[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jakkolwiek wiem, iż ludzie uwzięli się na to,%7łeby nie iść do niebios, lecz stękać za kratą,Szwankując się i trapiąc.Wszystkie wez smętarzeI aby jeden pokaż, który mi zaprzeczy:Bo inna protestanckie one wirydarze,One ogródki one wcale nic do rzeczy,Skrywanie aktu śmierci kobiercem fijołków;A inna zamyślenie smętne, pod drezdeńskąSykstyną Rafaela, pogodnych aniołków,Co wieją jeszcze ona wolną, nazareńskąProstotą i bynajmniej nie są przerażeniWidzeniem ani oczu kryją jak %7łydowie,Kiedy grzmotami mówił Bóg w snopach promieniDo Mojżesza i owszem to im jest na zdrowie Twarzy swoich nie martwią one wyniszczeniem,Lecz włos trefiony mają, wzrok jasny natchnieniemI łagodnością błogiej głębiny sumienia:Grób żaden tak lekkiego nie użył kamienia! Nieraz gorzki mię uśmiech brał na tych smętarzach,Gdzie płaczące niewiasty, w batystach z marmuru,Martwią się nie widziałem w tych posągów twarzachRóżnic życia a śmierci wszystkie jak z albomuPortrety, które mało obchodzą nas w domu. Widział-żeś grób człowieka, co umarł szczęśliwie,Grób prawie że radosny? grób, co tobie mówi:Ciesz się bo oto ludzie kończą już godziwieI śmierć podobną bywa łagodnemu snowi.Krokiem zwycięstwa nowym nie pogardzaj, bracie!Nie oni ci postawią płaczącą figurę,Siebie żałując w trzy dni ani wiesz o stracie.Skoro ci ząb wypadnie, czujesz miejsce próżne,Lecz często mniej, gdy duchy odchodzą podróżne,A figury kamienne płaczą płaczą z ranaI wieczór jak najęte.O! ty ukochanaLudzkości chrześcijańska czy taić ci o tem,%7łe jesteś nieskończenie szanowne n i c - p o t e m? Osiemnaście więc wieków trwasz? a taka próżniaWe wszystkim mało gdzie cię myśl wyższa odróżniaOd pogan, z których żyjesz Czyście nie widzieli,%7łe mieszkacie w świątyniach starożytnych bogówI w bohaterów grobach? że ani by śmieliStworzyć co architekci prócz stodół a stogów Bez świątyń tych i grobów, z których nasze domy 211 Cóż zaś zostanie po nas?Tu Marek rzekł: Co myMyśleć mamy o grobach w wilię zmartwychwstania?Lada ranek czekamy dnia ostatecznego Czekacie? prawda! znam ja ten liryzm czekaniaUsprawiedliwiać zdolny, ależ nie każdego Przysłowiem się on stał już tak i o narodzieMniemamy! mając kilka błyskawic w odwodzie,Czekać można, aż spyta kto: Mili panowie!Rzeczone jest, że ani nawet aniołowieNie wiedzą dnia tych czasów i że będzie właśniePrzeciwnie skądże jedni wy wiecie tak jaśnie?Co zaś znów do narodu zaiste, że miłoPowiedzieć sobie: Na czas stanowczy się chowam,Aż dzień przyjdzie, gdy wszystko będzie się robiłoSamo przez się więc k temu rzeknę tylko to wam:%7łe bądzcież bezpotomni, skoro tak myślicie,Lub życiu czyńcie przyszłość, powodując życie! Mnich gdy powie, że Pana wygląda na niebie,Istnie on prawdę mówi użyteczną wielce,Bo jest tą dziewką mądrą, co czuwa za ciebieI oliw tłustość co dnia wlewa po kropelce.On społeczeństwo czasu pragnienia napoi,Chleb pomnoży lecz inna, gdy tam się nie stoi,Gdy i bierze się z świata, i światu zadłuża,A klasztornego zewnątrz używa przedmurza.Lecz dość bo smutków wiele znam niewyrażonych,A mało słów, co służyć im lubią. Mój drogi!Smutno jest gdyby z pierwszych który umęczonychWstał teraz i z swą stanął palmą pośród drogi,Co te do arku płaskie wyściela kamienie Ach! drogi mój i gdyby spytał o krwi morzeWylane za nas Tutaj stało się milczenie Droga pomiędzy nimi, jak potoku łożeWysłanego kamieniem, bardzo była pusta:Tą szli pod Ark Tytusa gdzieniegdzie z dalekaBielał kolumny odłam, jak wisząca chusta,Lub czernił się na niebios otchłannym przezroczu;Szli tak po głazach, kędy wracał ImperatorZe zburzonego miasta świętego co czytajW Tacycie i sumienia, czemu tryumfator?Zapytaj Pisałem 1849212IV.BURZA O! społeczeństwo ludzkie, ty byłobyś rajem,Albo przynajmniej czymsiś pogodnym bez przerwy,Gdyby nie ta rzecz jedna, co zowią: z w y c z a j e mI druga nie dość znana starożytnym: n e r w y! Galileusz, gdy matka w kolebkę go niosła,Czy winien był, że przed nim barbarzyńskie sędzieRoznamiętnili kodeks, a klątwa z nim rosła? I że pierw jest człowieka-wróg, nim człowiek będzie?W r ó g z w y c z a j, pokolenia nie ważący za nic,Jakby je wszystkie najprzód znał i był bez granic
[ Pobierz całość w formacie PDF ]