[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Teraz te dobra przeszły na własność króla.Po razpierwszy uświadamiam sobie, że wcale nie chodzi wyłącznie o kwestiewiary i sposoby oddawania czci Panu Bogu.Być może nawet wcale niechodzi o Boga.Zbyt wiele ma do powiedzenia zwykła ludzkachciwość.A może również próżność.Albowiem święty TomaszBecket sprzeciwił się tyranowi, który mienił się królem Anglii.Ciałomęczennika spoczywało w krypcie najbogatszej katedry, zamknięte wtrumnie ze złota i szlachetnych kamieni, i sam król Henrykktóry potem zarządził zniszczenie sanktuarium zwykł był tutaj sięmodlić i prosić o pomoc.Teraz jednak król Henryk nie potrzebujeniczyjej pomocy, a buntownicy są bez pardonu wieszani na suchychgałęziach.Całe bogactwo i cała władza należą do monarchy.Mój bratksiążę z pewnością by zauważył, że tak jest dobrze, gdyż jednokrólestwo nie może mieć dwóch panów.Ze znużeniem zdejmuję jedną suknię i wkładam drugą, przygo-towując się do wieczerzy, kiedy ciszę rozrywa grzmot salw armatach,01emimo iż jest ciemno choć oko wykol i dochodzi północ.Jane ynzjawia się, by mnie poinformować, iż w wielkiej sali czekają setkigości chętnych mnie powitać w Canterbury.Panowie szlachta? pytam po angielsku niepewnie.Domyślając się, że drżę na myśl o kolejnych oficjalnychprezentacjach, uśmiecha się i odpowiada: Chcą cię tylko zobaczyć. Na wszelki wypadek wskazujepalcami oczy. Będziesz musiała tylko do nich pomachać. Iznowu jej słowom towarzyszy gest dłoni.Chichoczę, widząc to przedstawienie, konieczne, jeśli mam sięnauczyć dobrze języka.Ruchem brody pokazuję okno. Dobra ziemia mówię.Jane Boleyn potakuje skinieniem. Klasztorna ziemia.Boża ziemia. Teraz króla? Krzywi się. Król jest teraz głową Kościoła, rozumiesz? Wszystko bogactwo. waha się i poprawia: Wszystko duchowe bogactwo Kościołanależy teraz do niego. Lud zadowolony? pytam, czując, że ogarnia mnie frustracja zpowodu ograniczeń w wysławianiu się. Ze zli księdzowie iść precz?Zerka na drzwi, jakby chciała się upewnić, że nikt nas nie podsłucha. Lud nie jest zadowolony mówi. Lud uwielbia sanktuaria iświętych, nie rozumie, czemu odbiera mu się świece.Nie ma pojęcia,dlaczego już nie wolno się modlić o wstawiennictwo.Ale nie powinnaśo tym rozmawiać z nikim z wyjątkiem mnie.Wolą króla jest, żebyKościół upadł.Kiwam głową. Król protestant?Krótki uśmiech sprawia, że oczy jej rozbłyskują. Nie, skądże! zaprzecza. Król jest tym, kim akurat pragniebyć.Zniszczył Kościół, żeby móc poślubić moją szwagierkę; onawierzyła w zreformowany Kościół, a on wierzył w niego razem z nią.Potem zniszczył także ją.I przybliżył Kościół do Rzymu, msza znówjest prawie taka sama jak u katolików.Nigdy jednak nie zwrócizawłaszczonego majątku.Kto wie, co zrobi teraz? W co zechceuwierzyć?Rozumiem z jej przemowy tylko piąte przez dziesiąte, więcodwracam się i wyglądam przez okno na ciemność i deszcz nazewnątrz.Myśl o władcy, który nie tylko decyduje, jakie życie mająwieść jego poddani, ale również określa istotę Boga, w którego mająwierzyć, napawa mnie strachem.Mowa bowiem o królu, którypoważył się zrujnować najświętsze sanktuarium chrześcijańskiej Eu-ropy, bez wahania odarł klasztory z krzyży i zamienił je w zwykledomy na prowincji.Mój brat książę srodze się pomylił, uważając, żezdołam do czegokolwiek nakłonić mego małżonka.Król HenrykAngielski robi to, na co przyjdzie mu ochota, i śmiem twierdzić, że niktnie jest w stanie go powstrzymać. Powinnyśmy już iść na wieczerzę oznajmia Jane Boleyn.Pamiętaj, nie rozmawiaj o tych sprawach z nikim innym. Dobrze mówię, po czym czując jej obecność za plecami,otwieram drzwi i staję oko w oko z tłumem oczekującym na mnie wkomnacie gościnnej.Raz jeszcze mam przed sobą morze nieznanychmi twarzy.Jestem tak szczęśliwa, że umknęłam przed deszczem i ciemnością, żeprzyjmuję podany mi ogromny puchar z winem i jem z apetytem, co mipodadzą, mimo iż siedzę sama jedna pod królewskim baldachimem, asłużący przyklękają przede mną na kolano.W wielkiej sali ucztująsetki ludzi, drugie tyle wyziera z kątów, drzwi i galeryjek, byle tylkomnie zobaczyć, jakbym była dziwnym zwierzątkiem.Przywyknę do tego, wiem, że muszę, więc tak się stanie.Jaki sens byćkrólową Anglii i wstydzić się własnych służących? To skradzioneopactwo nie jest nawet pierwszym pałacem, jaki tutaj widzę, a jużjestem porażona jego przepychem kapiącym od złota, liczbą wiszącychobrazów i tapiserii.Pytam arcybiskupa, czy to jego dom, a onodpowiada mi z uśmiechem, że mieszka niedaleko.Anglia to takibogaty kraj, że wprost trudno to sobie wyobrazić.Nie kładę się spać do wczesnych godzin porannych, a pózniej niemalod razu podrywają mnie z łóżka, gdyż czas udać się w dalszą drogę.Cóż z tego, że chcemy wyruszyć jak najszybciej, skoro przygotowaniatrwają w nieskończoność, ponieważ znów zrobiło się nas więcej.Terazpodróżuje z nami także arcybiskup ze swoją świtą, idącą w setki, a podrodze dołączają do nas jacyś wielmoże, którzy mają mnieodprowadzić aż do Rochesteru.Poddani wylęgają tłumie na ulice, więcgdziekolwiek się obrócę, widzę nowe twarze, do których muszę sięuśmiechać.Ramię aż mnie boli od ciągłego machania
[ Pobierz całość w formacie PDF ]