X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie oni. Ale oni zajmują się morderstwami! Po co ich trzymać w niewiedzy?K�nig się zawahał, zerknął na Plougha. Monberg podjął taką decyzję.Uznał, że to byłoby.zbyt ryzykowne.Uważał, że pewna informacja może stanowić zagrożenie dla bezpieczeństwanarodowego.Morsowa twarz Bucha skrzywiła się w niedowierzaniu. O właśnie. Jego tłusty palec wskazujący mierzył w mężczyznę podrugiej stronie biurka. Jeśli się dowiem, że mnie pan okłamał, zasłuży pansobie na zaszczytne miano pierwszej osoby przeze mnie wylanej.Co to zainformacja?K�nig wyglądał teraz na przerażonego. To nie była moja decyzja. Jaka informacja?  naciskał Buch. Nie wiem  odrzekł K�nig. Monberg powiedział, że wróci do mniez wyjaśnieniem.A potem nagle się dowiedziałem, że leży w szpitalu.To sąokoliczności nadzwyczajne, muszę przyznać.Buch rozdrażniony postukiwał długopisem w stół.K�nig rozejrzał się po gabinecie. Sugerowałbym, panie ministrze, że najpewniej znajdzie panodpowiedz tutaj.Nie u nas.I ja nie kłamię.Nie okłamuję ani pana, aninikogo.  Bardzo mnie to cieszy  odparł Buch. U siebie musiałem zwolnićpięćdziesiąt osób jednego dnia.To nie było przyjemne. Nałożył nasadkę nadługopis. Chociaż tutaj.w Slotsholmen.Wpatrywał się w kostycznego, śmiertelnie poważnego mężczyznę przedsobą. Może to jednak nie byłoby takie trudne.W ciągu dwudziestu minut Plough zorganizował ekipę przeczesującąarchiwa poczty elektronicznej.Karina przetrząsała dokumenty papierowe.Buch czekał, odbijając od ściany swoją piłeczkę. Monberg zniszczył mnóstwo teczek  powiedziała Karina. Widzę,że zostały tylko dwie. Birgitte Agger miała rację. Buch po raz kolejny cisnął piłeczką ościanę. Monberg nie potraktował poważnie notatki o zagrożeniuterrorystycznym.A jeśli potraktował, to nikomu o tym nie powiedział.Takjak nikt nie powiedział o tym mnie. Byłem sekretarzem Monberga od chwili, gdy tu przyszedł  narzekałPlough, patrząc na kolejny stos papierów Kariny. To bardzo uważny iostrożny człowiek. Nie ujawnił informacji o zagrożeniu terrorystycznym!  krzyknąłBuch.Rozproszył się.Piłka zboczyła z toru, odbiła się od portretudziewiętnastowiecznego poprzednika, po czym zniknęła pod krzesłami. Może pan z tym skończyć?!  krzyknął Plough. Niszczy pan ściany.To zabytkowy budynek.Jest pod ochroną konserwatorską. To tylko piłka, do diabła  burknął Buch.Piłka zaginęła, a nie mógł sobie pozwolić, by szukać jej na klęczkach. Monberg na pewno nie zrobił tego bez powodu  zasugerowałPlough. Więc niech mi pan poda ten powód.Karina milczała, czytając jakiś dokument z teczki.Gdy mężczyznisobie to uświadomili, przestali się sprzeczać. Może ja go podam  powiedziała cicho.Buch podszedł i zerknął na dokumenty, które trzymała w ręku. Ten dokument miał trafić do niszczarki, ale nie zdążył. Karinapokazała mu stosowne miejsce. Monberg złożył zamówienie na aktadotyczące Anne Dragsholm.Z Ministerstwa Obrony.Poprosił o aktapersonalne.I całą jej korespondencję z nimi. Plough bawił się okularami, ewidentnie wściekły. Nie mógł tego zrobić bez mojej wiedzy.Wszystkie takie zamówieniamuszą przechodzić przeze mnie.To jest wręcz niesłychane. Ale zrobił  zauważył Buch. Może pan dla mnie zdobyć tedokumenty? Czy ja mógłbym zobaczyć to, co on widział? Zadzwonię do kogoś w Ministerstwie Obrony.Karina? Przygotujministra na Wspólną Radę.Przeanalizujcie ewentualne pytania. Z pytaniami mogę sobie poradzić w każdej chwili  warknął Buch.To odpowiedzi