[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- To nie jest konieczne.- Roger odezwał się po raz pierwszy od początkuposiłku.- Naprawdę.Mieliśmy oglądać najnowszy film Olivera.Jeszcze nie wszedłdo kin.Musimy pani jakoś wynagrodzić noc w nawiedzonym domu, prawda?Jej uśmiech przypominał grymas.- Och, nie.Nie chciałabym państwu przeszkadzać.Pójdę już.Dziękuję zawszystko.- Jest pani pewna?Kiwnęła głową.Jeśli Pyle za chwilę się nie zamknie, odwróci się i zwyczajnieprzed nim ucieknie.- Proszę zadzwonić, gdyby pani czegoś potrzebowała - powiedziała Kym.-Niebieskim przyciskiem może pani wezwać ochronę.- A jak zobaczy pani ducha.- odezwał się Oliver.- Cóż, chyba wie pani, cowtedy robić, prawda?Rozchylił usta.Chess pomyślała, że pewnie się uśmiechnął, ale wyglądało totak, jakby miał zamiar ją pożreć.Uciekła.***Drzwi do gabinetu były zamknięte.Drżącymi rękoma zaczęła majstrować przyzamku, usta wypełniły jej się śliną.Musiał je tu trzymać.No bo gdzie indziej?Zamek puścił i wślizgnęła się do środka.Wokół panował mrok.Prawdziwymrok.Rolety były zasłonięte i nie wpuszczały do środka bladego światła.Nazewnątrz szalała burza, a wokół domu hulał wiatr.Nie słyszała go w jadalni, ale tutajświst był bardzo wyrazny - dziki gniew niebios, który dawał o sobie znać.Chesszadrżała.Była cała spocona.Ruszyła do biurka.Nic.Same papiery, mnóstwo papierów.Normalnie by ją zainteresowały, aleteraz ledwo rzuciła na nie okiem.Niby w czym mogły jej pomóc? Jakie znaczeniemiał rezultat tej cholernej sprawy? Potrzebowała pigułek.Tylko to się liczyło.Kiedy dotarła do ostatniej szuflady, z jej gardła wydobył się cichy jęk.Nadalnic.%7ładnych torebeczek skrywających wielokolorowe obietnice.%7ładnych kopert,portmonetek, żadnych.Cholera jasna! %7ładnych pigułek, żadnych prochów.Za plecami miała barek wypełniony błyszczącymi butelkami i kryształowymikieliszkami.A nad nim niewielki telewizor i odtwarzacz.Chess ruszyła w jego stronę.Czuła, że nogi ma jak z waty.Panika wcale jej nie pomagała.Fizycznie nie czuła się jeszcze najgorzej.Wszystko ją swędziało, pociła się, była trochę roztrzęsiona.I bolała ją głowa.Ale ztym mogła sobie poradzić.Wiedziała jednak, że będzie coraz gorzej.Czekała na to.Otworzyła barek i zaczęła przestawiać butelki.Może Pyle trzymał za nimitowar? Barek to całkiem niezła kryjówka, no nie?Jakaś część jej samej obserwowała się z boku, zniesmaczona tym, co widziała.Chodziła na czworakach, szukając narkotyków, które zamierzała ukraść z domuklienta.Reszta miała to gdzieś.Wcale jej to nie dziwiło.W końcu tym właśnie była.Zaćpaną czarownicą.Niczym.Nikim.W szafce z segregatorami też nic nie znalazła.Zestawienia finansowe, na któreledwo spojrzała, i kilka fotek Kym przebranej w niegrzeczny strój Dobrotliwej.Na półkach leżały książki, a w ścianach nie znalazła żadnych sekretnych paneliani sejfów ukrytych za kiczowatymi obrazkami.Pokój był czysty.Więc gdzie, do cholery, trzymał prochy? Nie w sypialni, nie w gabinecie.Gdzie? Na miłość boską, gdzie?Wiedziała, że gdzieś je miał.Musiał je gdzieś schować.Widziała to w jegooczach.Gdzie, do cholery, trzymał pigułki?Po jej twarzy pociekły łzy.Niczego nie znalazła, cepty zostały w domu, a nazewnątrz szalała śnieżyca.Była w pułapce.I nie mogła zrobić absolutnie nic, żeby się stąd wydostać.Nie wiedziała, kiedy poczuła ten zapach.Nie zwracała na niego uwagi, aż wkońcu tylko tę woń dało się zauważyć.Była tak silna, że niemal mogła jej dotknąć.Poczuła ssanie w żołądku i nie miało to nic wspólnego z brakiem pigułek.Wstała i.Zobaczyła ducha.Stał, a właściwie stali, odwróceni do niej plecami.Ta sama scenka, którąwcześniej opisał Taylor.Mężczyzna z siekierą, który trzymał w ręku coś, co mogłowyglądać jak kupa piachu, gdyby nie poszarpana na dole skóra.Szyja, w miejscu, wktórym ją przeciął.Za nim stała druga postać, wyciągając przed siebie sękate dłonie.Powiewającasuknia opinała jej ciało - kobieta.Stali między nią a drzwiami.Normalnie próbowałaby uciec, ale teraz wątpiła,żeby jej nogi dały radę tak szybko się poruszać.%7łołądek jej się ścisnął.Nie wiedziała, czy to przez zapach, narkotykowy głódczy duchy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]