[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie byłaś mężatką, nie masz dziecka. I wcale nie chcę tego doświadczyć, jeśli potem mam być potrak-towana jak śmieć! rzuciła mi z pogardą. Ty zwariowałaś dodałai energicznym krokiem wyszła z pokoju. Ma trochę racji powiedziała mama po krótkim milczeniu. Jak to? spytałam apatycznie. No, nie wydajesz się zbyt.uszczęśliwiona.Zaczynasz mieć wąt-pliwości, prawda? Nie westchnęłam. Nie mam wątpliwości.Dla dobra wszyst-kich chcę spróbować jeszcze raz.Ale to nie jest w porządku.Czuję sięRLjak marionetka, którą on manipuluje.Jakby w ogóle nie dopuszczał moż-liwości mojej odmowy.Odzyskanie Jamesa ma być dla mnie cudownymzrządzeniem losu.Właśnie o to mu chodziło, żebym zrozumiała, jaka zemnie szczęściara! Ale czyż to nie szczęście dla ciebie, że masz drugą szansę? Niewszystkie kobiety ją otrzymują rzekła mama. Nie o takie szczęście mi chodzi. Bardzo chciałam, żeby zro-zumiała, o co mi chodzi.Sama też chciałam to zrozumieć. On chce,żebym czuła się szczęściarą, mimo że na to nie zasługuję.Jest dla mniemiły, chociaż wcale nie musi, ale jest dobrym człowiekiem.Robi to z do-broci serca.Czy też z innej przyczyny.Nie wiem.Ale to jest nie w po-rządku. Lecz jest miły dla ciebie. Mama uczepiła się jedynej ważnejdla niej rzeczy. Tak, ale. Ale co? Ale.ale.jest miły dla mnie w taki sposób, jak traktuje się nie-grzeczne dziecko, które bardzo nabroiło, ale uzyskuje przebaczenie.Można o mnie powiedzieć wiele, ale na pewno nie jestem niegrzecznymdzieckiem. Pewnie cierpisz na lekką paranoję mama starała się poddaćrozwiązanie. Wielkie dzięki, mamo". To nie było dla niego łatwe powiedziała. No wiesz, przy-jazd tutaj, przeprosiny, przyznanie się do błędu. Właśnie o to chodzi! Wcale mnie nie przeprosił, tylko przyznałsię do błędu. Claire, po prostu jesteś zdenerwowana.Nie przyjechał, zalewającsię łzami, z naręczem czerwonych róż, nie błagał, żebyś go przyjęła. A szkoda, bo to byłoby miłe. Kwiaty nie mają znaczenia.Liczy się miłość. Tak odrzekłam ponuro. Czuję się tak, jakby chwycił mnie wpotrzask! wybuchłam.W końcu zrozumiałam, co mi jest. MuszęRLcały czas zachowywać się wzorowo, bo w przeciwnym razie on znowumnie porzuci.Nie mogę powiedzieć na niego złego słowa, bo będzie todowód, że myślę tylko o sobie.Powinnam być mu wdzięczna, bo mnieznowu zechciał, ale już nigdy nie wolno mi uskarżać się na cokolwiek.On może zachowywać się, jak chce, a ja muszę trzymać buzię na kłódkę. Nie musisz znosić kolejnych wyskoków z jego strony rzekła znutką pogróżki w głosie. Niech tylko obije ci się o uszy cokolwiek oinnej kobiecie, natychmiast tu wracaj. Dziękuję, mamo. A tymczasem ciesz się z tego, że masz drugą szansę.Wykorzystajją.Postaraj się.Jestem pewna, że będziesz mile zaskoczona. Spróbuję obiecałam.W końcu co miałam do stracenia? Jest jeszcze coś powiedziała nieśmiało. Co? Nie wiem, jak ci to powiedzieć. O co chodzi? Powiedz mi, na litość boską! zażądałam. No więc. Wyglądała na zakłopotaną. Ten Adam dzwoniłdo ciebie.Adam!Poczułam gwałtowny skurcz w sercu.A może to odezwał się mój żo-łądek.Wszystko jedno coś skurczyło się ze mnie. Kiedy? spytałam, wstrzymując oddech.Byłam pod-ekscytowana, oszołomiona, radosna.Rozumiecie, poczułam się tak, jak powinnam się poczuć pod wpły-wem Jamesa. Kilka razy przyznała bardzo zażenowana. Wczoraj rano,wczoraj po południu, kiedy Spałaś.I wczoraj wieczorem, gdy nie było cięw domu. Dlaczego nic mi nie powiedziałaś? Sądziłam, że nie będę ci zawracać głowy, gdy ty próbujesz zała-twić swoje sprawy z Jamesem rzekła pokornie.RL Sama powinnam o tym decydować! rzuciłam ze złością.Nagleuderzyła mnie pewna myśl. Powiedziałaś mu, gdzie byłam wczoraj wieczorem? spytałamszybko. Powiedziałam, że wyszłaś na spotkanie z mężem broniła się. Dlaczego miałabym tego nie powiedzieć? Przecież to prawda. Tak, ale. urwałam.Jakie to miało teraz znaczenie? Przecież i tak zamierzałam wrócić doLondynu, do Jamesa.Z Adamem koniec.Ale musiałam się z nim zobaczyć.Pożegnać się, podziękować za to,że był dla mnie taki miły, że dzięki niemu poczułam się znowu piękna,powabna, interesująca i wyjątkowa. Zostawił swój numer? spytałam z nadzieją. Nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]