[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.SandałyCarrie znalazły się kilka centymetrów od mojej twarzy. Powiedz kiedy.Podniosłem wzrok.Okulary przeciwsłoneczne wisiały teraz najej szyi, lekko przekrzywione na przytrzymującej je, czarnej nylo-nowej tasiemce.Mrużyła te wielkie zielone oczy, oswajając je zblaskiem słońca.Zacząłem ubijać ziemię wokół kolby.Karabin powinien być do-brze umocowany.Kiedy skończyłem, sprawdziłem, czy broń wciążjest wycelowana w sam środek czarnego kółka. W porządku.Potwierdziła, że usłyszała, po czym obutą w sandał nogą zaczęłaudeptywać ziemię wokół kolby, podczas gdy ja mocno trzymałemkarabin.Napinając mięśnie, starałem się ściskać go jak w imadle,żeby pozostał wycelowany w tarczę.Mógłbym zrobić to sam, aletrwałoby to o wiele dłużej.Skończyła ubijać ziemię i wciąż miałem tarczę na celowniku,więc powiedziałem jej o tym i odsunąłem głowę w lewo, żeby mo-gła pochylić się i sama zobaczyć.Nasze głowy zetknęły się, kiedysięgnęła ręką do pokrętła po lewej stronie lunety i zaczęła je obra-cać.Usłyszałem szereg metalicznych kliknięć, gdy przesuwała słu-pek w lewo, aż znalazł się dokładnie poniżej śladów po dwóch231wystrzelonych przeze mnie pociskach, na tej samej wysokości cośrodek czarnego kółka.Zajęło jej to tylko piętnaście sekund, ale wystarczyło, żebym po-czuł zapach mydła na skórze i delikatny podmuch oddechu na mo-im policzku.Zapewne śmierdziało mi z ust, bo od soboty nie my-łem zębów, więc odwróciłem głowę.Ona odsunęła swoją szybciej,niżbym sobie tego życzył, i przykucnęła. W porządku, gotowe.Czułem ciepło jej nogi, którą dotykała mojej.Musiałem przesu-nąć rękę, żeby wyjąć z kieszeni scyzoryk, który podałem jej, zado-wolony z tego, że go oczyściłem. Zaznacz mi położenie, dobrze?Otworzyła ostrze, pochyliła się i zrobiła rysę na pokrętle i meta-lowej obudowie lunety, abym mógł przywrócić obecne ustawienie,gdyby pokrętło przestawiło się w wyniku ewentualnego przypad-kowego uderzenia.Kiedy to robiła, kamizelka rozchyliła się jej napiersiach i nie mogłem się powstrzymać od zerknięcia.Musiała tospostrzec, bo nie zdołałem dość szybko oderwać oczu, gdy przy-klęknęła. Ktoś wsypał ci viagry do kawy? zapytała z uśmiechem, pa-trząc na mnie tymi wielkimi zielonymi oczami, lecz jej mina niemogłaby wyrażać bardziej stanowczej odmowy. Zamierzaszsprawdzić broń?Wyjmując kolbę z ziemi, lekko odchrząknąłem. Tak, chyba znów wystraszę ptaki.Wstała, żeby odejść na bok. Dobrze.Przeładowałem broń i ponownie wykonałem wszystkie czynno-ści, celując w sam środek czarnej plamy.Oczywiście znowu wku-rzyłem ptaki.Celownik był dobrze wyregulowany; pocisk trafił dokładnie po-wyżej miejsca, w które celowałem, mniej więcej na tej samej wyso-kości co dwa poprzednie.Z trzystu metrów uderzyłby tuż nad gór-ną krawędzią kółka, ale zaraz to sprawdzę.232Wciąż spoglądałem przez lunetą, kiedy znowu poczułem, że jejkolana dotykają mojego ramienia. W porządku?Nie odrywałem oczu od tarczy, w dalszym ciągu sprawdzając. Taak, dobrze.Doskonale.Odciągnąłem rygiel do tyłu i oderwałem oko od lunety, a Carriepochyliła się, żeby pozbierać łuski.Wstaliśmy razem i odeszła wcień drzew, podczas gdy ja czyściłem kolbą z ziemi. Jeśli to nie było okno twojej duszy, to nie wiem co.Możepowinienem był nałożyć