[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Hej! - krzyknął z bólem.- Trochę ostrożniej!- Przepraszam - wyszeptała.Przepchnął się koło niej, pocierając czoło.Dostrzegł leżącą na blacie głowę i wydał zsiebie zdławiony okrzyk.Następny wszedł technik Fleiser, przeciskając się z drugiej strony Alicii.Nie wydałżadnego odgłosu, ale poczuła, że ścisnął ją za ramię.- A więc to rzeczywiście morderstwo Pelletier - powiedział Lindsey głosempozbawionym wyrazu, jak narrator filmu dokumentalnego.Aż do teraz musiał wierzyć oceniepolicjanta przyjmującego zgłoszenie, który nadał bieg całej sprawie.Fleiser odchrząknął.- Słyszałem już tę nazwę, ale właściwie dlaczego  Pelletier ?Alicia spodziewała się, że zapyta o cokolwiek, co choćby nieznacznie odwróci ichuwagę od groteskowego widoku.- Od Nicolasa-Jacques a Pelletier - odpowiedziała.- W 1792 roku został jako pierwszystracony na gilotynie.Taka ciekawostka przyszła do głowy któremuś z oficerów śledczych na miejscupierwszej znanej zbrodni mordercy Pelletier w Utah.Nazwa się przyjęła.Włosy w kolorze rudawego blondu były zmatowione i zbite w kołtun na czubkugłowy.Alicia wyobraziła sobie z potworną jaskrawością, jak zabójca niesie głowę za włosy.Ale nie było widać ciągnących się śladów krwi.Opuściła wzrok, żeby sprawdzić ponownie,zabierając ze sobą snop światła. - Co pani robi? Proszę oświetlić głowę! Zwiatło na głowę! - zażądał Lindsey z panikąw głosie, jakby głowa Cynthii Loeb miała podfrunąć do niego i zacząć szeptać mu do ucha.- Chwileczkę.Podłoga była czysta poza kilkoma cieniutkimi brązowymi smużkami.Ewidentnie byłato zaschnięta krew.Wyglądało to prawie, jakby starto rozlaną krew.Tylko po co? Nagledostrzegła jakiś ślad na podłodze i podeszła bliżej.Trzy czwarte odcisku psiej łapy wczerwieni.Teraz to do niej dotarło: zwierzęta wylizały podłogę do czysta.- No, paniusiu.- Detektyw sięgał do najgłębszych rezerw swojego uroku.Powoli odwróciła się z powrotem w stronę głowy.Tęczówki Cynthii - zielone, jak zauważyła Alicia - wywrócone były ku górze, jakbywłaśnie się zorientowała, jak fatalną ma fryzurę.Jedna powieka opadała.Obie dziurki nosawypełnione były krwią, która zastygła również na lewej skroni i policzku.Fioletowo-żółtysiniak wykwitł na prawej stronie twarzy.Wysuszone wargi wykrzywione były w cierpkimgrymasie.Język był nabrzmiały.Sącząca się krew utworzyła kałużę i skapywała naposadzkę.Idiotyczne powiedzenie przyszło Alicii do głowy: nawet martwa bym się tak niepokazała - i zdała sobie sprawę, co tak naprawdę znaczyło.Tyle razy się stroiłaś i szykowałaś,i malowałaś, pomyślała, zakładając, że kobieta czyniła za życia typowo kobiece starania.I takskończyłaś.Już nie ma kogo olśniewać.Nawet samej siebie.Odwróciła wzrok, utrzymując jednak światło halogenów na makabrycznychszczątkach ze względu na jej dwóch towarzyszy.Krąg jasności objął również poplamionymusztardą nóż, okruszki chleba i wąski pasek przezroczystego plastiku, jaki oddziera się zopakowania kiełbasek koktajlowych, żeby dostać się do zawartości.Pusta torba na chlebleżała płasko jak wypompowany balon.Nieznacznie przesunęła krąg światła i ujrzała resztępustej plastikowej torebki po kiełbaskach.Tuż za nią stał słoik musztardy.Oczy Alicii,błądząc po kuchennym blacie, zatrzymały się na kałuży krwi.- Sprawca zrobił sobie kanapkę - oznajmiła.- Co? - mruknął Fleiser.