[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sara rozejrzała się po sali, w której zostawiły ją pielęgniarki.Właściwie sala" to za dużo powiedziane.Leżała po prostu nakorytarzu, oddzielona jedynie niebieską zasłonką.Kostka tak jąbolała, że niemal żałowała, że się nie zgodziła na podanie środkówprzeciwbólowych, zaraz jednak zerknęła na leciutko zaokrąglonybrzuch.Nie miała pojęcia, jak długo znajduje się w szpitalu, chociażodzyskała przytomność już w karetce.Badania zdawały się trwaćcałą wieczność.Strach zmienił się w wyczerpanie i nie mogła sięjuż doczekać powrotu do domu.Nagle stanął przed nią Elan, jakby wyrósł spod ziemi.- Saro - wydusił ze ściśniętym gardłem.- Wszystko w porządku.Mam tylko skręconą kostkę -powiedziała dzielnie.- A dziecko kopie jak szalone.Elan wziął ją za rękę.Zrobiło jej się ciepło.Po raz pierwszytego dnia poczuła się bezpiecznie.SR- To cud, że nic poważnego ci się nie stało.Tak sięmartwiłem - mówił, patrząc na nią czule, jakby wciąż nie mógłuwierzyć, że jest cała i zdrowa.Kiedy na niego patrzyła,największy ból jej sprawiało, że nie jest jej.Zwłaszcza teraz.Pragnęła, żeby Elan nie martwił się o nią tylko ze względu nadziecko, ale dlatego, że ją kocha.- Muszę cię zabrać do domu - stwierdził i zacisnął zęby zdeterminacją.- Zdaje się, że pielęgniarka ma przynieść mój wypis zeszpitala.Lekarz chciał mnie tu zatrzymać na jedną noc ze względuna utratę przytomności, ale ponieważ dziecko się rusza i badaniawyszły dobrze, zgodził się mnie wypuścić.- Zwietnie.- Elan klasnął w dłonie z radości.- Gdzie tapielęgniarka? A przy okazji, wracasz do domu ze mną.I nawet niemyśl o tym, żeby się sprzeczać.- Wręcz przeciwnie, będę ci bardzo wdzięczna, jeśli mnieodwieziesz.Spojrzał na nią i zmarszczył groznie brwi.- Kiedy powiedziałem do domu", miałem na myśli mój dom.Sara niemal podskoczyła na łóżku.- Och, nie.To niemożliwe.- Czy pytam cię o zdanie? - Po czym ruszył na poszukiwaniepielęgniarki.SRSara próbowała wstać, ale ból w kostce był nieznośny.Jednazdrowa noga nie udzwignie całego ciężaru jej ciała, które wostatnim czasie zaczęło gwałtownie przybierać na wadze.Jęknęła.Elan szybko wrócił.- Co się stało?- Próbowałam wstać - pisnęła.- Nie ma potrzeby, żebyś gdziekolwiek chodziła.Wezmę cięna wózek, a do samochodu i z samochodu cię przeniosę.Proszę,nie pogłębiaj urazu.Ja się wszystkim zajmę.- Naprawdę chcę wrócić do siebie.- Marzyła tylko o tym,żeby się już położyć we własnym łóżku.- To niemożliwe - powiedział, odwracając od niej wzrok.Kiedy przyszła pielęgniarka i wypełniła dokumenty, a Sara jepodpisała, Elan zwrócił się do pielęgniarki.- Sara została uderzona w głowę.Nadal istnieje ryzykowstrząśnienia mózgu, prawda?- Tak, to doprowadziło do utraty przytomności.Wprawdzienie ma rany otwartej, ale.- A więc teraz istotne jest, żeby ktoś z nią był, kto w raziepierwszych symptomów odwiezie ją z powrotem do szpitala?- Jak najbardziej.Elan zapewnił pielęgniarkę, że Sara będzie miała dobrąopiekę, a starsza kobieta uśmiechnęła się, mówiąc, że chyba nigdySRnie widziała nikogo tak troskliwego jak on.Gdy pielęgniarka wyszła, spojrzeli na siebie.Sara zagryzławargę.- Rozluznij się, Saro.Napięcie spowalnia proces leczenia -powiedział i jego oczy zaśmiały się.Spakował jej rzeczy do torby, po czym najspokojniej wświecie wziął ją ostrożnie w ramiona i wyniósł ze szpitala.ROZDZIAA DZIESITY- Muszę ci coś wyznać, Saro.Sara została usadowiona pośród poduszek na jego wygodnymłóżku, które znajdowało się tuż przy werandzie.Na stoliku przyłóżku Elan postawił pojemnik z lodem i kilka soków owocowych,stertę książek i czasopism oraz położył pilot od telewizoraznajdującego się naprzeciw łóżka.Lekko uchylone drzwibalkonowe dawały przewiew.Sara czuła się bardzo dobrze.Patrząc na nią, Elan miał satysfakcję, że udało mu sięwszystko tak zorganizować, żeby czuła się tu jak w domu.Na jego słowa oczy Sary się zwęziły i odwróciła wzrok.- Co takiego?- Jest duże prawdopodobieństwo, że nieumyślnie zdradziłem,SRkto jest ojcem twojego dziecka.Przechyliła głowę, ale nic nie powiedziała.Elan przesunąłdłonią po włosach.- Kiedy na parking wjechała karetka, było tam mnóstwoludzi.Zdaje się, że spanikowałem.Krzyczałem coś, że jestemojcem twojego dziecka.Sam nie wiem, jak mogło do tego dojść.-Patrzył z napięciem w posmutniałe oczy Sary.- Trudno
[ Pobierz całość w formacie PDF ]