[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wzruszył ramionami, sprawiającwrażenie zabawnie bezradnego.- Jestem spragnionypodziwu, Amando.Właśnie dlatego próbowałem szczęścia w polityce.Amanda odetchnęła głęboko i podniosła dłonie.- Poprzestańmy na tym.- Uśmiechnęła się.- Co tywłaściwie mówiłeś o jedzeniu? Sama jestem głodna jakwilk.- Zwietnie.Nie cierpię jeść w pojedynkę.Amanda przeciągnęła się leniwie i usiadła.Eryk ułożyłsię na poduszkach z rękoma pod głową.- Mam pomysł - rzekła.- Stanowczo nie mamochoty czekać bezczynnie, aż zagotuje się woda na ryżi tak dalej, więc może po prostu przyniosłabym namtrochę wina z kurczakiem i moglibyśmy zjeść go tutaj.- Brzmi cudownie - mruknął, przyciągając ją dolekkiego pocałunku.- Jestem dokładnie tego samegozdania.Resztę tej nocy spędzili na jedzeniu i kochaniu się, śniei rozmowach, wiedzeni jedynie przez swoje życzeniai ciała, a nie poczucie czasu czy konwenanse.Następnego ranka - w sobotę - Eryk nie musiałwychodzić do biura aż do popołudnia, a Amanda w ogólenie musiała iść do pracy.Spędzili dzień spacerującw parku nad rzeką, pod rękę, upajając się radością byciarazem - nie martwiąc się ani nie lękając o nic, nie myśląco przeszłości ani przyszłości.Poszli do delikatesów i kupili swoje ulubione jedzenie, wybierając dokładnie to, na comieli ochotę, nawet jeśli kombinacje były niezwykłe: briei salami, wiejski chleb i kawior, ręcznie wyciskanyjabłecznik i rzadkie czerwone wino.Raz jeszcze urządzilipiknik w mieszkaniu Amandy, samotni we dwoje w świe-175cie, który zagrodził czasowi i zmartwieniom drogę doswych drzwi.Kiedy Eryk musiał już iść, wyglądał na równienieszczęśliwego jak Amanda i pocałował ją długo i mocnona progu.- Dziś wieczorem odbędzie się kolacja - rzekł z wahaniem.Nie mam pewności, czy jest sens iść, ale.Amanda zmarszczyła brwi.- Co za kolacja?Eryk wzruszył ramionami.- Bankiet przedwyborczy partii demokratycznej.narzecz nominacji.Teraz, kiedy kandydatura ThomasaGreene'a jest właściwie w kieszeni, wydaje się, że niemądrze jest iść.Ale gdybym nie poszedł, zrobiłoby to złewrażenie - wiesz, kwaśne winogrona i tak dalej.- Jegociemne oczy błądziły po jej twarzy.- O wiele bardziejwolałbym spędzić ten wieczór tutaj albo u mnie.przyogniu.- Westchnął.- Ale powinienem pójść.I chciałbym,żebyś przyszła, Amando, jeżeli masz ochotę.- Oczywiście - odrzekła.- Co się odwlecze, to nieuciecze, Eryku.Nie spędzimy na tej kolacji całej nocy.- O, nie - powiedział matowym głosem, biorąc jąw ramiona i przyciskając do swego smukłego ciała.- Tęnoc spędzam z t obą , kobieto.- Jego ciemne oczyrozjarzyły się niczym węgle świeżo dosypane do ogniska.- Nigdy nie będę miał dość tego słodkiego uniesienia,które widzę na twojej twarzy, tej płomiennej reakcji.Zbliżył usta do jej ust i rozchylił jej wargi, jęknąwszy,gdy przycisnął ją mocniej.Odpowiedziała jękiem, znównapełniona palącą potrzebą, którą w niej wzbudził,pragnąc raz jeszcze połączyć się z nim w gorejącymzespoleniu ich żądz.Nagle odepchnął ją od siebie i potrząsnął głową,ciężko oddychając.176- Muszę się stąd wynosić, bo inaczej nigdy nie wyjdę- rzekł ochryple.- Wstąpię po ciebie o szóstej, Mandy.I pamiętaj, że to dość oficjalne przyjęcie.- Okay - zawołała, kiedy odchodził hallem.- Zobaczymy się pózniej.Amanda spędziła resztę tego dnia niby w cudownymśnie.Nie przypominała sobie, by kiedykolwiek przedtembyła równie szczęśliwa.Czuła się zaspokojona w sposób,jakiego nigdy dotąd nie doświadczyła, i czuła, że maszczęście - niebezpieczne szczęście, próbował ją ostrzecjakiś ponury wewnętrzny głos - miała bowiem mężczyznę, którego kochała, swoją karierę i przyszłość, którasprawiała wrażenie równie jasnej, jak księżyc w pełniw letnią noc.Rozdział 10Kiedy Amanda i Eryk przechodzili przez hall hoteluWaldorf-Astoria, Amanda lekko trąciła Eryka łokciemi przeszyła go pełnym wściekłości wzrokiem.- Nie powiedziałeś mi, że kolacja będzie w Waldorfie,Eryku - poskarżyła się żartem, rzucając na niego spojrzenie błękitnych oczy.- I ty to nazywasz dość oficjalnym przyjęciem"? Czuję się jak szmaciarka!Eryk roześmiał się tubalnie, odrzucając do tyłu ciemnowłosą głowę.Popatrzył na Amandę i potrząsnął głową.- Wyglądasz pięknie, kochanie, i wyglądałabyś tak,nawet gdybyś był a ubrana w szmaty.Amanda uśmiechnęła się, wciąż nie mogąc do końcauwierzyć, że ten wysoki, przystojny mężczyzna - któryjest biegły we wszystkim, co robi, od dyrygowaniapublicznością tak, jak czyni to dyrygent z orkiestrą,i pozyskiwania sobie sądu przysięgłych, poprzez przyrządzanie omletów, aż po uprawianie miłości - że tenmężczyzna ją kocha.Dzieliła z nim swe najintymniejszerozkosze, podobnie jak on z nią, ściskała go, rozpływałasię z nim w ekstazie, której nie doświadczyła z żadnyminnym mężczyzną.Wzięła go pod rękę i przeszli przez elegancki hall,spoglądając na witryny restauracji i sklepów pod arkadami, z których każdy posiadał odmienne dekoracjew innych barwach.179W końcu dotarli do sali, w której miała odbyć siękolacja i, podawszy swoje nazwiska jakiemuś ubranemuw smoking człowiekowi przy wejściu, zostali wprowadzeni przez wspaniałe podwójne drzwi o złoconych brzegachdo jednego z najpiękniejszych pomieszczeń, jakie Amanda kiedykolwiek widziała.Jego wysokie stropy wdzięcznie wyginały się w łuk, tworząc sklepienie w centrum sali,a krąg kopuły otaczały zwieszające się aż do podłogi,ozdobne, pozłacane girlandy.Znajdowały się tam setkiokrągłych stolików nakrytych białymi, lnianymi obrusami.Na każdym stole stał mały bukiecik róż i wysoka,cienka świeca.I niemal wszyscy byli ubrani oficjalnie:kobiety w sięgających do podłogi sukniach, mężczyznipod krawatem.Amanda spojrzała na Eryka rozszerzonymi oczyma.- Możesz w to uwierzyć? Teraz naprawdę czuję się jakszmaciarka! - zawołała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]