[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czy ożyła nagle tamtej nocy, gdy umarła ciotka Ida? Czy ostatnim dźwiękiem, jaki usłyszała, było stłumione dżang-dżang-dżang małpich talerzy, bijących o siebie w ciemnościach strychu, podczas gdy wiatr gwizdał w rynnie?- Może to jednak nie wariactwo - powiedział wolno.- Petey, idź, przynieś torbę lotniczą.Syn spojrzał na niego niepewnie.- Co zrobimy?Może jednak zdołamy się jej pozbyć.Jeśli nie na zawsze, to na jakiś czas - dłuższy bądź krótszy.Możliwe, że wciąż będzie wracała, bez końca.ale może zdołam - zdołamy - pożegnać się z nią na długo.Tym razem powrót zabrał jej dwadzieścia lat.Dwadzieścia lat wyłaziła ze studni.- Wybierzemy się na wycieczkę - oznajmił.Był całkiem spokojny, lecz wewnątrz czuł się dziwnie ociężały.Miał wrażenie, że nawet jego oczy przybrały na wadze.- Ale najpierw weź torbę , idź na koniec parkingu i poszukaj trzech-czterech sporych kamieni.Włóż je do torby i przynieś tutaj.Zrozumiałeś?Oczy Peteya zalśniły.- Dobrze, tato.Hal zerknął na zegarek.Dochodziła 12.15.- Pospiesz się.Chcę wyjechać, zanim wróci twoja matka.- Dokąd jedziemy?- Do wuja Willa i ciotki Idy - odparł Hal.- Do domu.* * *Hal poszedł do łazienki, zajrzał za muszlę i wyciągnął leżącą tam szczotkę do czyszczenia toalet.Zaniósł ją do okna i przystanął, dzierżąc szczotkę w dłoni niczym wysadzaną klejnotami magiczną różdżkę.Obserwował Peteya w grubej wełnianej koszulokurtce, maszerującego przez parking z torbą lotniczą na ramieniu; nawet z daleka mógł wyraźnie odczytać napis DELTA, drukowany białymi literami na niebieskim tle.W górnym roku okna bzyczała mucha, powolna i otępiała od chłodów zwiastujących koniec lata.Hal wiedział, jak się czuje.Patrzył, jak Petey wyszukuje trzy spore kamienie i rusza z powrotem przez parking.Zza rogu motelu wyłonił się samochód, samochód jadący zbyt szybko, stanowczo zbyt szybko i Hal bez namysłu, z refleksem godnym pierwszorzędnego futbolisty wyciągnął prawą rękę, wciąż trzymającą szczotkę.Dłoń opadła niczym w ciosie karate.i zamarła.Talerze zamknęły się na niej bezszelestnie i poczuł w powietrzu coś nowego.Coś jakby wściekłość.Hamulce samochodu zapiszczały ogłuszająco.Petey odskoczył do tyłu.Kierowca niecierpliwie machnął na niego, jakby to, co omal się nie wydarzyło, było winą Peteya, i chłopiec puścił się pędem przez parking.Łopocząc kołnierzem dotarł do tylnego wyjścia hotelu.Po piersi Hala spływał pot.Czuł go na czole niczym krople tłustego deszczu.Zimne talerze zaciskały się na jego dłoni, zaczynał tracić w niej czucie.No dalej, pomyślał z ponurą zawziętością.Dalej, mogę zaczekać.Jeśli trzeba, nawet do końca świata.Talerze rozsunęły się i znieruchomiały.Hal usłyszał dobiegające z wnętrza małpy słabe kliknięcie.Cofnął rękę ze szczotką i obejrzał ją.Część białych szczecinek poczerniała jak przypalona.Mucha wciąż bzyczała, dążąc niestrudzenie do zimnego październikowego słońca, które zdawało się takie bliskie.Petey wpadł do środka zdyszany, z zaróżowionymi policzkami.- Przyniosłem trzy pierwszorzędne kamienie, tato.Ja.- urwał.- Wszystko w porządku?- Jasne - odparł Hal.- Daj mi torbę.Zahaczył stopą stół i przeciągnął go na miejsce obok kanapy przy oknie tak, by stanął pod parapetem.Położył na nim torbę lotniczą która otwarła się niczym złaknione usta.Widział połyskujące wewnątrz kamienie Peteya.Szczotką toaletowa zaczepił małpę i pociągnął.Przez moment zabawka zakołysała się, a potem wpadła do torby.Ze środka rozległo się cichutkie dżang!; to jeden z talerzy trafił w kamień.- Tato? Tatusiu! - w głosie Peteya zabrzmiał lęk.Hal obejrzał się na niego.Coś się zmieniło; coś było inaczej.Ale co?I wówczas dostrzegł kierunek spojrzeń Peteya i już wiedział.Bzyczenie muchy ucichło.Owad leżał martwy na parapecie.- Czy małpa to zrobiła? - wyszeptał Petey.- Chodź.- Hal zaciągnął suwak torby.- Opowiem ci w drodze do domu.- Jak pojedziemy? Mama i Dennis zabrali samochód.- Nie martw się - Hal zwichrzył włosy Peteya.***Pokazał recepcjoniście prawo jazdy i banknot dwudziestodolarowy.Pobrawszy w zastaw cyfrowy zegarek Hala z Texas Instruments, recepcjonista wręczył mu klucze do jego własnego samochodu - sponiewieranego AMC gremlina.Gdy ruszyli trasą 302 w stronę Casco, Hal zaczął mówić, z początku z wahaniem, potem nieco szybciej.Najpierw opowiedział Peteyowi, że najprawdopodobniej to jego własny ojciec przywiózł małpę z zagranicy w prezencie dla swoich synów.Nie była to zbyt wyjątkowa zabawka - nie miała w sobie nic osobliwego ani cennego.Na tym świecie muszą istnieć setki tysięcy nakręcanych małp, część z nich pochodzi z Hong Kongu, inne z Tajwanu, jeszcze inne z Korei.Lecz gdzieś po drodze - może nawet w mrocznym składziku domu w Connecticut, gdzie obaj chłopcy rozpoczynali swoje dorastanie - coś się z nią stało.Coś złego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl
  • Copyright 2016 (...) chciałbym posiadać wszystkie oczy na ziemi, żeby patrzeć na Ciebie.
    Design: Solitaire