[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A dobry wariant? - zapytał Kłopot.Ogierek odetchnął głęboko.- To jest dobry wariant.Komendant Bulwa wezwał Holly do swego biura.Pomimo wbudowanego w biurko filtra oczyszczającego, pomieszczenie cuchnęło dymem.Ogierek już był na miejscu i jego zwinne palce migotały nad klawiaturą komputera dowódcy.- Sygnał wyemitowano gdzieś w Londynie - oznajmił.- Zauważyłem go tylko dlatego, że właśnie patrzyłem na monitor.- Wyprostował się i pokręcił głową.- Niesamowite.Jakaś technologia hybrydowa.Prawie taka sama, jak w naszych systemach jonowych - tylko o włos gorsza.- Nieważne „jak” - zasępił się Bulwa.- W tej chwili ważne jest „kto”.- Co mam robić, sir? - zapytała Holly.Bulwa wstał i podszedł do mapy Londynu na ściennym ekranie plazmowym.- Proponuję, żebyście pobrali zestaw rozpoznawczy, udali się na górę i zaczekali.Jeśli znowu nas wypingują, chcę mieć na górze kogoś, gotowego do działania.Nie potrafimy zarejestrować sygnału, ale zobaczymy go na wizji.Kiedy tylko pokaże się na ekranie, podamy wam współrzędne i ruszycie do akcji.Holly skinęła głową.- Kiedy następny palnik?Palnikami w slangu SKR określano wybuchy magmy z jądra Ziemi - ogniowe flary, dzięki którym tytanowe kapsuły funkcjonariuszy Korpusu Rozpoznawczego wzbijały się na powierzchnię.Ta karkołomna procedura była określana przez pilotów jako „jazda na palniku”.- Masz pecha - odparł Ogierek.- Nie ma nic przez następne dwa dni.Będziesz musiała lecieć promem.- A blokada?- Przywróciłem zasilanie w Stonehenge i w zestawach satelitarnych.Trudno, trzeba zaryzykować; musisz polecieć na górę, a my musimy mieć z tobą kontakt.Być może od tego zależy przyszłość naszej cywilizacji.Holly poczuła, jak na jej ramionach osiada brzemię odpowiedzialności.Te historie z„przyszłością cywilizacji” powtarzały się ostatnio coraz częściej.Rozdział trzeciNa lodzieGruba Ryba, KnightsbridgeWybuch podłożonego przez Butlera granatu sonicznego wyrwał drzwi do kuchni i rozrzucił przybory z nierdzewnej stali, które legły pokotem niczym źdźbła trawy.Po śliskich kaflach podłogi, zalanej wodą ze strzaskanego akwarium i usłanej odłamkami perpeksu, biegały przerażone homary z uniesionymi szczypcami.Personel restauracji leżał na podłodze związany i przemoczony, ale żywy.Butler ich nie uwolnił - akurat teraz niepotrzebne mu były ataki histerii.Przyjdzie czas, by wszystkimi się zająć, teraz jednak musiał zneutralizować zagrożenie.Jedna z zabójczyń poruszyła się - owa starsza pani, obecnie przewieszona przez zburzoną ściankę działową.Ochroniarz sprawdził jej źrenice; miała zeza i niezogniskowany wzrok.Nie stanowiła zagrożenia, mimo to zabrał jej broń i schował do kieszeni.Ostrożności nigdy dosyć - tej lekcji musiał nauczyć się od nowa.Gdyby madame Ko zobaczyła, jak się popisał dzisiejszego popołudnia, z pewnością usunęłaby laserem tatuaż, który dostał na zakończenie kursu.Pomieszczenie było czyste, ale ochroniarza wciąż coś męczyło.Jego żołnierski instynkt zgrzytał jak końcówki złamanej kości.Raz jeszcze Butler wspomniał madame Ko, swoją sensei z Akademii.Podstawowym zadaniem ochroniarza jest ochrona pryncypała.Nie można zastrzelić pryncypała, przed którym stoi ochroniarz Madame Ko zawsze określała pracodawców mianem pryncypałów.Z pryncypałami nie należało się bliżej zadawać.Dlaczego przypomniała mu się właśnie ta maksyma - dlaczego akurat ta, spośród setek, które madame Ko wbijała mu do głowy? Chociaż.odpowiedź była oczywista.Pozostawił pryncypała bez opieki, tym samym łamiąc pierwszą zasadę osobistej ochrony.Wgruzach legła również druga zasada: Nie będziesz się wiązał z pryncypałem uczuciowo.Butler był tak przywiązany do Artemisa, że zaczynało to wpływać na jego osądy.Niemal widział przed sobą madame Ko w mundurku khaki: niepozorną, zda się przeciętną japońską gospodynię domową
[ Pobierz całość w formacie PDF ]