[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chciał zabić jego, Peela, a jednocześnie, jakby nigdy nic, kazał mu zlikwidować ich wspólnego pracodawcę.Niesamowite.Peel doszedł do wniosku, że będzie dla niego najlepiej, jeśli pozbędzie się ich obu.Bascomb-Coombs musi oczywiście zejść z tego świata; Peel nie mógł pozostawić przy życiu kogoś, kto próbował go zgładzić.A Goswell, chociaż stary pryk, nie miał jeszcze kompletnej sklerozy.Prędzej, czy później zorientuje się, że jego szef ochrony wydał go na pastwę szalonego naukowca.Nie przypuszczał, żeby starszy pan chwycił tę swoją dubeltówkę, aby go rozwalić, ale z pewnością potrafiłby sprawić, żeby Peela już nigdy nikt nie zatrudnił w całym Zjednoczonym Królestwie.Nie przejmował się tym specjalnie, dopóki miał milion w banku, ale jeśli te pieniądze były tylko sztuczką Bascomb-Coombsa, Peel siedział po uszy w gównie.Jeśli Bascomb-Coombs zaginie, a jego lordowska mość dostanie tragicznego wylewu, czy zawału, Peelowi nic nie będzie zagrażać.Może nie osiągnie bogactwa, ale nie zostanie skompromitowany, więc dlaczego nie miałby sobie poszukać innego zajęcia? Z doskonałą opinią, na jaką sobie zasłużył u Goswella, na pewno znajdzie jakiegoś innego bogatego głupca, któremu będzie zależeć na jego umiejętnościach.Zwycięstwo jest lepsze od porażki, ale czasem zachodziła konieczność ograniczenia strat do minimum i wycofania się, żeby przygotować następny atak.Ściągnął tu Rużjo, ponieważ potrzebował kozła ofiarnego, w związku z planowanym zgładzeniem Goswella, ale teraz sytuacja się zmieniła.Jego lordowska mość powinien umrzeć z przyczyn naturalnych, żeby żaden cień nie padł na szefa jego ochrony.A Bascomb-Coombs po prostu zniknie i nikt go nigdy nie odnajdzie.Peel uśmiechnął się.Tak, sytuacja nie była najlepsza, ale jeszcze nie wszystko stracone.Czas zabrać się do dzieła i ruszać dalej.Pozabijać ich wszystkich, a Bóg już rozpozna swoich.Kto to powiedział? Chyba któryś z wczesnych papieży.Cóż, lepiej oni, niż ja, pomyślał.Środa, 13 kwietnia Londyn, AngliaKorzystając z chwili wytchnienia, Toni zadzwoniła do Carla Stewarta.- Słucham.- Carl?- O, Toni.Jak się masz?- Dziękuję.Słuchaj, jestem tak zapracowana, że nie dam rady przyjechać dziś wieczorem na trening.Przepraszam.- Nie ma sprawy.Będzie cię nam brakowało, ale rozumiem.- Dzięki.Po chwili powiedział: - Ale jeść przecież musisz, prawda? Może umówilibyśmy się w tym tygodniu na lunch, albo na obiad? Toni poczuła się trochę nieswojo.Zaalarmowały ją nie tyle słowa, co ton, jakim je wypowiedział.Chciał się z nią umówić na randkę? Nie czuła się na siłach spytać go o to wprost.I co dalej? Spotkać się z nim? Spławić go? Mogłaby powiedzieć, że ma za dużo pracy.Ale nie.Ostatnio za często zdarzało się jej uciekać do różnych wymówek i niedopowiedzeń.Czas najwyższy wziąć byka za rogi.- Mówimy o dwojgu adeptach silat, spotykających się, żeby coś przegryźć, Carl, czy może o czymś innym?- Cóż, myślałem raczej o dwojgu ludziach, którzy dobrze się czują w swoim towarzystwie i mają wspólne zainteresowania.Randka.Toni już miała mu powiedzieć, że jest związana z kimś innym igrzecznie odmówić.Mogła to zrobić.i nie zrobiła.Carl był takpełen życia, atrakcyjny, i podziwiała jego umiejętności.Gdybystanęli na gelanggang - był to termin, odpowiadający udeptanejziemi - do walki na serio, on zostałby zwycięzcą, Toni nie miałaco do tego żadnych wątpliwości.Znała niewielu ludzi, o którychmogła to powiedzieć.Była pewna, że nawet jej guru, mająca terazponad osiemdziesiąt lat, nie mogłaby się już z nią mierzyć.Możeprzeceniała własne możliwości, ale była przekonana, żedorównywała większości adeptów sztuk walki- mężczyzn i kobiet- i że poradziłaby sobie z nimi w walce jeden na jednego.Ale wiedziała, że nie dałaby rady pokonać Carla.I w pewnym sensie najbardziej ją to w nim pociągało.Wyobraziła sobie przez chwilę, że leży naga w łóżku z tym silnym, sprawnym mężczyzną i nie była to nieprzyjemna wizja.Na pewno nie.Prawdę mówiąc.Nagle ogarnęło ją poczucie winy.- Widzisz, Carl, jestem związana z Alexem.Dziękuję ci, ale myślę, że powinniśmy podchodzić do sprawy czysto profesjonalnie.- Cóż, żałuję, ale, oczywiście, rozumiem.I doceniam twoją szczerość.Daj mi znać, kiedy będziesz mogła znów przyjść na trening.- Na pewno.Dziękuję ci.Kiedy odłożyła słuchawkę, naszły ją wyrzuty sumienia.Przez chwilę miała wielką chęć ulec pokusie.Teraz martwiło ją to, że w ogóle mogła coś takiego brać pod uwagę.Podziwiała Carla, może nawet pociągał ją fizycznie, ale przecież kochała Alexa, a to ogromna różnica.A jednak przez chwilę wahała się, zastanawiała.Cóż, stare przysłowie mówiło, że nikogo nie można powiesić za jego myśli i była to prawda, ale też człowiek nie mógł zbyt długo oszukiwać siebie samego.Jak coś takiego w ogóle mogło jej przyjść do głowy? Niedobrze.(Środa, 13 kwietniaLondyn, AngliaRużjo poprawił pistolet Firestar kalibru 9 mm, który miał w kaburze na biodrze, pod wiatrówką, przesuwając chwyt nieco do przodu, żeby było wygodniej.Poprzednia broń, którą dostarczył mu Peel, mała Beretta, spoczywała na dnie Tamizy, wytarta do czysta i rozłożona na kawałki, przy czym lufę wrzucił do rzeki o dobre cztery kilometry od miejsca, w którym pozbył się szkieletu.Nawet gdyby komuś udało się wydobyć te części, zanim przeżre je rdza, złożyć je, przeprowadzić próby balistyczne i ustalić, że kula w ciele trupa w księgarni została wystrzelona z tego pistoletu, nie miałoby to znaczenia, ponieważ żaden ślad nie prowadził od tej broni do Rużjo.Ale jeśli człowiek nie pozostawia niczego przypadkowi, istnieje prawdopodobieństwo, że ślepy traf zajdzie go od tyłu i wbije mu nagle zęby w kark.Nowa broń niezbyt mu się podobała, ale w razie potrzeby nadawała się do użytku [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl
  • Copyright 2016 (...) chciałbym posiadać wszystkie oczy na ziemi, żeby patrzeć na Ciebie.
    Design: Solitaire