[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie mogła się dłużej wykręcać.Zmusiła się, by na niego spojrzeć.- Nie rozumiałam, dlaczego jednego dnia mój ojciec wracał z pracy, przynosił misłodycze i mówił, że mnie kocha, a następnego już go nie było.- Umarł? - spytał odruchowo Tyler.Pokręciła głową.- Nie.Po prostu.odszedł.- I nigdy więcej go nie widziałaś?Ponownie pokręciła głową, ale tym razem nic nie powiedziała, w obawie że głos jejsię załamie.- Nigdy nie mogłem pojąć, jak można odejść od dziecka.- W głosie Tylerapobrzmiewało szczere zdumienie.- Może to łatwe, jeśli dziecko nie jest warte tego, żeby je kochać - odrzekła Zoeyledwo słyszalnym głosem.Tyler jednak ją usłyszał.- Przestań - rzucił ostro.- Nie rób sobie wyrzutów.Jakikolwiek był powód odejściatwojego ojca, ty nic tu nie zawiniłaś.Zoey odwróciła wzrok zakłopotana, gdyż ujawniła swą najgłębiej skrywanąniepewność.- Przepraszam - dodał po chwili Tyler łagodniejszym tonem.- Nie chciałem, żeby tozabrzmiało tak napastliwie.Kiedy to powiedziałaś, przypomniałem sobie śmierć mojejmatki.Przez dłuższy czas myślałem, że to musiała być moja wina.To straszny ciężar dladziecka i dopiero po latach udało mi się od niego uwolnić.Nie chcę, żebyś czuła się taksamo.W porządku?Spojrzała wreszcie na niego.- W porządku - szepnęła.Przez chwilę nad czymś się zastanawiał.- Może mamy ze sobą więcej wspólnego, niż myślałem.Oboje dorastaliśmy bezktóregoś z rodziców.174SR- Do chrzanu z takim dzieciństwem - powiedziała Zoey.Tyler uśmiechnął sięponuro.- Właśnie.Spojrzeli na siebie, czując, że między nimi pojawił się pomost.W tej chwili niemiały znaczenia dzielące ich różnice.Ważne było jedynie to, że oboje doskonalewiedzieli, jak smakuje ból porzucenia, kiedy jest się podatnym na zranienia dzieckiem.yrebak wypił mleko.Tyler niechętnie odwrócił się od Zoey i odstawił pustą butelkęna przymocowaną do ściany listwę.Następnie wyszedł z boksu i mocno zamknął za sobądrzwi.Spojrzał na Zoey i przez chwilę nie odrywał od niej wzroku.Nagle zdała sobie sprawę ze swego skąpego stroju.Starała się to zlekceważyć -przecież koszulka i szlafrok z kordonka nie są w połowie tak prowokujące, jak tenseksowny peniuar, który dostała na urodziny.Jednak sposób, w jaki Tyler na nią patrzył,sprawiał, że czuła się, jakby była ubrana bardzo prowokująco.W stajni panował chłód i Zoey zatrzęsła się z zimna.Tyler to zauważył.Wskazał stary indiański koc wiszący na ściance boksu.- Owiń się tym.Będzie ci cieplej.Koc miał wystrzępione końce, jego niegdyś żywe barwy wyblakły.Nadal był jednakgruby i ciężki.- Piękna robota - zauważyła Zoey, patrząc z bliska na koc.Desperacko starała sięodwrócić uwagę od Tylera.- Moja prababka go zrobiła - powiedział z wielką dumą.Spojrzała na niego.- Naprawdę? Więc to rodzinne dziedzictwo.- Przechodził z pokolenia na pokolenie.W domu są inne zrobione przez nią koce, wlepszym stanie niż ten.Zawsze wisiał w stajni.- Znałeś swoją prababkę? - spytała Zoey.Tyler pokręcił głową.- Niestety, nie.Umarła, kiedy ojciec był jeszcze dzieckiem.Zostawiła jednak posobie bogatą spuściznę - koce, które zrobiła, i plemienne legendy.- Jak ta o Plejadach? - spytała Zoey, przypominając sobie historię usłyszaną przyognisku.175SR- Tak.I opowieści o zwyczajach jej plemienia.Na przykład o zapłacie za pannęmłodą.- Zapłata za pannę młodą.Co to takiego? - spytała przytłumionym głosem, którybrzmiał w jej uszach dziwnie obco.- Młody mężczyzna zalecający się do młodej kobiety przyprowadzał konia pod jejtipi.Jeśli przyjmowała konia, czyli zapłatę za jej rękę, pobierali się.- A jeśli odmawiała? - spytała przekornie Zoey.- Cóż, przynajmniej nie tracił konia - zażartował Tyler.Zoey zaśmiała się nerwowo.- O jakich jeszcze zwyczajach opowiadała? - spytała cicho.Przez chwilę się wahał,po czym powiedział powoli:- Jest taki zwyczaj związany z kocem.- Z tym kocem?- Jakimkolwiek kocem, kto wie, może i z tym.Kiedy młody mężczyzna zbliżał siędo dziewczyny, której się podobał, wtedy ona rozpościerała zarzucony na ramiona koc,zapraszała młodzieńca do środka, no a potem owijała kocem ich oboje
[ Pobierz całość w formacie PDF ]