[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czuła sięw jego obecności jak na wygnaniu; miała ochotę uciec z tej klitki zalatującej sosem pomidorowym i mieszanym aroma-tem opakowań po chińszczyznie, zgniecionych i upchniętych w koszu na śmieci, Odnosiła wrażenie, że świat, jaki znała iw jaki wierzyła, przestał istnieć.Historia znaczyła dla niej niewiele była zbiorem faktów dotyczących martwych ludzi.Moose, który doskonale wyczuwał u ludzi brak zainteresowania tak drogimi mu sprawami i świetnie rozumiał, że jeśli nicsię nie zmieni, wkrótce okoliczne ziemie przestaną mieć jakąkolwiek historię, odbierał także obojętność swej siostrzenicyi zastanawiał się: Co ona tu robi?" Niekiedy spotykali się w apartamencie Moose'a i Priscilli, na drugim piętrze budynkunależącego do kompleksu zwanego Wersalem; o pół mili na wschód od Winnebago College.Siadywali naRLTmikroskopijnym balkonie, na którym mieściły się tylko dwa krzesła i mały stolik o szklanym blacie.Poniżej, na trawniku,jakiś chłopak jezdził traktorkiem-kosiarką.Za pierwszym razem to właśnie jego Charlotte winiła za wszystkie te licznechwile, kiedy zaczynała mówić równocześnie z Moose'em i urywali oboje, by znowu odezwać się w pełnej synchronizacjii raz jeszcze umilknąć.Jednakże przy następnym spotkaniu kosiarza już nie było, a kłopotliwa cisza pozostała.Moose niespieszył się z konwersacją, pogrążony w ponurych rozmyślaniach.Koniec, pomyślała Charlotte, wsiadając na rower zniewysłowioną ulgą, by znowu spotkać się z wiatrem, samochodami i drzewami z wolna obracającymi się w złoto.Niewrócę tu; to zbyt dziwaczne.W domu czekała ją jednak presja ciekawości matki.Ellen nigdy nie była w mieszkaniu Moose'a i Priscilli.Czymają na ścianach wiele obrazów? Czy telefon często dzwoni? Czy lodówka jest pełna? Charlotte dostrzegała ten głódwiadomości i czuła się uprzywilejowana z racji tego, że wolno jej było wkroczyć w prywatne życie wuja.Niebieskie,okrągłe mydełka w łazience.Ręczniki pachnące lekko kwiatami.Raz ciocia Priscilla zostawiła w kuchni ciasto zbananami wujek zakradł się tam boso, by ukroić kawałek dla siebie i dla Charlotte.Poza tym nie mówiła matce prawieo niczym.W albumie ukrytym w biurku Ellen znalazła stare zdjęcia Moose'a, z których spoglądał na nią kpiąco.Zwłaszczajedno przypadło jej do gustu: to, na którym stał po uda w wodzie, ubrany w jaskrawozielone kąpielówki, a jego tułów roz-szerzał się ku ramionom jak kołnierz kobry szykującej się do ataku.Fascynowała ją ta fotografia.W końcu wyrwała ją zalbumu i zabrała do swojego pokoju, by ukryć pod warstwami własnych szpargałów.Pod koniec września zaczęła pisać krótkie eseje na podstawie materiałów, które Moose podsuwał jej doprzeczytania.Dzięki nim oboje zaczęli przełamywać nieśmiałość.Wuj komentował jej prace i nanosił poprawki.Często zzapałem wymachiwał kartkami w powietrzu i pewnego razu mocniejszy podmuch wiatru wyrwał mu jedną z rąk.Natychmiast zerwał się z krzesła, wybiegł z mieszkania i zaczął ją gonić, a Charlotte skorzystała z okazji i pchnęła drzwisypialni, w której nigdy wcześniej nie była.Zobaczyła łóżko z jedwabistą, zieloną narzutą i parę ogromnych, futrzanychkapci stojącą obok.Na nocnym stoliku las buteleczek z lekarstwami.W garderobie wisiało pięć znoszonych, tweedowychmarynarek i stały trzy pary czarnych butów.Na