[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- W przeciwieństwie do Ferana, potrafię się powstrzymać.Skrzynie z archiwami zostały ustawione w jaskini leżącej nieopodalsanktuarium.Jej wnętrze oświetlały lampy oliwne, a jedynymi meblami były ława istół.Druskarl zaoferował pomoc, bo mu się zrobiło żal przerażonej Velander, i nawetLaron zaproponował, że spróbuje znalezć jakieś słabe punkty w zabezpieczeniuskrzyń.Na oczach zdumionych kapłanek i diakonis wampir sam dzwignął jedną z pak iwyniósł ją z jaskini.Chcąc uchronić inne skrzynie przed uszkodzeniem czy choćbyprzed wyzwoleniem serii wybuchów, wolał zająć się nią na otwartej przestrzeni.Zaczął przeprowadzać próby.Faktycznie, samostrażnicy przypominali grube żelaznepręty w oknach celi.Byli prymitywni, ale bardzo silni.Po godzinie ludzie z dalekaobserwujący poczynania Larona stracili zainteresowanie i udali się do swoich spraw.Laron podniósł wzrok na nocne niebo, na którym gwiazdy stanowiły mętnekulki światła, a Miral wyglądał jak plama zielonej mgły.Pięknie tutaj, pomyślał.Czyspodobałoby się Dziewiątce? Wyciągnął z worka rozmaite rurki, soczewki, kule,kryształy oraz inne instrumenty eteryczne.Niemal z nabożną czcią wziął do ręki kulęproroczą, osadził ją w pucharku, który ustawił na skrzyni, wypowiedział słowazaklęcia i umieścił na pucharku kulę z zielkamienia.Tym razem Dziewiątka pojawiła się natychmiast.Laron był zdumiony.Urządzenie działało, ale tylko czasami.Wolnik patrzył zeswego więzienia na nocne niebo, a Laron przesuwał odpowiednio rurkę z soczewkami.Miral zbliżał się do zenitu, dwa inne lunaświaty lśniły mocnym blaskiem tuż nadhoryzontem.Zwiatło Mirala nie przyćmiewało tylko najjaśniejszych gwiazd.TerazDziewiątka rozumiała diomedański znacznie lepiej.Laron zaczął ją nawet uczyćscalticariańskiego.- Ten niebieski lunaświat to Belvia, a pomarańczowy to Dalsh - wyjaśnił,przesuwając rurkę z soczewkami.- W tej chwili Lupan jeszcze nie wzeszedł.Jest biały.- Co to za świat?- Jego najpospolitsza nazwa to Verrai.Po diomedańsku znaczy to glebadomu.- Dziwne, lecz cudowne - stwierdziła Dziewiątka.- Jak wyglądają gwiazdy,kiedy na niebie nie ma Mirala?- Nigdy nie byłem przytomny, kiedy na niebie nie ma Mirala.- Ach, prawda.Zdecydowanie skrępowana, pomyślał wampir.- Kiedy zostaniesz przywrócona, będziesz mogła chodzić pod niebem bezMirala, jak każdy inny mieszkaniec tego świata.Spodziewam się, że nastąpi to bardzoszybko.- Jak to?- Staram się znalezć jeszcze jedną oprawę proroczą.- A kiedy ją znajdziesz, to co?- Osadzę twoją kulę proroczą w pazurkach.Gdyby taką oprawę miała na sobiepanna znajdująca się pod działaniem eliksiru nasennego, to mogłabyś chodzić,rozmawiać, widzieć i czuć tak, jakby jej ciało było twoim.- Aż by się obudziła?- Tak.- A kiedy ty śpisz, Laronie, czy właściciel twojego ciała wraca?- Nie.Gdy zostałem tu wezwany, uwięziono mnie jak ciebie.Porywacze pytalimnie o stan wiedzy w moim świecie, a szczególnie o to, czy wiemy coś o osadzaniu kulproroczych w srebrnych opaskach.Wtedy przyszedł mi do głowy pewien pomysł.NaZiemi byłem chodzącym zmarłym, to dlaczego tu miałoby być inaczej? Powiedziałemkapłanowi, który mnie przesłuchiwał, by osadził moją kulę proroczą w opasce inałożył ją komuś, kto niedawno zmarł.Tak jak miałem nadzieję, ożywiłem ciało inadałem mu olbrzymią siłę.Zeskoczyłem ze stołu, skręciłem kapłanowi kark iwypiłem jego krew.Z jego zapisków się dowiedziałem, że bardzo rzadko kule proroczeumieszczano na ludziach, którzy stracili duszę, lecz nie umarli, i że ich ciała możeożywić jakakolwiek dusza uwięziona w kuli.