[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Myślę, że dla Dominica był to naprawdę przełomowy moment.Do tej pory byłsamowolny, ale to była tylko młodzieńcza poza.Wiele razy jezdził do Beechwood, a mynaturalnie myśleliśmy, że lubi towarzystwo ludzi, którzy zajmowali ten dom.Wydawało się,że nie ma w tym nic złego, choć ojciec przestrzegał go, że właściciel domu nie powinienzbytnio spoufalać się z ludzmi, którym go wynajmuje.W okolicy przybywało mieszkańców iwkrótce Beechwood zostało otoczone innymi posiadłościami; dom w dalszym ciągu robiłwrażenie, może nie był najbardziej elegancki, ale solidnie zbudowany - taki, który możeprzetrwać wieki.Dominie był coraz bardziej nieuchwytny - rzadko go widywaliśmy.Alezaniepokoiliśmy się dopiero parę lat pózniej, gdy policja poinformowała ojca o licznychskargach na zachowanie mieszkańców Beechwood.Myślę, że ojciec stracił już wtedynadzieję, iż Dominie pójdzie w jego ślady i, w zasadzie, w tym czasie ja przejęłam obowiązki.Byłam, jak to się mówi, starą panną - nie wiem dlaczego, nie sądzę, żebym w tamtym okresiebyła nieatrakcyjna; prawdopodobnie przemysł okrętowy interesował mnie bardziej niżmężczyzni.Myślę, że dla ojca to była ogromna ulga, że ma kogoś, na kim może polegać,komu może zaufać i kto może mu pomóc w prowadzeniu interesów.Obawiam się, że matka,niech Bóg ma ją w swojej opiece, nie interesowała się niczym.Ożywiała się tylko wobecności Dominica, co, rzecz jasna, nie zdarzało się zbyt często.Panie Bishop, ledwiespróbował pan swojego drinka.Może wolałby pan coś mocniejszego?- O, nie, dziękuję.Sherry jest wspaniałe.- Może więc będzie pan uprzejmy dolać mi.Panno Kulek, napije się pani jeszcze?Jessica podziękowała i Bishop wziął pusty kieliszek z rąk starej damy i postawił nasrebrnej tacy, leżącej na małym, ozdobnie rzezbionym stoliku.Gdy nalał, zagadnął pannęKirkhope:- Co właściwie działo się w Beechwood? Niepokój pogłębił liczne zmarszczki natwarzy starej kobiety.- Jakaś nowa sekta religijna zrobiła z tego domu swój kościół - Zwiątynia ZłotejZwiadomości, tak ją chyba nazywali.Albo równie głupio.W tamtych czasach było tylebezsensownych stowarzyszeń.- Wyraz zaniepokojenia na jej twarzy ustąpił miejscapogardzie.- Niestety, w dalszym ciągu istnieją - wtrąciła Jessica.- Panno Kirkhope, czy pani brat przyłączył się do tej sekty religijnej? - spytał Bishop,podając jej sherry.- Och, tak, należał do niej.Wtedy był już pełnoprawnym, praktykującym członkiem.Mój ojciec ukrywał przede mną i przed moją matką bardziej drastyczne szczegóły, ale sądzę,że orgie seksualne odgrywały znaczną rolę w ich praktykach.Przypuszczam, że mogliby toukryć, gdyby nie robili tak potwornego hałasu.Zaprotestowali sąsiedzi.Ojciec natychmiastunieważnił umowę i oczywiście kazał mieszkańcom Beechwood i ich dziwnym przyjaciołomopuścić dom.Dominie nie pokazywał się, gdzieś się ukrył.Niewątpliwie się wstydził.- Kim byli ci mieszkańcy? - spytała cicho Jessica.- Och, nie pamiętam już ich nazwisk, to było tak dawno temu.Mężczyzna i jego żonalub kochanka - nie jestem już pewna, w każdym razie musieli być obłąkani.- Dlaczego pani tak sądzi? - spytał Bishop.- Nie chcieli opuścić domu.Wiem, że nie ma w tym jeszcze nic dziwnego, ale gdypoinformowano ich, że zostaną usunięci siłą, wybrali dziwne rozwiązanie.- Co zrobili? Zabarykadowali się?- Nie - odpowiedziała łagodnie panna Kirkhope.- Zabili się.Bishop poczuł, że mięśnie ma napięte, a gdy spojrzał na Jessikę, stwierdził, że po niejrównież widać zdenerwowanie.- Z jakiegoś powodu - kontynuowała stara dama - nikt już potem nie zamieszkał nastałe w Beechwood.Sąsiedzi rozsiewali plotki, puszczali rozmaite pogłoski.To zrobiło swoje.Ludzie wprowadzali się, mieszkali przez parę miesięcy - i uciekali stamtąd.Myślę, że nikt niemieszkał tam dłużej niż rok.Matka umarła, stan zdrowia ojca znacznie się pogorszył i siłąrzeczy byłam coraz bardziej pochłonięta interesami, a Beechwood pozostało na marginesiespraw, którymi się zajmowałam.Mieliśmy agentów, oni opiekowali się naszymiposiadłościami i rzadko niepokoili nas, oczywiście dopóki nie pojawiły się jakieś nietypoweproblemy.Muszę przyznać, że nie myślałam wiele o Beechwood podczas tych lat.- Co się stało z pani bratem? - zainteresowała się Jessica.- Czy wrócił kiedyś do tegodomu? Z wyjątkiem oczywiście.ostatniego razu.- Nie wiem.Możliwe.Prawdopodobnie.Jak mówiłam, Beechwood fascynowało go wszczególny sposób.Po tym skandalu tak naprawdę spotkałam się z Dominikiem tylko raz,kiedy umarł ojciec.Niech pomyślę.to mógł być rok 1948.Przyszedł po należną mu częśćspadku.Chętnie zrezygnował ze wszystkich praw do rodzinnych interesów, ale byłzmartwiony tym, że pozbawiono go nieruchomości.Ojciec, raczej rozsądnie, pozostawiłwszystko mnie.Pamiętam, że brat chciał kupić ode mnie Beechwood, ale odmówiłam,przypomniawszy sobie, co przydarzyło się tam w przeszłości.Był wściekły, jak niegrzecznymały chłopiec, który nie dostał obiecanej zabawki.- Uśmiechnęła się, ale to było smutnewspomnienie.- Pózniej nie widywałam go często, zresztą nie miałam na to ochoty.Niepodobało mi się to, co się z nim stało.- Co to było, panno Kirkhope?Poważnie, choć z uśmiechem, spojrzała na Bishopa.- To moja tajemnica, panie Bishop.Ja tylko słyszałam opowieści rozmaitych ludzi inie mam dowodów, że mówili prawdę; ale bez względu na to, czy mieli rację, czy nie, niechcę już na ten temat rozmawiać.- Jej szczupłe, białe dłonie ścisnęły szklankę, palce złączyłysię ze sobą.- Dom przez wiele lat pozostawał pusty, dopóki nie zdecydowałam się wystawićgo na sprzedaż z innymi nieruchomościami, które posiadałam.Nie byłam już w stanie wskuteczny sposób prowadzić interesów i przekazałam obowiązki w bardziej odpowiednieręce.W dalszym ciągu byłam nominalnym członkiem zarządu, ale praktycznie nie miałamwpływu na prowadzenie spółki.Sprzedałam nieruchomości, gdy firma potrzebowałaszybkiego zastrzyku gotówki, ale obawiam się, że przyniosło to jej tylko chwilową ulgę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]