[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Byliśmy w stanie pomóc przyataku, tak jak vyrkiny pomogły tutaj.-Oblizał wargi.- Ten wieczór sporoTemnottę kosztował.Za plecami Jonmarca kapitanowie wzywali swoje oddziały doporządku i zaczęto gromadzić rannych i jeńców.Za dnia powrócą w tomiejsce, by ułożyć stos pogrzebowy dla zabitych.Jonmarc spojrzał wstronę, gdzie uciekli Temnottańczycy.Następnie Jonmarc popatrzył na Laisrena i Ansu.- Jeśli Valjan może użyczyć mi vayash moru, to chciałbym, żebyś udałsię na poszukiwanie dywizji generała Gregora.Otrzymaliśmywiadomość, że przeżyło tylko niewielu, a Gregor wraz z resztą zostalizabici.- Popatrzył Laisrenowi prosto w oczy.- Musimy wiedzieć, czy toprawda, a jeśli ktoś jeszcze przeżył, to musimy mu pomóc wrócić doobozowiska.Jest zbyt ciemno, żebym teraz wyruszał z grupąposzukiwawczą, a nie podoba mi się wizja tego, że ranni ludzie mająleżeć bez pomocy przez całą noc.Laisren pokiwał głową.- Zbiorę pozostałe vayash moru i zdamy ci relację z tego, czego siędowiemy.- Popatrzył na osnute mrokiem pole bitwy.- Kazaliśmy dziśTemnottańczykom zapłacić wysoką cenę, ale ośmielę się stwierdzić, żesami też ją zapłaciliśmy.- Pytanie brzmi - jak wielu mogą jeszcze wysłać przeciwko nam? -Jonmarc zamilkł na chwilę, gdy olśniła go pewna myśl, po czym zwróciłsię do Ansu i Vygulfa.- Jeśli ten Imri i jego Volshe mogli zakląć swoichwłasnych ludzi w wilki i niedzwiedzie, to czy mogą rzucić takie samozaklęcie na naszych żołnierzy?Vygulf pomyślał przez chwilę, a potem potrząsnął głową.- Wątpię.Taki rodzaj magii wymaga wiele energii.Nie sądzę, żeby ichmagowie stworzyli taką armię zmiennokształt-nych z dnia na dzień.Sądzę, że przygotowywali się do tej inwazji od jakiegoś czasu.Nasimagowie pozakładali zabezpieczenia wokół obozowisk.Zmiemtwierdzić, że po dzisiejszym jeszcze bardziej je wzmocnią.Myślę, że niemusisz się obawiać, że zobaczysz, jak twoi ludzie zmieniają się w wilki.- Jak wspomniał Laisren natura - i magia - vayash moru jest odmienna.Jesteśmy odporni na tego typu zaklęcia - dodał Ansu.SpojrzałJonmarcowi prosto w oczy.- Myślałem o tym, jak upewnić się, że nasijeńcy nie padną ofiarą tej samej magii ponownie.Przetestuję moją teorię idam znać innym magom, czego się dowiedziałem.- Wypowiedziawszy tesłowa, ruszył w stronę, w którą odprowadzono więzniów.Jonmarc ponownie zwrócił się do Gethina.Eastmarcki książę stał wmilczeniu podczas trwania całej tej konwersacji.- Miałeś wystarczająco dużo wrażeń jak na jeden dzień? -zapytałJonmarc, znacząco spoglądając na obrażenia Gethina.Na ustach Gethina pojawił się gorzki półuśmiech.- Będziesz musiał donieść królowej, że mimo przeciwności losu udałomi się przetrwać i dalej będę stanowił problem.- Miło wiedzieć, że potrafisz się o siebie zatroszczyć, nawet gdy niema obok ciebie hojunów.- To samo sobie pomyślałem.- Gethin chwycił za wodze zbłąkanegokonia i wskoczył na siodło.Popatrzył na nieruchome ciała rozrzucone popolu bitwy.- Co teraz?Jonmarc wziął głęboki oddech.- Nie wiem, Gethinie.I to mnie właśnie martwi.ROZDZIAA 17Wiem, że mnie słyszysz.Głos ducha był natarczywy.Aidane wskupieniu zamknęła oczy.Nie chcę cię słuchać.Odejdz-Moja żona umiera na zarazę.Proszę, zanieś jej wiadomość ode mnie.Przekaż jej, że czekam na nią przy Morzu Szarym.Odejdz!- Pani? Czy coś mówiłaś? - Służąca podniosła wzrok znad tacy zgorącą herbatą i biszkoptami i spojrzała na Aidane siedzącą przy kominkuw swojej komnacie w pałacu Lienholt.- Nie, przepraszam.Po prostu głośno myślę - wymamrotałazawstydzona Aidane.- Czy lord Kolin będzie pani towarzyszył?- Powinien się zjawić lada chwila.- Bardzo dobrze, pani.Każę natychmiast przynieść dzban koziej krwi.Zadzwoń, jeśli będziesz czegoś potrzebowała - dodała i wyśliznęła się zpokoju.Aidane nalała sobie kubek herbaty i uśmiechnęła się do siebie.Miłośćbyła luksusem, którego większość dziwek nigdy nie miała okazjidoświadczyć, a Aidane jeszcze do niedawna była przekonana, że i onanależy do tej grupy.Ale ostatnich kilka tygodni z Kolinem sprawiło, żezaczęła mieć nadzieję, a on utwierdzał ją w tym dzięki swojej stałości.Kujej zdziwieniu, Kolin najwyrazniej uważał ją za atrakcyjną, aczkolwiekdo tej pory nie próbował wziąć jej do swego łoża.Zamiast tego zalecał siędo niej w uroczo dworski sposób, jakby naprawdę byładamą.W miarę upływu dni Aidane w końcu przyznała sama przedsobą, że subtelne starania Kolina skradły jej serce.Drzwi po drugiej stronie salonu się otworzyły i wszedł Kolin.Byłwczesny wieczór, niedługo po zachodzie słońca, a on wyszedłnatychmiast po wstaniu, żeby zjeść.Aidane podniosła się z miejsca ipodeszła do niego.Wziął ją w ramiona i pocałował.Jego usta były ciepłe.Aidane dała się porwać temu pocałunkowi.- Czy naprawdę musimy iść dzisiaj na bankiet? Wolałabym zostać iporozmawiać.- Większość nocy spędzali przy kominku, przytuleni dosiebie i zatopieni w rozmowie.Była zafascynowana opowieściami Kolinao wszystkim, co widział przez ostatnie dwa stulecia, a z kolei on, ku jejzaskoczeniu, wydawał się szczerze zainteresowany jej przeszłością.Kolin uśmiechnął się.- Berry na nas liczy.Mówi, że jesteśmy jej jedyną nadzieją nauniknięcie nudnej dworskiej paplaniny.Aidane westchnęła i wysunęła się z jego ramion.- Czy jesteś pewny, że to rozsądne, abyśmy udali się tam jako para? Zpewnością wywoła to plotki.Kolin ujął ją za rękę i obrócił twarzą do siebie.- Już pora na to, żeby się dowiedzieli.Zależy mi na tobie i nie mamzamiaru ukrywać faktu, że jesteśmy razem.- Zamilkł na chwilę.- Chybaże wstydzisz się towarzystwa vayash moru.- Nie dbam o to, przecież wiesz.Ale dla dworu jestem tylko osobliwądziwką.- Jesteś gościem królowej.Bohaterką
[ Pobierz całość w formacie PDF ]