[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W zamian za to Royce przysięgał, że Mattie wyściskałamnie serdecznie, po czym z rozmachem pocałowała w usta.- A ja pewnie złapałem ją za tyłek i oddałem całusa z ję-zyczkiem? - warknąłem.Bili uśmiechnął się promiennie.- Royce nie ma aż takiej wyobrazni.Może dawniej, kie-dy miał ze czterdzieści lat.Ale to było pół wieku temu.- Nawet jej nie dotknąłem.Była to prawda, przynajmniej do chwili, kiedy wsadzali-śmy dziecko do samochodu, ale owo muśnięcie było całkiemprzypadkowe, niezależnie od tego, co na ten temat myślałamłoda dama.- Do licha, nie musisz mnie przekonywać, ale.Powiedział ale" w taki sam sposób, w jaki mówiła je mo-ja matka.Krótkie przecież słowo wydłużyło się do rozmia-rów papierowego ogona wlokącego się za latawcem.- Ale co?- Powinieneś teraz trzymać się od niej z dala.Jest miła,prawie dziewczyna z naszego miasteczka, ale możesz miećprzez nią kłopoty.- Zastanowił się.- Nie, to nie w porządku.Właśnie ona ma kłopoty.- Stary chce odebrać jej dziecko, prawda? Chce zabraćjej Kyrę?Bili odstawił kubek na poręcz, uniósł krzaczaste brwii zmierzył mnie uważnym spojrzeniem.Zwiatło odbite od falna jeziorze przesuwało się smugami po jego policzkach, na-dając mu egzotyczny wygląd.- Skąd wiesz?- Domyśliłem się.Jej teść zadzwonił do mnie w sobotęwieczorem, podczas pokazu sztucznych ogni.Co prawda niepowiedział tego wprost, ale wątpię, czy Max Devore wracał-by do TR-90 tylko po przyczepę kempingową i starego jeepasynowej.O co tu chodzi, Bili?Przyglądał mi się bez słowa, z wyrazem twarzy kogoś, ktodowiedział się, że zapadłeś na bardzo poważną chorobę, i niemoże się zdecydować, w jakiej formie przekazać ci nieprzy-152 WOREK KOZCIjemną wiadomość.Zawsze, kiedy ktoś tak na mnie patrzy,czuję się nieswojo, tym razem zaś mój nienajlepszy nastrójpogłębiało podejrzenie, że postawiłem Billa przed trudnymwyborem.Bądz co bądz, Devore pochodził z tych okolic, a janie.Jo i ja przyjechaliśmy z daleka.Rzecz jasna, mogło byćjeszcze gorzej - na przykład gdybyśmy mieszkali w Massa-chusetts albo Nowym Jorku ale Derry, chociaż w stanieMaine, też było daleko.- Zrozum mnie, Bili.Nie zależy mi na tym, żebyś wywle-kał na światło dzienne jakieś wstydliwe sprawy, ale na pewnoprzydałaby mi się twoja.- Trzymaj się od niego z daleka - powiedział ponurymtonem.Już się nie uśmiechał.- To szaleniec.Sądząc po wyrazie jego oczu, użył wyrazu szaleniec"w najbardziej dosłownym znaczeniu.- Dobrze, ale jaki? Taki szalony jale Charles Manson?A może jak Hannibal Lecter?- Powiedzmy, jak Howard Hughes.Czytałeś o nim?Wiesz, do czego był zdolny, jeśli chciał coś osiągnąć? Niemiało znaczenia, czy chodzi o specjalny rodzaj hot doga, któ-ry można dostać tylko w Los Angeles, czy o konstruktorasamolotów, którego postanowił wykraść Lockheedowi alboMcDonell-Douglasowi.Musiał dostać wszystko, czego za-pragnął, i nie spoczął, dopóki tego nie osiągnął.Devore jesttaki sam.Od małego.Jeśli wierzyć opowieściom, które krą-żą po miasteczku, w dzieciństwie był nieprawdopodobnieupartym chłopcem.Jedną z tych opowieści usłyszałem od własnego ojca.Otóż którejś zimy mały Max Devore włamał się do szopyScanta Larribee, ponieważ zapragnął pojezdzić na sankach,które Scant kupił na Gwiazdkę swojemu chłopakowi.Byłoto chyba w 1923.Przy okazji pokaleczył się kawałkami szkłaze stłuczonej szyby, ale nie wywarło to na nim żadnego wra-żenia.Znaleziono go dopiero około północy, na pobliskimstoku.Gdyby nie mróz, przypuszczalnie wykrwawiłby się naśmierć.Ludzie opowiadają mnóstwo historii o Maksie De-vore, a niektóre z nich przypuszczalnie są prawdziwe.Tao sankach jest prawdziwa, ręczę za to głową.Mój ojciec niekłamał.Gdyby kłamał, postępowałby wbrew nakazom swo-jej religii.