[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potem przeszliśmy po pluska-jącym pod nogami błocie i ponownie umieściliśmy ranną z tyłuland cruisera, głową w kierunku jazdy.Posłałem Luz do magazynupo koce i wodę mineralną, a sam za pomocą bandaża przywiązałemnogi łóżka do uchwytów w podłodze, żeby nie przesuwało się pod-czas jazdy.Carrie odwróciła głowę ku mnie i powiedziała sennymgłosem, oszołomiona koktajlem z dihydrokodeiny, aspiryny i ma-rychy: Nick, Nick.Byłem zajęty wiązaniem bandaża w kiepskim świetle kabiny. I co ja mam teraz robić?Wiedziałem, o co jej chodzi, ale to nie była odpowiednia chwila. Zawiozę cię do Chepo i zanim się obejrzysz, obie będziecie wBostonie. Nie, nie.Aaron.Co mam robić?Uratowała mnie Luz, która wróciła z wodą i naręczem koców ipomogła mi okryć Carrie.Zeskoczyłem z powrotem w błoto, ob-szedłem samochód i usiadłem za kierownicą. Luz, musisz pilnować mamy.Sprawdzaj, czyjej łóżko za bar-dzo się nie przesuwa, dobrze?Poważnie pokiwała głową i uklękła przy matce, a ja uruchomi-łem land cruisera i zatoczyłem szeroki łuk, wyjeżdżając nim natrakt.Strumienie światła przednich reflektorów przesunęły się pomazdzie.Po chwili Carrie ujrzała ją w czerwonym blasku naszychtylnych świateł. Stań, Nick, stań na chwilę.375Delikatnie zahamowałem i odwróciłem się na fotelu.Uniosłagłowę, wyciągając szyję, żeby spojrzeć przez tylną szybę.Luz przy-sunęła się i podtrzymała ją. O co chodzi, mamo? Co się stało?Nie odrywając oczu od mazdy, Carrie odpowiedziała córce: Wszystko w porządku, dziecino, tylko coś sobie przypomnia-łam.Powiem ci pózniej.Przyciągnęła Luz i przytuliła ją.Zaczekałem chwilę w deszczu,który jakby zaczynał już słabnąć, słuchając miarowego pomrukusilnika. Możemy jechać? Tak odparła. Nic tu po nas.Podróż do Chepo była mozolna.W miarę możliwości starałemsię omijać dziury i wyboje.Naprawdę martwiłem się tym, że niemiałem czasu poszukać sobie maczety.Powrót bez niej do dżungliza bardzo będzie mi przypominał wtorkowe wydarzenia.Zanim znalezliśmy się w dolinie, deszcz trochę osłabł i wycie-raczki zaczęły poruszać się wolniej.Spojrzałem w górę, wiedząc, żei tak nie zdołam nic dostrzec, ale mając nadzieję, że chmury wciążwiszą nisko nad ziemią.Jeśli nie, to wkrótce zobaczymy nadlatują-ce śmigłowce.Kiedy dotarliśmy do drogi, miejscami bardziej przypominającejrzekę, jechaliśmy z prędkością nieprzekraczającą dziesięciu kilo-metrów na godzinę.Znowu poczułem zapach trawki i obejrzawszysię, zobaczyłem Luz klęczącą przy matce i usiłującą wetknąć jejskręta do ust.Wyjąłem z kieszeni dihydrokodeinę. Masz, daj mamie jedną tabletkę i wodę do popicia.Potempokażesz lekarzowi buteleczkę.Aącznie dostała cztery takie tablet-ki i aspirynę.Rozumiesz?W końcu zobaczyliśmy ufortyfikowany posterunek policji i za-pytałem o drogę.376 Gdzie jest szpital? Którędy mam jechać?Mogłem liczyć już tylko na Luz.Jej matka odpłynęła. Gdzieś koło sklepu.Tyle to sam wiedziałem.Minęliśmy restaurację, a jaguar nawetna nas nie spojrzał, gdy przejeżdżaliśmy przez uśpione miasteczko.Zerknąłem na zegarek.Dochodziła północ.Na zrobienie tego, comusiałem zrobić, pozostało mi zaledwie dziesięć godzin.Przed budynkiem z pustaków skręciłem w prawo. Luz, czy to tutaj? Dobrze jadę? Tak, to już tu, widzisz?Wyciągnęła rękę nad moim ramieniem, wskazując kierunek.Trzy domy dalej stał kolejny budynek z pustaków, kryty blaszanymdachem, z owalnym emblematem Korpusu Pokoju przypomina-jącym gwiazdy i paski, lecz zamiast gwiazd