[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Niewiele wiemy - odezwał się sir John.- Joel jakby rozpłynął sięw powietrzu.Wyszedł ze spotkania ze wszystkimi i razem z JamesemHunterem zdecydował się wracać pieszo.- Nie powinni byli tego robić w obcym miejscu -powiedziała ladyGreenham.- Ale co się robi w związku z tą sprawą?- Przedsięwzięto pewne kroki - poinformował mnie sir John.- Wi-dzisz, to sprawa polityczna.Rząd chce dojść prawdy.dyplomatycznie.W końcu to była misja rządowa.Jednocześnie chce uniknąć zaostrzeniastosunków z Bugandą.- Więc rząd uważa, że to zniknięcie jest związane ze sprawą, w któ-rą Joel był zaangażowany?70- Taka jest wersja oficjalna.Nie sądzę, aby chodziło tu o zwykłyrabunek i ewentualne.pozbycie się ofiary.- John! - krzyknęła lady Greenham.- Boże drogi! Nie mów takichrzeczy!- Kochanie, musimy być na wszystko przygotowani.W takich miej-scach spacery po nocy nie są bezpieczne.- Joel na pewno by nie ryzykował - zaprotestowała lady Greenham.- Wiesz, jak było - mówił dalej sir John.- Cała delegacja nie zmie-ściła się w powozie, więc najmłodsi zaproponowali, że pójdą pieszo.- I zaginęli w drodze do hotelu - dokończyłam.- No, właśnie.- Ale powiada pan, że władze podjęły jakieś działania? Nie zostawiliich samym sobie?Sir John skinął głową.- Możesz być pewna, że zrobią wszystko, co w ich mocy.- Cieszę się, że przyszłaś się z nami zobaczyć -powiedziała ladyGreenham.- %7łyjemy w takim napięciu.Dobrze zrobiłaś, że pojechałaśdo Kornwalii.- Moja siostra chciała mnie dłużej zatrzymać, ale w związku z tym,co się stało.Sir John nachylił się i poklepał mnie po dłoni.- Zawsze czuliśmy, że Joel jest ci bliski.- Szczerze mówiąc.przed jego wyjazdem odbyliśmy pewną roz-mowę.Mieliśmy zamiar ogłosić nasze zaręczyny, kiedy Joel wróci zBugandy.Oboje Greenhamowie uśmiechnęli się do mnie.- Joel wróci - pocieszał mnie sir John - i wtedy zabrzmią weselnedzwony.Szkoda, że.Wiedziałam, o czym myśli.Nie będzie tak, jak zaplanowaliśmy.Za-braknie mojego ojca, inicjatora całego planu.Ojciec zginął z ręki zabój-cy bez skrupułów, a narzeczony zniknął bez śladu.Zastanawiałam się, co mnie jeszcze czeka.Kiedy rozmawiałam z Greenhamami, pojawił się Gerald Greenham.Między nim a Joelem był tylko rok różnicy.Bracia byli bardzo ze sobą71zżyci.Gerald służył w armii.Był sympatyczny i tryskał energią.Bra-kowało mu jednak tej subtelności, która tak bardzo podobała mi się uJoela.On także mówił o zaginięciu brata.W całym domu nie mówiono oniczym innym.Gerald uważał, że nie podjęto dostatecznych starań, bydowiedzieć się, co zaszło.Sir John zaoponował, twierdząc, że w takich wypadkach nie podajesię wszystkich szczegółów do wiadomości publicznej.Gerald upierał się przy swoim zdaniu.Potem spytał, co u mnie sły-chać, i nagle zreflektował się, przypomniawszy, że przeżyłam jeszczewiększą tragedię.Oni przynajmniej mogli mieć nadzieję.Zbierałam się do domu, sir John zaproponował, byGerald mnie odprowadził.Brat Joela ochoczo przystał na tę propo-zycję.Kiedy jechaliśmy dorożką, wyznał:- To wielki cios dla rodziców.Starają się tego nie okazywać, alewiem, ile ich to kosztuje.