Jackie O. Twoje oczy nie są tak milczące jak usta, prawda?Usłyszałem metaliczny szczęk łusek, wrzuconych do puszki zamunicją.Usiadła pod drzewem i podwinęła nogi.Idąc w jej kie-runku, usiłowałem wymyślić coś, co mógłbym powiedzieć. Skąd wziął się tutaj ten dom? No wiesz, znajduje się z dalekaod uczęszczanych traktów, prawda?Podniosła butelkę i pociągnęła z niej łyk, podczas gdy ja sado-wiłem się metr dalej.Siedzieliśmy twarzami do siebie i wziąłem odniej wodę, kiedy mi ją zaproponowała. Pewien bogaty hippis wybudował go w latach sześćdziesią-tych.Przyjechał tu, żeby wymigać się od wojska. Lustrzane oku-lary pozostały skierowane na mnie, a uśmiech nie znikł z jej warg,gdy wyjmowała z kieszeni spodni papierośnicę i zapalniczkę Zippo. Zamienił wietnamską dżunglę na panamską.Najwidoczniej był zniego interesujący facet, bo przez dwadzieścia lat zapewniał obrotydilerom i barmanom z Chepo.Umarł jakieś osiem czy dziewięć lattemu.Z cichym trzaskiem otworzyła papierośnicę i wyjęła jeden ztrzech lub czterech wcześniej przygotowanych skrętów.Zachicho-tała do własnych myśli, pokazując olśniewająco białe zęby i spraw-dzając, czy papieros jest cały.Znowu skierowała na mnie szkłaokularów i moje odbicie zaczęło podskakiwać w rytm drżenia jejramion, gdy zatrzęsła się ze śmiechu. Przejechała go ciężarówka, po jednej z wielu nocy, jakie spę-dził w barach.Wytoczył się na drogę, usiłując ją zatrzymać, krzycząc,233że drzewa mają dusze i powinny pozostać w dżungli.Dziwne, aleciężarówka najwidoczniej go nie usłyszała.i to byłoby na tyle.Marmolada.Uśmiechnąłem się, oczami duszy widząc ten absurdalny poje-dynek człowieka z ciężarówką.Carrie wprawnie trzasnęła zapal-niczką i zaciągnęła się głęboko, zatrzymała dym w płucach i powoligo wypuściła.W powietrzu wokół nas rozszedł się charakterystycz-ny zapach.Zachichotała, po czym dokończyła opowieść. Facet był jednym z tych, którzy mają walkę we krwi, ale nanieszczęście dla niego tamtej nocy za bardzo rozcieńczył ją alkoho-lem.Napiłem się jeszcze wody, podczas gdy Carrie ponownie spoj-rzała w stronę domu, odrywając od warg drobiny trawki. Zapisał ten dom i ziemię uniwersytetowi.na cele badawcze.Mieszkamy tutaj już prawie sześć lat.Zrobiliśmy lądowisko dlaśmigłowca.Nawet wybudowaliśmy tę przybudówkę.Odwróciła się do mnie i zaproponowała mi skręta.Odmowniepokręciłem głową.Jeśli ktoś chce palić trawkę, to jego sprawa, aleja nigdy nie miałem ochoty spróbować.Wzruszyła ramionami iznów się zaciągnęła. Możemy to robić tylko poza domem, żeby nie przyłapała nasLuz.Dostałaby szału, gdyby wiedziała, co wyprawia mamusia.Otoprawdziwa zamiana ról. Zaciągnęła się głęboko, marszcząc brwi,po czym wypuściła dym. Pewnie ktoś taki jak ty nie może tegorobić, co? Może obawiasz się, że przestałbyś panować nad sytu-acją? O czym teraz myślisz? Aaron mówił mi, że poznaliście się na uniwersytecie.Skinęła głową, a ja zacząłem ładować naboje do magazynka. W osiemdziesiątym szóstym.Bez niego nie znalazłabymdość siły, żeby zrobić doktorat.Byłam jego studentką.Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się wyczekująco, najwyrazniejprzyzwyczajona do reakcji, jaką wywoływało to stwierdzenie.Za-pewne takiej samej spodziewała się po mnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]