mającym parę gołębi.Kiepsko widziałem w tych ciemnościach.Zatrzymałem samochód przed budynkiem i Luz wyskoczyłaprzez tylne drzwi.Istotnie, nie był to szpital; pod gołębiamiumieszczono malowaną drewnianą tabliczkę z napisem Amery-kański Korpus Pokoju Społeczna Szkoła Zrodowiskowa.Kiedy spojrzałem na Carrie, Luz już waliła do frontowych drzwi. Jesteśmy na miejscu, Carrie, jesteśmy na miejscu.Nie odpowiedziała.Naprawdę miała totalny odlot, ale przy-najmniej nie czuła bólu.Aomotanie do drzwi przyniosło efekt.Kiedy wysiadłem z landcruisera, w progu pojawiła się ubrana w dres dwudziestokilkulet-nia kobieta z rozczochranymi ciemnoblond włosami.Obrzuciła naszaspanym spojrzeniem. Co się stało, Luz?Dziewczynka zasypała ją lawiną słów, a ja przeszedłem na tyłsamochodu i zacząłem odwiązywać łóżko. Jesteśmy na miejscu, Carrie powtórzyłem.Wymamrotała coś do siebie, kiedy młoda kobieta podeszła domnie, już zupełnie przebudzona.377 Carrie, tu Janet.Słyszysz mnie? To ja, Janet.Słyszysz mnie?Nie było czasu na uprzejmości. Możecie jej dać kroplówkę? Ma otwarte złamanie lewegouda.Janet złapała za łóżko i zaczęła je wyciągać z samochodu.Chwyciłem za drugi koniec i razem wnieśliśmy Carrie do budynku.Pokój był umeblowany po spartańsku: dwa biurka, korkowe tabli-ce, telefon i zegar na ścianie.To, co dotychczas widziałem, nie bu-dziło we mnie entuzjazmu. Potraficie jej pomóc? Jeśli nie, musicie zawiezć ją do miasta.Kobieta popatrzyła na mnie jak na wariata.Z drugiej części bu-dynku wyszli rozespani ludzie: trzej mówiący po angielsku męż-czyzni w różnych stadiach nocnego dezabilu. Co się stało Carrie? Gdzie Aaron? O mój Boże, nic ci nie jest,Luz?Usunąłem się na bok, obserwując rozwój wydarzeń.Przytoczylizestaw do kroplówek i pospiesznie podłączyli do niego Carrie.Mo-że nie wyglądało to równie efektownie jak scena z Ostrego dyżu-ru , ale dobrze wiedzieli, co robią.Spojrzałem na Luz, która sie-działa na podłodze i znów trzymała matkę za rękę, podczas gdyJanet czytała etykietę na buteleczce z dihydrokodeiną.Według zegara na ścianie była 24.27.Pozostało mi dziewięć ipół godziny.Zostawiłem ich i wróciłem do samochodu.Usiadłemza kierownicą i włączyłem oświetlenie kabiny, woląc oszczędzaćbaterie latarki, która może być mi potrzebna pózniej.Rozłożyłemmapę, żeby odszukać Bayano.Spływała z potężnych Lago Bayanona wschód od Chepo, mniej więcej trzydzieści kilometrów dalej, apotem wiła się w kierunku Zatoki Panamskiej i Pacyfiku.Ujścierzeki znajdowało się dokładnie na wprost wejścia do Kanału Pa-namskiego i leżącej nieco dalej śluzy Miraflores.Tak więc jeśli bylinad rzeką, to z pewnością przy ujściu.Sunburn nie mógł pokonać378większych wzniesień; został zaprojektowany do zwalczania celówna morzu.Delta rzeki znajdowała się w odległości zaledwie pięć-dziesięciu kilometrów od śluzy.Sunburn miał zasiąg stu trzydzie-stu.Na razie wszystko się zgadzało.Przyjrzałem się mapie, zastanawiając się, czy Charlie zrobi tosamo, zanim postanowi przylecieć tu i sprawdzić.Nie wiedziałtego, co ja, dlatego będzie miał do przeszukania prawie stukilome-trowy pas porośniętego dżunglą wybrzeża, z którego można byodpalić pocisk.To spory kawał do przetrząśnięcia w ciągu kilkugodzin.Miałem nadzieję, że dzięki temu uda mi się zniszczyć rakie-tę, zanim zdoła przekazać ją rebeliantom FARC.Według mapy jedyne miejsce nadające się do odpalenia pociskuznajdowało się na wschodnim brzegu rzeki, przy jej ujściu do mo-rza
[ Pobierz całość w formacie PDF ]