- Trudno się dziwić.- Zaczynam tracić cierpliwość.Czuję potrzebę działania.- Co możesz zrobić?- Słuszne pytanie.Nie zniosę dalszego siedzenia w domu i czekaniabezczynnie na rozwój wypadków.Denerwuje mnie to.- Zrozumiałe.- Twoje odczucia muszą być podobne.Wiem, że byliście sobie bli-scy.- Tak bym chciała, żeby wrócił.- Mam ochotę pojechać tam i przeprowadzić prywatne śledztwo,oczywiście.dyskretnie.Nikt nie mógłby wiedzieć, że jestem bratemJoela.- Myślę, że rząd może więcej zdziałać niż osoba prywatna.- To zależy.Chciałbym jednak spróbować.Przyglądałam mu sięspod oka.Zarys jego szczękizdradzał człowieka obdarzonego wielką energią.W oczach wi-działam determinację.72Bardzo go lubiłam.Szczerze zależało mu na odnalezieniu brata.%7łe-gnając się z Geraldem, czułam się nieco podniesiona na duchu.Mijały tygodnie.Znowu przyszły dwa listy od Belindy; jeden domnie, drugi do Celeste.Kiedy je dostałyśmy, Belinda była już w dro-dze.Pojechałam do Manorleigh, ale nie zatrzymałam się tam na długo, bochciałam być w Londynie.Nocami przestałam wyglądać z niepokojemprzez okno w sypialni.Po kilku tygodniach takich praktyk przekonałamsię, że nikt nie wystaje na ulicy pod domem.Odbyłam jedną czy dwie sesje z adwokatami, którzy długo i zawiletłumaczyli mi zasady funkcjonowania funduszu powierniczego.Słucha-łam niezbyt uważnie.Moje myśli zaprzątał los Joela.Minął ponad miesiąc od jego zniknięcia i ogarniały mnie wątpliwo-ści, czy go jeszcze kiedyś zobaczę.Od czasu do czasu odwiedzałam Greenhamów.Ciągle żyli nadzieją.Czas płynął.Celeste, która uważała, że jest za mnie odpowiedzialna, doszła downiosku, że powinnyśmy zakrzątnąć się wokół moich spraw.Stwierdzi-ła, że w moim wieku należy wejść w świat" i gdyby ojciec żył, napewno by się tym zajął.- Chociaż wydaje mi się - dodała - że wolałby odwlec tę chwilę.Bałby się, że gdy wyjdziesz za mąż, opuścisz go.Położyłam rękę na jej dłoni.Ogarnęło nas wzruszenie i zamilkłyśmy.Celeste otrząsnęła się pierwsza.- Chyba jeszcze trochę się wstrzymamy.Zbyt wiele na nas spadło.- Cejeste, ja nie muszę wchodzić w świat - powiedziałam.- Niemam na to ochoty.Jeżeli.kiedy Joel wróci, pobierzemy się.Bale niesą dla kobiet zamężnych.- Na pewno wróci - powiedziała z przekonaniem Celeste.Spojrzałyśmy na siebie ze smutkiem.- A niedługo - dodała Celeste - zjawi się u nas Belinda.- Zajmiemy się wprowadzeniem jej w świat - wyszeptałam.- Myobie.73Nie do wiary, jak często osoba Belindy pojawiała się w naszychrozmowach.BelindaA potem, pewnego wiosennego dnia, statek African Star", z Belindąna pokładzie, zawinął do portu w Tilbury.Wyjechałyśmy do Tilbury na powitanie Belindy.Poznałam ją od ra-zu.Ciemnowłosa i czarnooka, miała w sobie coś z urody Leah z do-mieszką czegoś egzotycznego, odziedziczonego zapewne po francu-skich przodkach.Jej cechą charakterystyczną była ogromna witalność,która ujawniła się już w dzieciństwie.Belinda tryskała radością życia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]