[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.często zmienia miejsce pobytu.Tak, to ważne.Niech pani dowie, w jakiej ostatnio przebywałparafii i dlacze- Przeniesiono go tutaj."— Łatwiej byłoby uzyskać kody szwajcarskich ban- — mruknęła signorina Elettra.— Słucham?— Ciężko zdobyć tego rodzaju informacje.— jeśli był aresztowany, powinien figurować w naszej kartotece.— Takie rzeczy potrafią znikać, commissario — oznajmiła beznamiętnym tonem.— Jakie rzeczy? — spytał zaintrygowany.— Akta dotyczące aresztowań księży.Podobnie jak artykuły ukazujące ich w niekorzystnym świetle.Pamięta pan tę historię w dublińskiej łaźni? Temat błyskawicznie wyparował z gazet.Brunetti przypomniał sobie wiadomość, która w ubiegłym roku pojawiła się w prasie, choć tylko na łamach „Ma- nifesto" i „L'U nita".Irlandzki ksiądz umarł na zawał w łaźni dla gejów w Dublinie.Ostatniego namaszczenia udzieliło mu dwóch innych księży, którzy przebywali tam w tym samym czasie.Czytając artykuł, Paola dosłownie wyła z uciechy.Jednakże cała sprawa ucichła po jednym dniu, znikła nawet ze szpalt lewicowych dzienników.— Trudno coś usunąć z policyjnej kartoteki.Sekretarka uśmiechnęła się pobłażliwie, zupełnie jak Paola, kiedy nie chciała przeciągać dyskusji.— Znajdę nazwisko i wszystko posprawdzam — obiecała, przewracając stronę w notatniku.— Coś jeszcze?— Nie, to już wszystko — rzekł Brunetti, wychodząc z pokoju.Odkąd przed kilku laty signorina Elettra zaczęła pracować na komendzie, zdołałprzywyknąć do jej ironicznego stylu bycia, mimo to wciąż zdarzało się jej powiedzieć coś, co go zaskakiwało lub wprawiało w najwyższe zdumienie.Nigdy jednak nie odważył się prosić, żeby mu wytłumaczyła, co ma na myśli.Teraz też nie spytał, dlaczego zdobycie informacji o księżach uważa za tak trudne zadanie.Chociaż ani razu nie rozmawiali o religii i klerze, nie zdziwiłby się, gdyby jej poglądy nie odbiegały zbytnio od przekonań Paoli.Znalazłszy się w swoim gabinecie, porzucił rozważania na temat Elettry oraz Świętej Matki Kościoła i sięgnął po telefon.Wykręcił znajomy numer, a gdy po drugim dzwonku usłyszał w słuchawce głos Lele Bortoluzziego, przeprosił, że znów zawraca mu głowę doktorem Messinim.— Skąd wiedziałeś, że już wróciłem, Guido?— A wyjeżdżałeś?— Tak, do Anglii.Miałem wernisaż w Londynie; przyleciałem wczoraj po południu i zamierzałem dziś do ciebie zadzwonić.— Z jakimi wiadomościami? — spytał Brunetti, zbyt ciekaw, czego malarz zdołał się dowiedzieć, aby tracić czas na kurtuazyjną rozmowę dotyczącą wystawy.— Wygląda na to, że Fabio Messini lubi kobiety.— W przeciwieństwie do nas, tak? To miałeś na myśli?Lele, który za młodu cieszył się opinią pogromcy damskich serc, parsknął śmiechem.-— Nie — zaprzeczył.— Chodzi mi o to, że Messini do tego stopnia lubi towarzystwo młodych kobiet, że gotów jest za nie płacić.W tej chwili ma dwie.— Tak??— Tak.Jedną tu, w mieście, w pobliżu San Marco, płaci czynsz za jej czteropokojowe mieszkanie, a drugą na Lido.Żadna nie pracuje, obie ubierają się niezwykle elegancko.— Sam?— Co sam?— Czy sam jeden je utrzymuje? — Brunetti nie chciał dosadniej formułować pytania.— Hm, nie przyszło mi do głowy, żeby o to spytać — odparł Lele; z jego głosu przebijałżal, iż tego nie uczynił.— Podobno obie są bardzo piękne.— Podobno? Kto tak uważa?-— Znajomi.— Malarz nie wdawał się w szczegóły.— Co jeszcze mówią?— Że Messini odwiedza każdą z nich dwa, trzy razy w tygodniu.— Wspomniałeś, że ile gość ma lat?— Nie wspomniałem, ale jest w moim wieku.— No, no — mruknął Brunetti, a po chwili spytał: — A czy ci twoi znajomi mówili coś o jego domu opieki?— Domach.Ma kilka — przypomniał Lele Bortoluzzi.— Ile dokładnie?— Chyba pięć, jeden w Wenecji i cztery na stałym lądzie.Brunetti zamilkł i długo się nie odzywał.— Guido, jesteś tam? — zaniepokoił się malarz.-— Tak, tak, jestem.Czy twoi znajomi wiedzą coś o tych domach?— jedynie to, że we wszystkich pracują siostry z jakiegoś zakonu.— Z zakonu Świętego Krzyża? — spytał Brunetti, gdyż właśnie temu zakonowi, temu samemu, z którego wystąpiła Maria Testa, podlegał dom opieki, w którym przebywała jego matka.— Zgadza się.— Skoro domy należą do człowieka świeckiego, czy to nie dziwne, że.— Nie wiem, czy należą, czy on tylko nimi zarządza.W każdym razie jest dyrektorem wszystkich pięciu.— Rozumiem — powiedział Brunetti, obmyślając następny krok.— Co jeszcze mówili twoi znajomi?— Już nic — odparł nieco oschle malarz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]