[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Na twoim miejscu poszedłbym do domu po innypłaszcz. Nie. Jej ramię było nieczułe jak kamień. Nie,.pojadę razem z nim. Była całkowicie,niepokojąco opanowana.W jej nieugiętym uporze było coś z panny Evadne.Doktor spojrzał na Campiona. Nic z tego szepnął. Lepiej z nią nie dyskutować.Może zaczekać w szpitalu.On Jest poważniechory. Panie doktorze? Glos Kłytii był rzeczowy. Słucham. Mam nadzieję, że mogę polegać na panu, że nic nie powie pan ciotkom ani.wujowi Lawrence'owi? Oczywiście, możesz na mnie liczyć, drogie dziecko.Nie mam w zwyczaju biegać i roznosić plotek.Oddawna.się znacie? Od siedmiu miesięcy.Wstał sztywno z brudnych desek i zaczął otrzepywać z kurzu spodnie. Skoczyłaś osiemnaście lat, prawda? Jego niespokojne oczy szukały jej twarzy. To najwyższy czas.Człowiek jest głupcem, jeśli zbyt długo zwleka.Dla twojej rodziny to będzie szok.Czy byłaś z nim razem,kiedy to się stało? Och nie.Znalazłam go niedawno.Nie mogę wprost sobie wyobrazić, kto.jak.to zrobił.Myślałam, żeon nie żyje.Popatrzył na nią uważnie, chcąc się przekonać, czy przypadkiem nie kłamie, a potem zwrócił się doCampiona. Nowa tajemnica? Na to wygląda! powiedział ze sztuczną wesołością. Chyba, że to ciąg dalszy tej samej sprawy. Dobry Boże! Oczy doktora rozszerzyły się, a pochylone plecy zgarbiły jeszcze bardziej niż zwykle.To okropne! Ileż kłopotu! I te podejrzenia, jakie rodzą się w umyśle.Kłytia krzyknęła głośno, protestując. Niech pan da spokój głos jej się załamał. Niech się pan tym nie przejmuje, 'niech pan się nieprzejmuje rzeczami nieważnymi.Czy jemu się wkrótce polepszy? Moje dziecko odparł łagodnie, przepraszająco. Jestem tego pewien.Tak, jestem tego pewien.Kończąc te słowa uniósł głowę i zaczął nasłuchiwać, w tej samej chwili rozległ się sygnał karetki pogotowia,górujący nad pomrukiem odległego ruchu ulicznego.Inspektor Luke wyprostował się i zmarszczywszy czoło bawił się luznymi monetami w kieszeni. Chciałbym z panem, porozmawiać, panie doktorze. Dostałem wynik sekcji. Ach tak. Stary człowiek zgarbił się jeszcze, bardziej, jak gdyby ktoś nałożył mu dodatkowy ciężar naplecy.W tym momencie Campion szybko się pożegnał, wybiegł na Apron Street i labiryntem małych uliczekruszył na północ.Zajęło mu trochę czasu, zanim znalazł Lansbury Terrace, a kiedy się tam wreszcie znalazł, okazało się, żejest to dość szeroko ulica, niezbyt daleko położona od kanału, gdzie oryginalne domy z epoki regencjiustąpiły mniejszym, bardziej nowoczesnym rezydencjom pyszniącym się oknami w stylu Tudorów i ostrozakończonymi dachami.Numer pięćdziesiąt dziewięć cechowała ta sama anonimowość co resztę.Czerwone drzwi były zamknięte,firanki starannie zapuszczone.Campion wbiegł spiesznie na szerokie kamienne schody i nacisnął dzwonek.Ku jego wielkiej uldze drzwiotworzyły się i ujrzał przed sobą kobietę w średnim wieku.Spojrzał na nią z rozbrajającym zakłopotaniem. Obawiam się, że się spózniłem powiedział. Tak, proszę pana.Odjechali jakieś przeszło pół godziny temu.Stał tak widomie szarpany rozterką. pokusa nie do odparcia dla każdej praktycznej kobiety, by podsunąćdecyzję. Którędy? W tamtą stronę? wskazał nieokreślonym gestem za siebie. Tak, proszę pana, ale to bardzo daleko.Najlepiej wziąć taksówkę; Tak, tak, oczywiście.Ale czy poznam kondukt? Chodzi mi o to, że na tych wielkich cmentarzach.odbywają się nieraz równolegle dwa, trzy pogrzeby.i można łatwo się pomylić.Okropna sytuacja natrafićna.niewłaściwe obrzędy.O Boże, ależ głupiec ze mnie! Już jestem spózniony.Proszę mi powiedzieć,pojechali samochodami?Tak znakomicie udawał wzburzenie, że wzruszyło to kobietę. Och, nie pomyli się pan z pewnością powiedziała. To był karawan konny.Bardzo piękny istaroświecki.Bardzo dużo kwiatów i ludzi.No, i zobaczy pan od razu pana Johna. Tak, tak, oczywiście Campion spuścił wzrok. Muszę się śpieszyć.Dużo kwiatów na czarnejtrumnie, powiada pani. Ależ nie, proszę pana, trumna jest dębowa i raczej jasna.Oczywiście, że pan ją pozna, z całą pewnością
[ Pobierz całość w formacie PDF ]