[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potem się odwróciła, żeby odebrać telefon.Patrickpatrzył na nią w oczekiwaniu na dalsze instrukcje.Wreszcie wstał i odczekał jeszcze chwilkę.Drzwi byłyzamknięte.Czy ma zapukać? Recepcjonistka skupiła się naekranie komputera, równocześnie rozmawiając przeztelefon.Patrick, po nieszczęsnej konfuzji w domu Maggiew nocy, a także dlatego, że już nawarzył sobie piwa,postanowił zapukać. Proszę odpowiedział głos z akcentem z Południa.Ten głos i mężczyzna, który stał obok smukłegobiurka z metalu i szkła, kompletnie zaskoczyły Patricka.Zokien, które sięgały od podłogi do sufitu, zobaczyłwierzchołki drzew i błękitne niebo.Braxton wyglądał, jakbypozował do zdjęcia na jednym z tych teł, zbyt pięknych,żeby były prawdziwe.Wysoki i potężny, z włosami przyprószonymi siwiznąBraxton wyciągnął do wchodzącego muskularną rękę. Pan pewnie jest Murphy.Niespodziewany uścisk zgniótł dłoń Patricka. Tak, sir. Za godzinę wybieram się na golfa, więc przepraszamza ubiór. W ustach Braxtona ubiór zabrzmiał jak dwaosobne słowa. %7łona kupuje mi te koszulki z małymgraczem polo.Koszulka była jasnoniebieska, spodnie khaki świeżowyprasowane.Skórzane mokasyny błyszczały. Chyba jej się zdaje, że zrobi modnisia ze swojegostaruszka. I znów dziwnie przeciągnął słowo staruszka.Posłał podwładnemu szczery uśmiech i wskazałkrzesło naprzeciw biurka. Jesteś żonaty, synu?To pytanie rozbroiło Patricka, choć starał się to ukryć. Nie, sir.W niczym nie przypominało to rozmowy z szefem,jaką wyobrażał sobie cały ranek. Jak znajdziesz tę jedyną, synu, nie wypuść jej z rąk.Braxton spojrzał na oprawioną fotografię w lewymrogu nieskazitelnie czystego szklanego blatu biurka.Kobieta wyglądała na młodszą i drobną w porównaniu domęża.Była opalona, miała szczupłe ręce i zmarszczkimimiczne w kącikach oczu.Na zdjęciu oboje nosili spodniekhaki i koszulki polo, ona różową, Braxton w innymodcieniu niebieskiego niż ta, którą włożył dzisiaj.Patrick nie wiedział, co odpowiedzieć, więc rzekł poprostu: Postaram się to zapamiętać, sir.Tym razem Braxton popatrzył mu w oczy. Dobrze się postaraj, synu. %7łartobliwy ton zastąpiłapowaga.W głosie pojawił się nawet cień smutku. Tonajlepsza rada, jakiej mogę każdemu udzielić.Jeśliznajdziesz coś dobrego, trzymaj się tego.Bez wahania postukał palcem wskazującym w teczkęleżącą na biurku. No to zobaczmy, co my tu mamy powiedział,otwierając teczkę.Dłonie Patricka zaczęły się pocić.Czy to możliwe, żebyten człowiek do tej pory nie wiedział, po co się z nimspotyka? Patrick zdał sobie sprawę, że wstrzymuje oddech,patrząc, jak Braxton wkłada okulary do czytania i zaczynakartkować. Dyplom z pożarnictwa mruknął, nie podnoszącwzroku. Jestem pod wrażeniem.To nie była rozmowa kwalifikacyjna.Patrick już miałpracę.Pytanie, czy jej nie straci.Albo czy wykształceniewpłynie jakoś na jego karę? Może szef postanowiłpotraktować go ulgowo, wiedząc, jak poważnie młodyczłowiek podchodzi do swojej profesji.Przecież zpewnością przeglądał wcześniej jego dokumenty. Podczas studiów pracowałeś jako barman.A nawetudzielałeś się w ochotniczej jednostce straży pożarnej.Godne podziwu.Patrick przesunął się z brzegu krzesła i usiadłwygodniej.Spocone dłonie położył na udach.Wszystkienadgodziny i całonocne dyżury w końcu się opłacą.Ktośwreszcie doceni jego wartość.Zaczął oddychaćswobodniej, a nawet powściągnął westchnienie ulgi. Pewnie bardzo zależy ci na tym, żeby byćstrażakiem? Braxton podniósł wzrok i posłał mu cierpkiuśmiech. Tak, sir.Patrick tak się rozluznił, że nie zauważył zbliżającegosię ataku. Synu, doszły mnie słuchy, że ratowałeś domkolejnego pedzia, który nie wykupił naszej polisy.Nie tylkostracisz pracę, ale ten twój lichy dyplom nie pozwoli ciznalezć nowej.Wiesz dlaczego? Ponieważ zrobię wszystko,żeby nikt, absolutnie nikt, cię nie zatrudnił, nie tylko jakostrażaka, ale nawet jako kominiarza.Braxton pokazał białe zęby w drapieżnym uśmiechu,po czym dodał, patrząc zimnym kamiennym wzrokiem: Myślisz, że uda ci się to zapamiętać, synu? Tak, sir. ROZDZIAA DWUNASTYWaszyngtonR.J.Tully wymacał małą kasetę w kieszeni prochowca.Kobieta z kamerą oddała mu ją zbyt chętnie.Zaproponowała nawet, żeby obejrzał nagranie w siedzibiestacji.Teraz, gdy patrzył na ciało leżące obok pojemnika naśmieci, wątpił, żeby było wiele do oglądania.Mordercawykonał brudną robotę, nim podłożył ogień.Tully niepotrzebował opinii ekspertów, żeby wskazać ślad ciągnącysię wzdłuż budynku.Ceglana ściana poczerniała i wciążczuło się zapach benzyny.Sądząc z tego i czasu drugiego wybuchu, oba pożaryzostały dokładnie zaplanowane.Prawdopodobnie sprawcyjuż od dawna tam nie ma.Może ogląda swoje dzieło wtelewizji, w domowym cieple, ten sam materiał, który Tullymiał teraz w kieszeni.Instynkt nie dawał jednak agentowispokoju.Wciąż wierzył, że podpalacz tam jest i obserwujewszystko z satysfakcją. Nie możemy zakładać, że ofiara ma coś wspólnego ztym budynkiem.Naprawdę? chciał powiedzieć, ale milczał.Poznał Brada Ivana, śledczego z Biura do sprawAlkoholu, Tytoniu, Broni Palnej i MateriałówWybuchowych, w skrócie ATF, dopiero w zeszłymtygodniu, ale talent tego człowieka do oczywistychstwierdzeń już zaczął działać mu na nerwy.Na domiarzłego Ivan miał irytujący nosowy głos.A gdy popadał wzamyślenie, dolnymi zębami przygryzał górną wargę, któraprawie znikała z widoku.Ten nerwowy tik upodabniał godo żującego konia. Nie sądzę, żeby tutaj dokonał zabójstwa zauważyła Racine, a mężczyzni przenieśli na nią wzrok.Dopiero po chwili do niej dotarło, że czekają nawyjaśnienie.Wskazała kciukiem za siebie. Cały tenkwartał to hotel dla bezdomnych.Podobnie było wprzypadku pożarów w zeszłym tygodniu. Wprost trudnouwierzyć, że żaden z nich tego nie zauważył
[ Pobierz całość w formacie PDF ]