zgodnie zprawdą.- %7łe pragniesz czegoś więcej niż tylko chwila wolności.Jato pamiętam - zauważył, przesuwając kciukiem po jej dolnejwardze.- Tak.Tak.Zamierzałam powiedzieć, że nie oczekuję, byśmi to zapewnił.Przypuszczam, że już dość wystawiłam twojąwspaniałomyślność na próbę.Valentine pokręcił głową.- To nie jest wspaniałomyślność, Eleanor.Ja niebywam wspaniałomyślny.Nigdy.Boże, pragnęła pocałować go jeszcze raz.- Nawet jeśli, to.- Skomplikowana z ciebie kobieta - mruknął, całując jąraz jeszcze, mocno i głęboko.- Pragnę cię.Jeżeli to jest tawolność, o której mówisz, to znajdziemy ustronne miejsce.- Tutaj? - spytała, mniej wstrząśnięta, niżby sięspodziewała.309Valentine przełknął ślinę.Jezu, jeżeli Eleanor to zrobi, onjej nie odmówi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]