- Skąd wiesz, że ofiara sama nie zrobiła kanapki przed śmiercią? - zapytał Lindsey.Fleiser parsknął.-  Przed śmiercią , dzięki, że to uściśliłeś.- Wiesz, o co mi chodzi.- Okruszki leżą na powierzchni tej plamy krwi.- Oświetliła to miejsce.Fleiser zbliżył się o krok.Fakt.Niektóre były jeszcze białe, nienasączone. - Jak w utworach Judas Priest.Na moment zapadła cisza.Każde z nich wyobrażało sobie tę makabryczną scenę.Alicia wyczuła, że nawet pragmatyk Lindsey osłupiał.Fleiser odezwał się pierwszy.- Co ona ma na czole? - Powoli podszedł bliżej, uważnie omijając krew na podłodze.- Pisałam o tym w rozesłanej notatce.- Alicia zrobiła zbliżenie małego znaku powyżejprawej brwi.- Wygląda jak oparzenie.jakby piętno.- Technik zbliżył się tak blisko, że mógłbypocałować nieszczęsną panią Loeb.- To jest słońce.- Słońce? - powtórzył jak echo Lindsey.- Wielkości dziesięciocentówki.Odchodzą od niego krótkie promienie.- Inne ofiary naznaczono w ten sam sposób - powiedziała Alicia rzeczowo.- To samobędzie na wnętrzu jej lewej dłoni.Kiedy znajdziemy ciało.- To jakiś symbol satanistów? - Intonacja Lindseya podniosła się przy ostatnim słowie.- Mamy tu czciciela diabła?- Kto wie.- Przejrzawszy akta śledztwa w sprawie zabójstwa w Fort Collins, Aliciaprzetrząsnęła bazę danych Biura w poszukiwaniu znaków słońca.Wiele symboli solarnychkojarzone było ze znanymi grupami okultystycznymi, ale żaden z nich nie odpowiadał ściśletemu kształtowi.Najbliższy mu był Sonnenrad lub koło słońca.Symbol ten miał korzenie wstarożytnej Europie, szczególnie ważny był dla dawnych kultur nordyckich i celtyckich.Przedstawiał zakrzywione promienie rozchodzące się ze środkowego punktu.Często używaligo naziści w miejsce swastyki, która przed wiekami wykształciła się z koła słońca.Neonaziści przejęli ten znak, aby obejść zakazy, którymi obwarowano nazistowskąsymbolikę.W różnych kulturach Sonnenrad różnił się znaczeniem, gdzieniegdzie miałwymiar sataniczny lub okultystyczny, choć nie było to regułą.Dowiedziała się, że wiele religii deifikowało słońce albo zawierało elementy kultusolarnego wplecione w swoją główną ideologię, nawet hinduizm i buddyzm.Cynthia Loebwyraznie była osobą religijną.Może to powiązanie?- To może znaczyć wszystko - powiedziała.- Naprawdę jest wypalone na skórze - oznajmił technik z niejakim zdziwieniem.- Sądzimy, że sprawca podgrzewa jakiś mały, żelazny stempel ogniem z zapalniczki.-Przygryzła wargę.- Potem wyciska na skórze.Fleiser przytaknął.Alicia powtórzyła procedurę szukania ukrytych odcisków palców w świetle podczerwieni i rejestrowania położenia wszystkich śladów - głowy, krwi, składników nakanapkę, odcisku łapy - w programie mapującym i banku dowodów.Następnie wyszła zpowrotem do hallu, poruszając się sztywno i niezdarnie w niewygodnym hełmie, kamizelce,nagolennikach, nałokietnikach, rękawicach i butach.Poczuła potworną chęć, żeby oddalić się od tej głowy, a jednocześnie zdawała sobiesprawę, że następnym znaleziskiem będzie ciało.Ta rozterka nie wyjaśniała jednak jej złegosamopoczucia, dlaczego dłonie były zimne i spocone, serce łomotało jak wyścigowy koń wboksie i musiała wytężać wszystkie siły, żeby uniknąć hiperwentylacji [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl
  • Copyright © 2016 (...) chciaÅ‚bym posiadać wszystkie oczy na ziemi, żeby patrzeć na Ciebie.
    Design: Solitaire