półce leżało pięć miękkich roboczych koszul w kratę.W pazdzierniku umieli już prowadzić względnie normalną konwersację. Jak się miewa rodzinka? spytał ironicznie Moose, jakby zadawał pytanie, próbując jednocześnie udawać,że je zadaje.Charlotte odpowiedziała, że napięcie w domu rośnie okresowo, w cyklach miesięcznych, przed testamiRicky'ego. Rodzice pewnie umierają ze strachu zauważył Moose. O niczym innym nie myślą. A ty? To dziwne odparła ale ja myślę, że on będzie zdrowy.Moose odchrząknął z cicha. Chodziło mi o to, jak ty się miewasz wyjaśnił dość sztywno.Charlotte spojrzała na niego, ale on wypatrywał już czegoś ponad balkonową barierką, gdzie kosiarz grabił liściei wrzucał je do pomarańczowych, plastikowych worków udających lampiony z dyni.Nigdy przedtem Moose nie zadałwprost pytania, które dotyczyłoby jej osobistych spraw.Czekała, ciesząc się tym przejawem zainteresowania i zbierającmyśli, by odpowiedzieć z absolutną precyzją. Czekam, aż coś się stanie odparła po chwili.DWAJ M%7łCZYyNI PODEJMUJ RYZYKOW latach trzydziestych dziewiętnastego wieku, kiedy ta część świata była jeszcze względnie dzie-wiczym terenem, w Rockford pojawił się pierwszy spekulant: Germanicus Kent.W tysiąc osiemset trzy-dziestym czwartym roku założył wraz z partnerem miasto na zachodnim brzegu Rock River, w pobliżu KentRLTCreek, czyli w okolicy dzisiejszego centrum.Wspólnie zbudowali tartak, który był jednym z trzech elemen-elementów potrzebnych do stworzenia miasta (pozostałe dwa to saloon i kuznia).W tym samym roku nawschodnim brzegu rzeki osiedlił się inny spekulant, Daniel Haight.I tak historia Rockford rozpoczęła się od założenia Kentville i Haightville, dwóch niemal niewi-docznych miast, spoglądających na siebie wrogo z przeciwległych brzegów rzeki i konkurujących ze sobą,zanim jeszcze na dobre powstały.Pedałując z Wersalu do domu, Charlotte kluczyła między cadillakami na State Street i podnosiła się z siodełka nakażdym zjezdzie z pagórka, pozwalając, by jesienny wiatr szarpał jej ciało i kłuł uszy.Wyobrażała sobie, że mija wlottunelu i pochylona mknie w głąb ziemi.Czuła, że coś się w niej rodzi powolne i słodkie przeczucie zdarzeń.Kiedy dokonali zjednoczenia swych miast w jedno Rockford, Germanicus Kent i Daniel Haight stalisię aktorami grającymi dwadzieścia pięć ról: Haight był między innymi pierwszym szeryfem, pierwszympoczmistrzem i pierwszym komisarzem decydującym o przebiegu State Road (dzisiejszej State Street).Kentzostał pierwszym sędzią wyborczym, pierwszym przedstawicielem w Zgromadzeniu Generalnym stanu Illi-nois i pierwszym przewoznikiem przez rzekę.W dniu testów Ricky'ego Charlotte spotkała w garderobie matki dziwną kobietę.Słuchała Alanis na swoimwalkmanie i czytała pracę dyplomową o pierwszym moście w Rockford, tak starą, że napisaną jeszcze na maszynie.Zesłuchawkami na uszach weszła do łazienki Ellen, żeby poszukać płynu do pielęgnacji ciała, który matka przywiozławiosną z Florydy perłowobiałego, pachnącego plażą i kokosami.I wtedy zobaczyła kobietę: obcą, w szaliku iokularach przeciwsłonecznych. Jestem starą przyjaciółką twojej matki", powiedziała nieznajoma.Charlotte ze zgrozą spoglądała wstecz, na podejrzane szczegóły spotkania z ową starą przyjaciółką", którychwówczas nie zauważyła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]