[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tłuścioch odczuwał autentyczną radość, a rejs dookoła Manhattanu uważał zajedno z dwóch, rzeczywiście ważnych dorocznych wydarzeń w mieście.Drugą takąistotną imprezą był ekskluzywny bal w jednym z luksusowych hoteli, urządzany przeztak zwany Krąg Wewnętrzny.Rejs inicjowały organizacje prasowe, a uczestnicywydarzenia mieli szansę oglądać polityczny kabaret autorstwa nowojorskichdziennikarzy, którzy dobierali się do skóry wszystkim miejscowym politykom.Dochodyz rejsu zasilały nowojorską organizację dziennikarską.Tłuścioch Vinnie burknął wreszcie cześć do każdej ze słuchawek, odłożył jei popatrzył na Burke a. Ho, ho, ho, nasz bohaterski łobuz! Pstryknął palcami przypominającymi krótkie,pękate parówki. Pozwól, że zacznę od informacji.Stowarzyszenie Patrolowców wcalenie jest uszczęśliwione.Stałeś się dla nich negatywnym bohaterem miesiąca.Ktoś z ichprezydium pytał nawet, czy i ty będziesz na statku. Vinnie zachichotał. Jeśli sięwybierzesz, być może już nie wrócisz. Oni nie mają poczucia humoru mruknął Burke. Mimo wszystko dziwne, żedostarczają drinki, a nie każą, byś sam za nie zapłacił. Nie odważyliby się. Vinnie wzruszył ramionami. Musisz jednak zrozumieć ichstanowisko.W tych sprawach zawsze są śmiertelnie poważni.Cholernie nie lubią, kiedyjeden z nich dostaje w dupsko.To dla nich po prostu hańbiące. Roześmiał się.Gliniarz nie powinien obrywać.Chyba rozumiesz? Ten jednak oberwał.I to potem, jak mi nałożył kajdanki. Tłuścioch podniósł brwi do góry. %7łartujesz?Burke pogładził się po siniaku widocznym na lewym policzku. Mówię serio.Zresztą i ja miałem szczęście.Młody chłopak, wzięty na patrol,w ostatniej chwili wyrwał pijanemu partnerowi broń. Pieprzyć całe Stowarzyszenie Patrolowców.Jak zadzwonią, powiem, żeby sięcieszyli, że nie kierujesz sprawy do sądu. Popatrzył badawczo na Burke a: Oczywiście nie kierujesz? W pytaniu wyczuwało się ton troski.A gdy Burkepotwierdził skinieniem głowy, Vinnie dodał: To dobrze. Don Cheech już się zajmie tym pijakiem poinformował Burke.Chciał, by Vinniewiedział, że on, Billy, wcale się nie wystraszył i nie wycofał.Tłuścioch ponownie zarechotał.Miał na sobie nylonową koszulę rozpiętą pod szyjąi odsłaniającą nieowłosioną pierś, na której na złotym łańcuszku dyndał jakiś wisiorek.Grubas włożył rękę pod koszulę i bezmyślnie się drapał. Wierz mi, to, co wymyśli Cheech, będzie o niebo lepsze i bardziej długotrwałew skutkach niż kara wymierzona przez Sąd Cywilny.Poza tym policjanci nie zaczną naciebie polowania. Vinnie zatarł ręce, dając do zrozumienia, że temat został omówiony. A więc, co mogę dla ciebie zrobić?Burke wyjął z kieszeni mandat za złe parkowanie i rzucił na biurko Vinniemu. Kiedy wróciłem po samochód, znalazłem to za wycieraczką.Jednym z nieoficjalnych zadań Vinniego w Klubie Prasowym było załatwianie takichmandatów.Odgrywał rolę łącznika pomiędzy światem dziennikarskim a WydziałemRuchu Drogowego.Oddawał nie zapłacone mandaty, jakie dostawali reporterzyi dziennikarze wszystkich miejskich gazet, stacji radiowych i telewizyjnych.Załatwiał totak sprawnie, że żaden członek klubu dziennikarskiego nigdy nie płacił mandatów.W teorii chodziło o pomoc dziennikarzom w wykonywaniu swojej pracy.W rzeczywistości kar nie płacił żaden dziennikarz, bez względu na to, czy popełniłwykroczenie w czasie pracy, czy przy jakiejkolwiek innej okazji.Po prostu taki byłdziennikarski przywilej i obejmował również tych, którzy swoje obowiązki wypełnialijedynie w redakcjach.Vinnie wziął mandat i wsadził do teczki. Sprawę uważaj za załatwioną