mi brakuje.Plough spiesznie wypadł przez drzwi.Karina spojrzała gniewnie na Thomasa Bucha. Przepraszam  powiedział. Nie cierpię błąkać się po omacku.Czy jabyłem wobec niego niegrzeczny? Myślę, że Plough pod wieloma względami jest bardzo wrażliwy. Kupię mu hot doga  obiecał Buch. Musi pan przećwiczyć te pytania.Jeśli pan tego nie zrobi, BirgitteAgger rozerwie pana na strzępy.Piłeczka leżała pod sofą.Buch nie mógł oderwać od niej oczu.Karinateż ją widziała. Nie teraz. Wstała, by wykopać piłeczkę poza zasięg wzrokuministra.*Brodaty mężczyzna na wózku podążał powoli główną nawą kościołaGunnara Torpego.Poranne słońce sączące się przez witrażowe okna byłobezlitosne.Mężczyzna miał ziemistą twarz, chorą i smutną, zieloną i brudnąkurtkę, włosy fatalnie ostrzyżone i dawno niemyte.Ale jego twarz wydawałasię ciągle młoda, nawet optymistyczna.Naiwna.Sunął powoli pomiędzy ławkami w stronę postaci w luterańskiej szaciez kryzą. Gr�ner  powiedział Torpe. Dzięki, że przyjechałeś. Te organy muszą grać  powiedział inwalida, rozglądając się. Gdziejest chór? Chór nie przyjdzie. Czemu?  David Gr�ner podniósł teczkę leżącą na jego chudychbezużytecznych nogach. Przyniosłem swoją muzykę.  Ktoś tu chce się z tobą spotkać.Torpe podszedł do drzwi wejściowych i zamknął je na klucz.Zzaambony wyłonił się Raben.Ręce Gr�nera chwyciły kółka wózka i obróciły je powoli, a Rabenuśmiechnął się, wyciągnął dłoń i czekał. Obcy  powiedział kaleka. My nigdy nie jesteśmy obcy, Davidzie.To niemożliwe.Gr�ner się roześmiał.Raben też, chociaż swobodniej.Ich dłoniezetknęły się w bladym zimowym świetle spływającym spod kopuły.Kilka minut rozmowy o niczym i cisza.Raben usiadł na ławce.Gr�nerwiercił się na wózku.Nogi miał przerazliwie chude.Ale było w nim życie, natwarzy widniał słaby uśmiech. Pracę mam nudną  powiedział. Ale lepszej bym nie dostał.Z tymtu. Klepnął nogi. %7łebracy nie mają wyboru.No chyba że zostałbymżebrakiem.A to jakoś. Jego wzrok powędrował na mozaikę nad ołtarzem:złoty Chrystus z apostołami. Jestem trochę wybredny.Kapelan daje mi tupograć na organach.I słusznie.Jestem w tym dobry. Co u twojej żony? Już lepiej, teraz sobie z tym radzi.Ma pracę w supermarkecie.Między nami niezle się układa. A maluch? Maluch? Ma już dwa i pół roku! To już nie jest żaden maluch.Uśmiech zniknął. Wszystko się zmienia.Tylko ja jestem taki sam. Nie. Wiesz, co jest najgłupsze, Raben? Gdybym chodził, wróciłbym tambez wahania.Poszedłbym w całe to gówno i ból.Od tego jesteśmy, co? Pewnie. Mój syn chce mieć wózek inwalidzki, gdy dorośnie. Gr�nerroześmiał się znowu i obrócił się w miejscu. Jak tatuś.Mam pięknego syna.Kochającą żonę.Moją muzykę.Gównianą robotę.Mogło być gorzej.Pochylił się do przodu, położył ręce na ławce. Kiedy cię wypuścili? Nie wypuścili.Uciekłem. Wstał, podszedł do mężczyzny w wózku. Myg się do ciebie zgłaszał? Coś się dzieje. Jezu. Gr�ner nie patrzył mu w oczy. Teraz to cię zamkną nawieki. I tak byłem zamknięty na wieki. Mówił za głośno.Słyszał, jak jego głos odbija się od zimnych ściankościoła. Raben. Myg nie żyje.Prawniczka też.Nie oglądasz wiadomości? Oglądam.Ale z Mygiem nie za bardzo wymieniałem kartkiświąteczne.Raben pochylił się, chwycił za poręcze wózka [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl
  • Copyright � 2016 (...) chciałbym posiadać wszystkie oczy na ziemi, żeby patrzeć na Ciebie.
    Design: Solitaire

    Drogi uĹźytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.