- Jak można stracić duszę, nie umierając?- O, to temat na inną rozmowę, kiedy nauczysz się o wiele więcej słów.- Laronie! Twój obraz chwieje się, migoce.Połączenie z Dziewiątką się przerwało.Laron włożył wszystko do worka izaniósł skrzynię z powrotem do jaskini.Przeprosił prezbiterkę, że nie potrafił nic dlaniej zrobić, i wrócił do Ubocza.Nie zauważył, że samostrażnik strzegący skrzyni byłtak wycieńczony, że cicho się rozpadł.Druskarl i Velander otworzyli drugą skrzynię, lecz ku swemu zdumieniu nieznalezli przy niej ani jednego samostrażnika.Zawierała tylko kompletny zestawrejestrów, oficjalnych historii oraz innych użytecznych, lecz nieciekawych praczródłowych.Velander patrzyła, jak Druskarl odrywa deskę z trzeciej skrzyni, i zauważyła, żena czubku łomu przez chwilę zatańczył słabiutki pomarańczowy poblask.- Odłóż łom i cofnij się - powiedziała, kiedy gwozdzie z piskiem wyszły zdrewna.- Ależ czcigodna siostro.- Odłóż go! Cofnij się.Druskarl posłuchał.Skrzyni brakowało jednej deski, w środku było widać księgii oprawione rejestry.W powietrzu unosił się zapach stęchlizny, a w świetle lampytańczyły drobinki kurzu.Druskarl dostrzegł lśnienie jakiegoś srebrnego przedmiotu.Velander podniosła oderwaną deskę i wetknęła ją do otworu.Natychmiastrozległ się skwierczący trzask, a deskę oplotło migocące pomarańczowe pasmo, którezaczęło się zaciskać.Drewno się skurczyło, rozszczepiło i w końcu zostało przecięte zsuchym trzaskiem.Przez chwilę w powietrzu unosiła się pomarańczowa kula, leczzaraz zniknęła w skrzyni, skąd wstało kilka pasemek powoli rozpraszającego siędymu.- Samostrażnik - szepnęła Velander.- To mogła być moja ręka! - krzyknął wstrząśnięty Druskarl.Velander powoli wyciągnęła dłoń w kierunku otworu.Terikel zeszła do portu i poszła do zajazdu Przystanek.Miral nie wzniósł sięjeszcze nad horyzont, więc usiadła i czekała.Nie było to miejsce, gdzie normalniewidywało się szacowne kobiety, ale zakon Terikel słynął z pracy wśród portowychladacznic.Dwie z nich znajdowały się wśród diakonis czekających na wyświęcenie.Większość klienteli zajazdu Przystanek tworzyli acremańscy żeglarze i kupcy.Wśródnich brylował Druskarl, pokazujący za kilka miedziaków szklaną flaszkę z octem.Terikel podejrzewała, że ma w niej swoje jądra.W pewnym momencie zauważył ją i podszedł.Opowiedział, że Velander jestpoważnie poparzona i straciła przez samostrażnika dwa paznokcie.- Dobrze tej małej demonicy - skwitowała wiadomość kapłanka.- I tak miaławięcej szczęścia niż te dwie diakonisy.- Serionese koniecznie chce dostać się do zawartości skrzyń.- No, może sobie pozwolić na utratę jeszcze trzech diakonis, zanim znów będziemusiała się zwrócić do mnie o pomoc.Jest głupia; słusznie została tu zesłana.Właśnie wtedy po schodach zszedł Laron ze starannie przyklejoną do twarzynową brodą.Kiedy usiadł przy nich, Druskarl wstał.- Nie, zostań - poprosił wampir.- Słyszałem, że zamierzasz opuścić Helion.- Tak.- Dokąd chcesz płynąć?- Dokądkolwiek.Miejscowi nie są przyjaznie nastawieni do Acreman, choć jużich nie mordują
[ Pobierz całość w formacie PDF ]