[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tym że nie dopilnowałszczegółów.%7łe przechytrzyła go śmierć albo co gorsza jakiś inny żebrak zahartowany przezzagładę.Czasem wydaje mi się że trzyma mnie tu tylko po to żeby ktoś mógł poświadczyć jakumiejętnie wygrywa każdy dzień.Zastanawiam się czy ten numer poprzedniej nocy nie miał mipo prostu uświadomić, że to on.%7łe to on gwarantuje nam przetrwanie każdego dnia.Pamiętajo tym, Hig.Słyszałem kiedyś dowcip o rozbitym statku.Słyszałem go dawno temu kiedy nastoletnichłopcy wieszali na ścianach plakaty z modelką Trippą Sands.Dziewczyną z okładek wszystkichmagazynów.Trippa jest na wakacjach na dużym statku wycieczkowym, który wpada na rafę naMorzu Karaibskim i tonie.Woda wyrzuca ją na bezludną wyspę z moim kumplem Jedem.Niktinny nie przeżył.Morze rzuca parę rozbitków na plażę, fale chrzczą ich pianą, ubrania mająw strzępach, są prawie nadzy, i spoglądając sobie w oczy zdają sobie sprawę ze swojejniezwykłej samotności a miłość spada na nich niczym kokos z palmy.Zakochują się w sobie bezpamięci.Na szczęście na wyspie jest pod dostatkiem nisko zwisających owoców i świeżejsłodkiej wody i ostryg i ryb które wskakują do ich plecionych koszyków, więc zdobywaniepożywienia jest łatwe i mają mnóstwo wolnego czasu na patrzenie sobie w oczy i kochanie sięz taką szaleńczą intensywnością, jaką pewnie wywołuje apokalipsa.Jakiś tydzień pózniej Jedmówi:Tripp?Ach.Hmmm.Słucham, mój nienasycony ogierze.Mam do ciebie prośbę.Co tylko zechcesz, moja piaskowana maszyno miłości.Dla ciebie wszystko.Czy możesz przez kilka dni nosić mój kapelusz kowbojski?No pewnie, dlaczego nie!Następnego dnia mówi:Trippa?Słucham, przystojniaku?Mam do ciebie prośbę.Co tylko zechcesz, brzoskwinko.Czy możesz namalować sobie wąsy tym kawałkiem węgla?Hmm.No dobrze, zrobię to dla ciebie, mój rosły kumkwacie.Następnego dnia właśnie skończyli kochać się bez przerwy przez cały cykl przypływu.Siedzą na szylkretowej ławce patrząc jak burza ciska pioruny po lazurowej wodzie, Trippaw kapeluszu i z wąsami, a Jed mówi:Kotku?Słucham misiaczku.Ee, czy mogę mówić do ciebie Joe ?Hm, no dobrze, mój ty nurkujący rekinie.Jed chwyta ją za ramiona i potrząsa mocno.Joe! woła.Joe! Joe! Pieprzę się z Trippą Sands!Nadal mnie śmieszy.Od razu myślę o sobie i Bangleyu, co już nie jest takie zabawne.%7łemam być jego Joem żeby miał komu pokazać jak świetnie umie przetrwać.Niezle napierdalamz tym przetrwaniem, co, Hig? Nie powiedział mi nic więcej o swoim wychowaniu, poza tym że tonie tak jak myślisz, ale wyobrażam sobie że na jego matce, o ile miał matkę, niewiele rzeczyrobiło wrażenie.No cóż.Chyba tak.Mówię to Jasperowi, który przesunął się na fotelu tak że terazz Valdeza zwisa mu głowa, ale nadal chrapie.Kładę dłoń na krótkiej sierści na jego żebrachi głaszczę.Chodzmy polatać.*Jest pózne popołudnie, mój ulubiony moment po świcie.Nabieram paliwa.Dystrybutorpaliwa jest zasilany osobnym panelem słonecznym.Dawniej używałem akumulatora i falownika,ale akumulator padł, więc podłączyłem panel bezpośrednio do falownika i teraz mogę nabieraćpaliwa tylko wtedy gdy świeci słońce, a teraz świeci.Mam pompę ręczną na wszelki wypadek,ale to męka.Napełniam bak ze składanej drabinki przez zakręcane wloty na każdym skrzydle i toprawdziwa męka stać na ziemi i pompować i kontrolować poziom paliwa, który sprawdza sięwchodząc na górę i zaglądając do zbiornika przez otwór.Mogę szacować i być blisko ale dużołatwiej po prostu stanąć tam i wcisnąć spust pistoletu dystrybutora i usłyszeć kojący elektrycznyszum i terkot cyferek przeskakujących na liczniku tak jak kiedyś przy tankowaniu samochodów.Kiedyś.Wciąż mnóstwo benzyny na świecie ale problem polega na tym, że benzynasamochodowa zwietrzała i zepsuła się rok albo dwa po.Niskoołowiowa setka której używampozostaje stabilna przez jakieś dziesięć lat.Więc spodziewam się że któregoś dnia ją stracę.Mogę dodawać stabilizator firmy PRI i ciągnąć na niej jeszcze z dziesięć lat.Potem będę musiałposzukać paliwa do odrzutowców, czyli kerozyny, która nie psuje się praktycznie nigdy.Wiemgdzie ją znalezć najbliżej.Wiem, że jestem teraz jedynym żyjącym człowiekiem który to wie,albo przynajmniej wie jak ją wydobyć.Ale za każdym razem, kiedy ląduję na lotnisku RockyMountain, czuję się bezbronny jak nigdzie indziej.Jest za duże.Ogromne stare lotnisko dlaodrzutowców z mnóstwem budynków, hangarów, magazynów i dystrybutorów i stalowychstanowisk do tankowania na odkrytym terenie.Kiedy będę musiał, zrobimy naradę wojenną z Bangleyem.Może trzeba będzie zwinąćobóz.Niewyobrażalne.A może będę go musiał po prostu zabierać ze sobą, żeby mnie osłaniałprzy każdym tankowaniu, z czego miałby niezły ubaw, ale Erie zostawałoby niestrzeżoneprzynajmniej przez pół godziny.Jasper siedzi na swoim fotelu a ja kołuję, mijając rzędy wciąż jeszcze zakotwiczonychprywatnych samolotów.Wszystkie mają przebite albo zniszczone opony, wiele spękane od graduprzednie szyby.W niektórych liny przetarły się i zużyły i puściły na silnym wietrze, a samolotyprzewróciły się lub wtoczyły na inne po drugiej stronie płyty postojowej albo dalej.Minionejwiosny mieliśmy wichurę i piper super cub zerwał się i wbił w okno na drugim piętrzewymyślnego domu naprzeciwko pasa startowego, przy Piper Lane, i dobrze się stało.Zielonatabliczka z nazwą ulicy jak gotowa tabliczka nagrobna.Dlaczego nie latam jakimś super cubem albo huskym? Którymś smukłym tandemem(jedno miejsce z przodu, drugie z tyłu), czymś bardziej zwrotnym czym można pikowaći lądować na krótkim pasie, można w zasadzie lądować i startować z kortu tenisowego? Dlaczegolatam moją osiemdziesięcioletnią czteroosobową cessną?Bo fotele są obok siebie.A Jasper może być moim drugim pilotem.Prawdziwy powód.Lecąc przez cały czas do niego mówię i strasznie mnie bawi że on przez cały czas udaje że mnienie słucha.Kołujemy między rzędami.Są tu naprawdę piękne samoloty.Ich kolorowe pasy, błękity,złota i czerwienie blakną.Ich numery
[ Pobierz całość w formacie PDF ]