- Był baptystą?- Nie.Jankesem.WOREK KOZCI 153- Rozumiem, że Devore jest teraz taki sam jak dawniejalbo nawet jeszcze gorszy?- Nie widziałem go, odkąd wrócił i zamieszkał u War-ringtona, więc nie wiem na pewno, ale z tego, co słyszałem,wynika, że zmienił się na gorsze.Jest bogaty, szalony i napewno nie przyjechał tu na wakacje.Chce mieć to dziecko,i tyle.Dla niego ta dziewczynka niczym nie różni się od sanekmałego Larribee.Uważaj, żebyś nie znalazł się na miejscuszyby, która je od niego oddziela.Pociągnąłem łyk kawy i spojrzałem na jezioro.%7łeby daćmi czas na przemyślenie sprawy, Bili zajął się starannym wy-cieraniem ptasiego gówna, które przywarło mu do podeszew,o deski tarasu.Przypuszczalnie było to wronie gówno, botylko one mają takie białe odchody.Nie miałem wątpliwości: Mattie Devore ugrzęzła po uszyw bagnie.Nie byłem już takim cynikiem jak, powiedzmy,dwadzieścia lat wcześniej, jednak nie miałem złudzeń, żew starciu panny Nikt z panem Komputerem prawo staniew obronie tej pierwszej.szczególnie jeśli pan Komputeruzna za stosowne sięgnąć po nieuczciwe sztuczki.Rzecz ja-sna, mogłem jej pomóc.Było mnie na to stać.Mogłem oto-czyć ją ogrodzeniem pod napięciem.Ciekawe, jak usiłowałbysię do niej dobrać gołymi rękami.Jasne, a Devore po prostu huknąłby z armaty i tyle wi-działbym moje misterne ogrodzenie.Kto wie, może nawetsięgnąłby po broń jądrową? Będąc chłopcem, ukradł wyma-rzone sanki i nie bacząc na krwawiące rany, zjeżdżał na nichdo upadłego z najbliższej górki.A jako mężczyzna? Do cze-go byłby zdolny jako stary człowiek, który od ponad czter-dziestu lat mógłby mieć wszystkie sanki na świecie?- Opowiedz mi o Mattie, Bili.Nie zajęło mu to dużo czasu.Wiejskie historie w zdecydo-wanej większości są stosunkowo proste, co naturalnie wcalenie oznacza, że mało interesujące.Mattie Devore urodziła się jako Mattie Stanchfield, niew TR-90, lecz w pobliskim Motton.Ojciec był drwalem, mat-ka kosmetyczką, a więc stanowili materiał na doskonałe pro-wincjonalne małżeństwo.Mieli sześcioro dzieci; kiedy pewne-go dnia Dave Stanchfield nie zmieścił się na zakręcie w Lovelli jego załadowana dłużycami ciężarówka runęła do stawuKewadin, wdowa, jak to się mówi, przeszła na garnuszek154 WOREK KOZCIopieki społecznej", O żadnym ubezpieczeniu, rzecz jasna, niebyło mowy.Trąci wam to braćmi Grimm? I słusznie.Gdyby nie pla-stikowe zabawki porozrzucane na podwórzu, dwie stojącesuszarki do włosów w salonie kosmetycznym w piwnicy orazskorodowana toyota na podjezdzie.; można by zacząć opo-wieść od następujących słów: Dawno, dawno temu żyła sobieuboga wdowa obarczona sześciorgiem dzieci.W tej opowieści Mattie odgrywałaby rolę biednej, alepięknej (mogłem to potwierdzić) księżniczki.A teraz uwaga,na scenę wkracza książę - czyli, w tym przypadku, niezgrab-ny jąkający się rudzielec, Lance Devore, owoc spóznionej na-miętności Maksa Devore.W chwili spotkania on miał latdwadzieścia jeden, ona siedemnaście, spotkali się zaś u War-ringtona, gdzie Mattie pracowała latem jako kelnerka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]