[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Rozumiem pana.Ale chodzi jedynie o prostą, jak to się mówi, proceduralną sprawę.O ile mi wiadomo, w dniu śmierci pani Boynton opuścił pan po południu obóz w Petrze, by udać się na spacer.Czy to się zgadza?— Tak.Wszyscy poszliśmy na spacer… Wszyscy z wyjątkiem mojej matki i młodszej siostry.— Pani Boynton siedziała u wejścia do swojej groty?— Tak.Spędziła tam całe popołudnie.— Wiem.A państwo kiedy wyruszyli?— Chyba wkrótce po trzeciej.— O której wrócił pan z przechadzki?— Trudno mi to określić… Mogła być wtedy czwarta… Może piąta.— Innymi słowy spacer trwał godzinę lub dwie?— Coś koło tego… Tak.— Czy w drodze powrotnej minął pan kogoś?— Kogoś minąłem?— Aha… Dwie panie, które siedziały na głazie?— Nie przypo… Tak! Widziałem je chyba.— Był pan zbyt pogrążony w myślach, by zwracać uwagę na drobiazgi?— Rzeczywiście, proszę pana.— A po powrocie rozmawiał pan z matką?— Rozmawiałem.— Nie mówiła, że źle się czuje?— Nie.Odniosłem wrażenie, że jest zupełnie zdrowa.— Wolno zapytać o przebieg rozmowy? Lennox milczał.Następnie podjął:— Matka powiedziała, że wcześnie wróciłem, a ja przyznałem jej rację.— Znów przerwał.— Powiedziałem też, że jest bardzo upalnie.Później zapytała o godzinę i dodała, że jej zegarek stanął.Wziąłem od niej zegarek, nastawiłem, nakręciłem i założyłem jej na rękę.— Która wtedy była? — zapytał detektyw.— Co?— Na którą godzinę nastawił pan zegarek pani Boynton?— Aa… Na czwartą trzydzieści pięć.— A zatem wie pan dokładnie, o której wrócił pan do obozu? — podjął z całym spokojem Poirot.Boynton zarumienił się lekko.— Naturalnie, proszę pana! Gdzie ja mam głowę? Bardzo przepraszam, ale pogubiłem się jakoś.Jestem rozstrojony.Rozumie pan?— Rozumiem doskonale! Ma pan powód.Co dalej, proszę pana?— Zapytałem matkę, czy miałaby ochotę napić się czegoś… kawy… herbaty.Odpowiedziała, że nic jej nie potrzeba, więc poszedłem pod markizę.Nie było tam służby, ale sam znalazłem wodę sodową i ugasiłem pragnienie.Później usiadłem i zacząłem czytać starą gazetę.— Czy pańska żona przyszła też pod markizę?— Tak.Wkrótce po mnie.— A matki nie widział pan więcej przy życiu?— Nie widziałem.— Podczas rozmowy z nią nie odniósł pan wrażenia, że jest przygnębiona lub zdenerwowana?— Nie.Była taka, jak zawsze.— Nie wspomniała o nieporozumieniu z jakimś służącym?Lennox zdziwił się znowu.— Z jakim służącym? Nie, proszę pana.— I to wszystko, co ma mi pan do powiedzenia?— Tak sądzę.— Bardzo panu dziękuję.Lekko skłonił głowę.Rozmowa była skończona.Jednakże przy drzwiach Lennox zawahał się i przystanął.— Nie ma pan innych pytań?— Nie.Może będzie pan łaskaw poprosić małżonkę.Lennox Boynton wyszedł powoli, a gdy zamknął za sobą drzwi, mały Belg skreślił szybko na leżącym przed nim bloku: „L.B.4.35”.Rozdział XVIDetektyw spojrzał ciekawie na wysoką, pełną godności młodą kobietę, która weszła do pokoju.Podniósł się i ukłonił szarmancko.— Pani Nadine Boynton? Herkules Poirot, do usług.Usiadła, spojrzała prosto w twarz detektywa.— Mam nadzieję, że nie weźmie mi pani za złe, iż niepokoję panią w dniach żałoby?Przyglądała mu się uważnie, śmiało, lecz nie odpowiedziała od razu.— Sądzę, że najlepiej postąpię, jeżeli będę z panem zupełnie szczera — zaczęła po chwili.— Z całą pewnością, proszę pani.— Wspomniał pan o moich dniach żałoby.Takich dni nie przeżywam i wszelkie udawanie poczytywałabym za bezcelowe.Nie kochałam świekry i otwarcie mówiąc, nie boleję z powodu jej śmierci.— Dziękuję pani za szczerość i zaufanie.— Nie myślę udawać żalu, mimo to odczuwam wyrzuty sumienia.— Wyrzuty sumienia? — powtórzył ze zdziwieniem.— Tak, proszę pana.Ja za jej śmierć odpowiadam i z tego powodu poczuwam się do winy.— Mówi pani serio?— Zupełnie serio.To ja spowodowałam śmierć mojej świekry.Działałam w dobrej wierze, lecz skutki okazały się fatalne.Zabiłam ją.— Zechce pani wyjaśnić to w sposób bardziej zrozumiały? — Poirot wyprostował się na krześle.— Oczywiście
[ Pobierz całość w formacie PDF ]