X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin nie doszło do zabójstwa,może problem sam się rozwiązał? Henry sięgnął po płaszcz i wyszedł z mieszkania. Poranne gazety powinny już wyjść, kupię jedną." Czekając na windę, zerknął na zegarek.6:10.Owiele pózniej, niż sądził. Mam nadzieję, że uda mi się wrócić bez stawania w ogniu".Słońcewschodziło, o ile dobrze pamiętał, około 6:30.Nie zostało mu wiele czasu, ale musiał wiedzieć, czydoszło do kolejnego morderstwa, na wypadek gdyby kompletnie irracjonalne poczucie winy, jakim sięobarczał, bo nie znalazł i nie powstrzymał dziecka, Zrobiło się jeszcze większe.Dziennik krajowy można było kupić w budce tuż obok budynku, w którym mieszkał Henry.Nagłówekskupiał się na przemowie o stosunkach Północy z Południem, jaką premier wygłosił na Filipinach.- Założę się, że przynajmniej do połowy maja będzie pracował na Południu - stwierdził Fitzroy, pod-ciągając kołnierz płaszcza bliżej szyi, gdy zimny wiatr powiał zza budynku i wycisnął mu łzy z oczu.Najbliższa budka z brukowcami stała na drugim końcu przecznicy, po przeciwnej stronie ulicy.Niebyło potrzeby szukać innej gazety z lokalnymi wiadomościami, ale Henry wierzył głęboko w nagłówkitabłoidów.Zaczekał na światłach, aż przez Bloor Street przetoczy się stalowa awangarda porannegoruchu, i przeszedł na drugą stronę, owijając się szczelnie płaszczem, żeby utrzymać ciepło.TRAGICZNA PORA%7łKA LEAFS�WTragedia, jeśli chodzi o rozgrywki, ale nie tragedia, jakiej obawiał się Henry.Z poczuciem głębokiejulgi podszytej odrobiną złości - w końcu Leafsi byli w najgorszej dywizji NHL - wcisnął gazetę podpachę, odwrócił się i uświadomił sobie, że słońce zaraz pojawi się na horyzoncie.Czuł, jak wschód drży na granicy świata, i z całej siły starał się nie panikować.Winda, czerwone światło, nagłówki - to wszystko zabrało mu więcej czasu, niż powinno.Nieważne,jak mógł do czegoś takiego dopuścić, mając czterysta pięćdziesiąt lat doświadczenia w unikaniusłońca.Liczył się tylko powrót do bezpiecznego mieszkania.Podświadomie czuł już żar słońca,jeszcze nie fizyczny, choć to się wkrótce miało zmienić, ale świadomość zagrożenia, tego, jak bliskobyła śmierć.Zwiatło na przejściu znowu zrobiło się czerwone, małe drwiące słoneczko zamknięte w pudełku.Pod-czas gdy serce biciem odmierzało czas.Henry rzucił się przez ulicę.Pisnęły hamulce i gwałtownieuniesiony przez hamowanie przód vana otarł jego udo.Wampir zignorował gwałtowny ból iprzekleństwa kierowcy, oparł się o maskę samochodu i przecisnął przez szczelinę niewiele szerszą odjego ciała.Niebo stało się szare, potem różowe, a wreszcie złote.Podeszwy skórzanych butów donośnie uderzały o chodnik, kiedy Henry pędził, kryjąc się w cieniu,który już pożerało słońce.Niemal deptało wampirowi po piętach.Panika walczyła w nim zotępieniem, jakie na jego rodzaj sprowadzało światło dnia, ale to panika wygrała.Dopadłprowadzących do budynku drzwi z matowego szkła sekundy przed słońcem.Dosięgło tylko wierzchu jego dłoni, zbyt wolno wciągniętej w bezpieczne miejsce.Przyciskając ją do klatki piersiowej, Henry wykorzystał ból, by zmusić się do pójścia w stronę windy.Chociaż rozproszone światło padające przez szybę już nie parzyło, wciąż nie był bezpieczny.- Wszystko w porządku, panie Fitzroy? - zatroszczył się ochroniarz, otwierając przyciskiem we-wnętrzne drzwi.Niezdolny do skoncentrowania się, Henry zmusił własną głowę, by odwróciła się w stronę ochro-niarza.- Migrena - wyszeptał i chwiejnym krokiem wszedł do windy.Sztuczne światło ocuciło go trochę, mógł więc iść korytarzem, tylko częściowo opierając się o ścianę.- Vicki, proszę!Drgnęła.Wizyta u okulisty nigdy nie wprawiała jej w dobry nastrój, a całe to skupianie raz lewego,raz prawego oka przyprawiało ją o porządny ból głowy.- Co? - warknęła przez zaciśnięte zęby, którychPrzez chwilę bał się, że nie będzie w stanie użyć klucza, ale jakoś otworzył ciężkie drzwi, zamknął je izasunął zamki.Tu było bezpiecznie.Bezpiecznie.To słowo zaniosło go do sypialni, gdzie grube rolety odmawiały wstępu słońcu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl
  • Copyright � 2016 (...) chciałbym posiadać wszystkie oczy na ziemi, żeby patrzeć na Ciebie.
    Design: Solitaire

    Drogi uĚźytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.