oznajmił.Masz czas na jedno piwko? Nie dziś.Jadę do Brooklynu na wywiad, na którym zależy Twistowi. Vinnie ponownie uniósł brwi. Tak, polecenia nadchodzące z góry muszą być szanowane. Oczywiście, szczególnie przez tych, którzy podpadli i walczą, by nie utonąć.Vinnie ponownie zarechotał: Bądz grzecznym chłopcem, a może poprawisz swoje notowania.Nigdy niewiadomo, co nas czeka.Rozdział czwartyWtorek, godzina 20.25Burke patrzył na kamienicę, jedną z ostatnich starych czynszówek, jakie sięuchowały w Park Slope, stanowiącym część Brooklynu.Park Slope powoli przeistaczałsię w dzielnicę ludzi zamożnych.Było ich tu coraz więcej i coraz bardziej cenili sobie tenrejon metropolii.Zaczynał się przy Prospect Parku, który niegdyś z powodzeniemrywalizował z Central Parkiem.Potem ulice opadały w dół po zboczu wzgórza; stądwzięła się nazwa dzielnicy.Potem przebiegała Siódma Avenue, potem Szósta, a granicęwyznaczała Piąta.Tam też definitywnie kończyły się kamienice czynszowe, a zaczynałrząd willi i domów jednorodzinnych z brązowego kamienia.Mieszkali tam finansiści,prawnicy i biznesmeni, którzy coraz chętniej uciekali z małych a drogich mieszkań naManhattanie.Jeszcze dalej znajdowały się budynki handlowe oraz magazyny.Tenfragment dzielnicy zamożniejsi pozostawiali ubogim, gnieżdżącym się w niewielkich,starych mieszkankach.Biedota spotykała się ze swoimi nowymi sąsiadami jedyniew metrze, kiedy jedni i drudzy jechali do różnych zajęć, tak bardzo odmiennych dlaprzedstawicieli obu grup.Przed przybyciem przedstawicieli wyższej klasy w Park Slope dominowali Włosidrugiego i trzeciego pokolenia, przeważnie robotnicy pobliskich doków.I jak we wszystkich miejskich włoskich skupiskach miała tam swoją siedzibę mafia.Obecnie w tej części Brooklynu nadal utrzymało się trochę Włochów, którzy odparlipokusę odprzedania nowym przybyszom swoich domów i nie opuścili miejsca, gdzie sięwychowali i gdzie teraz wzrastały ich dzieci.Pozostali też niektórzy członkowie mafii.Prowadzili oni klub znajdujący się o dwie przecznice od punktu, w którym stał Burke.Bossem tutejszej mafii był niejaki Carmine Wąż Persico, podstarzały capo z rodukolumbijskich kryminalistów.Aktualnie odsiadywał on wieloletnią karę więzienia.Stare,zakorzenione w Park Slope od dziesiątków lat rodziny do pewnego czasu czuły sięzagubione.Podobnie zresztą kryminaliści, którzy bronili okolicznych mieszkańców,jednocześnie na nich żerując.Obecnie dotychczasowi panowie tych rewirów bylibiedakami mijającymi na ulicach nowych mieszkańców, rankami i wieczoramiuprawiających jogging w modnych, drogich sportowych dresach i butach.Burke przeszedł przez jezdnię i stanął przed domem Marii Avalon.Stary,prostokątny budynek czynszowy ciągnął się wzdłuż Piątej Avenue pomiędzy Pierwsząa Drugą ulicą.Wyższe piętra zajmowali wynajmujący mieszkania, czego widomy dowódstanowiła bielizna susząca się na drabinkach przeciwpożarowych lub w oknach.Parterzajmowały sklepy i różnego rodzaju punkty usługowe, od pralni począwszy, nawiniarniach skończywszy.Przed sklepami z odzieżą, na chodniku, odbywała sięwyprzedaż, a napisy na wystawach informowały, że sklep zostanie zamknięty i wyzbywasię całego towaru po minimalnych, okazyjnych cenach.Brama do budynku była wciśnięta pomiędzy zakład ślusarski i winiarnię.Zaraz za bramą znajdowało się coś w rodzaju niewielkiego przedsionka z potworniezdemolowanymi skrzynkami pocztowymi, które swój wygląd zawdzięczały niewątpliwiemiejscowym chuliganom szukającym czeków przesyłanych z zapomogi społecznej.Kolejne drzwi prowadziły na klatkę schodową
[ Pobierz całość w formacie PDF ]